„Wytniemy z gry siedem godzin zawartości i poupychamy je jako bonus do zamówień przedpremierowych w siedmiu różnych sieciach handlowych. Zbierz je wszystkie! Damy też trzy rodzaje steelboków. Niech się barany zabijają o nasz towar. To prawda, że nie dokończyliśmy rozgrzebanego we wczesnym dostępie poprzedniego projektu, ale sami wiecie, rozumiecie. Mamy nowy super produkt, który przed premierą wypromują nam zaufani youtuberzy. Jesteśmy złymi deweloperami i naszym celem jest oskubanie gracza, więc wszystkie chwyty dozwolone, cel uświęca środki, itd. Trolololo...”
Wiele się mówi (nie tylko ostatnio) o psuciu rynku gier wideo przez zachłannych producentów i wydawców, którzy co i rusz wymyślają nowe sposoby na wyjmowanie pieniędzy z kieszeni graczy. Ostatnio niezwykłe poruszenie w tym temacie wywołały dwa tytuły: Śródziemie: Cień Wojny i Star Wars: Battlefront II. W tym pierwszym mikrotransakcje polegające na kupowaniu skrzynek ułatwiają zabawę i skracają czas potrzebny do zobaczenia „prawdziwego zakończenia” singleplayerowej historii. W drugim, ukryte w skrzynkach przedmioty są podstawą sensownego progresu w procesie rozbudowywania możliwości naszego żołnierza. Gdzieś tam jeszcze przemknęła Forza Motorsport 7 i VIPowskie karty, ale Turn 10 ugięło się pod żądaniami fanów więc tak jakby sprawy nie było. Tylko czy na pewno?