Kult pokryty kurzem - pamiętacie jeszcze te RTS-y?
Hearthstone vs. Duel of Champions, czyli porównanie darmowych gier karcianych
"Zaginiona" Andrzeja Pilipiuka - recenzja
Jak zrobili ze mnie korwinistę, czyli jak wziąć fantastykę i zrobić z niej sztandar polityczny...
Jak Polsat wziął się za e-sport
Pyrkon 2014 - fotorelacja
Zacząłem cykl o klasykach kina grozy i... z przyczyn nie do końca zależnych ode mnie pojawiły się tylko dwa teksty. Wypadałoby przeprosić i nadrobić zaległości, co niniejszym czynię. Dziś chciałbym zabrać was w zamierzchłą przeszłość. Do czasów gdy Nasi dziadkowie byli jeszcze młodzi, a może nawet nie było ich jeszcze na świecie. Przenosimy się do roku 1910 by obejrzeć kilkunastominutową produkcję będącą pierwszą filmową adaptacją "Frankensteina" i jednego z pierwszych filmów grozy w ogóle. Zapraszam.
Witajcie! Wiedziony ciągle postępującą grafomanią, nieśmiertelną miłością do do sagi Baldur's Gate i chęcią uporządkowania informacji o World of Baldur's Gate zacząłem pisać fabularyzowaną solucję tegoż megamoda. Traktuję to jako zabawę, pewne ćwiczenie umysłowe i wreszcie wprawkę w pisaniu. Dowcip polega na tym, że twór, który macie okazję czytać to efekt przechodzenia gry metodą prób i błędów bez sięgania po żadne dodatkowe pomoce (czyli w praktyce sięgnę po google dopiero gdy zatnę się z questem, który zacząłem i w żadnym innym przypadku). Prawdopodobnie ominę wiele ciekawych zadań i wątków, ale nie zmienia to faktu, że ludziom zagubionym w ogromie WoBG i przytłoczonych czasem absurdalnym poziomem trudności nawet taki twór może pomóc. Dzisiejszy tekst to jednak głównie rozważania teoretyczne i sam początek rozgrywki. Zapraszam.
Nie tak dawno temu pisałem o użytkowniku facebooka, który wylądował za kratkami za, jak sam twierdził, głupi i niesmaczny żart. Pojawiło się kilka komentarzy stwierdzających, że prawo w USA jest przewrażliwione. Ktoś napomknął, że to specyfika kraju, a strach mieszkańców Stanów Zjednoczonych przed terroryzmem stanowi całkiem niezłe wytłumaczenie.
Dziś coś z naszego podwórka. Youtuber działający na kanale "Kocham Gotować" prowadził sobie spokojnie całkiem niezły program kulinarny. Kilka przepisów miałem okazję przetestować z różnym skutkiem (mistrzem kulinarnym to ja nie jestem), a na inne jedynie gapiłem się czując jak po brodzie cieknie mi ślinka. Problem w tym, że Piotr, bo tak nazywa się prowadzący, wziął się też za testowanie produktów spożywczych. No i się zaczęło...
Kilka ostatnich lat upłynęło dla mnie pod znakiem niemal codziennych podróży pociągiem. Kwestia jakości usług naszego kochanego PKP to nie temat, który chciałbym dzisiaj poruszyć, ale w pewnym stopniu się z nim wiąże. Czekając wieczorami na pociąg człowiek musiał coś robić. Jeśli nie zabrało się ze sobą jakiejś książki to szło się do któregoś z dworcowych kiosków i tam nabywało coś do czytania, a w przypadku braku funduszy przystawało się w kiosku i przerzucało strony różnych pism na miejscu. Po pewnym czasie z całej tej pisaniny wyłaniał się pewien wzór... nieważne jaki dziennik, tygodnik czy inny miesięcznik się czytało. Nie liczyła się opcja polityczna, którą mniej lub bardziej udolnie wspierało dane pismo. Jeden schemat pojawiał się jak mantra u wszystkich: „Jesteśmy prześladowani, ratunku!”...