W tym roku zobaczymy kilka "interesujących" samochodówek. Interesujących wziąłem w nawias, bo jak to z nowym Need for Speed będzie, to na dwoje ślepa babka wróżyła. Seria od dawna goni swój własny ogon i z wyjatkiem Shiftów nie była w stanie zaoferowac mi niezapomnianych doznań. Choc muszę przyznać, że jak już się do którejś części usiądzie, to czas jakoś zleci. Tyle tylko, że ochota do z każdą mijającą godziną po pierwszym wyłączeniu gry jest coraz mniejsza. Rivals będzie się świetnie sprzedawał, jak każdy NFS, ale nie sądzę, aby przebił mur, w który z uporem maniaka wali głową Electronic Arts.
Czekam z wywieszonym jęzorem na Gran Turismo 6. W tej serii smakuje mi przede wszystkim klimat serwowany przez Polyphony. Ten jazzik w tle menusów zawsze rozkłada mnie na łopatki. Podobnie jak i kartonowe samochody, ale w demie szóstki jest już wyraźny postęp. Kiedyś dla piątki kupiłem porządną kierownicę, oby teraz dało się ją jeszcze lepiej wykorzystać. Szkoda tylko, że gra nie jest tytułem startowym na PS4. Och, co to byłaby za wojna z Turn 10!
No i stało się to, czego najbardziej się obawiałem. Rocksteady na łamach brytyjskiego PSM3 potwierdziło, że w Batman: Arkham City znajdzie się multiplayer. Co prawda nie podano żadnych detali, ale mam nadzieję, że będą to tylko jakieś dodatkowe tryby gry, w które będzie można sobie popykać po ukończeniu fabuły, a nie kooperacja.
Nie zrozumcie mnie źle. Uwielbiam dobrze zrobionego co-opa. Są bowiem gry, takie jak na przykład Gears of War, Castle Crashers czy seria LEGO, które wręcz są do tego stworzone, aby wspólnie z przyjaciółmi robić „rozpierduchę” na ekranie. Ale kiedy uruchamiam mroczną i klimatyczną opowieść, a taką było właśnie Arkham Asylum, nie chcę słyszeć o żadnej współpracy. Nawet gdyby ona miała być z własną babcią, siostrą, matką, dziewczyną, żoną czy najlepszym kumplem. Jestem ja, pad i telewizor. No i przygaszone światło.
Tuż przed Sylwestrem Square-Enix wraz z Game Informerem sprawili nam niespodziankę i podzielili się pierwszymi screenami z najnowszej odsłony przygód Lary Croft. Wiemy już, że to kolejna marka, która doczeka się restartu, wiemy także, że zmienić ma się mechanika gry i świat, w którym będziemy się poruszać. Wiemy w końcu, że akcja dziać się będzie na Dalekim Wschodzie, zaś panna Lara odmłodnieje do wieku tuż pomaturalnego. Mnie te zmiany bardzo się podobają, co co screenów, na razie mam mieszane uczucia. Zapewne w ruchu będzie to wyglądać znacznie bardziej interesująco. W każdym razie zapraszam do galerii w rozwinięciu tego wpisu.
Bioshock: Infinite trafi do sklepów dopiero za dwa lata, ale marketingowcy 2K już dzisiaj odwalają genialną robotę. Mieliśmy już trzy różne okładki Game Informera z motywem gry, a teraz ten sam magazyn zafundował nam możliwość obejrzenie plakatów propagandowych, które pewnikiem pojawią się również w grze, gdzie przyozdobią mury Columbii. Poniżej tylko próbka, reszta po rozwinięciu wpisu, w galerii.
Nowy numer magazynu Game Informer zawierać będzie ponoć wiele świeżych informacji dotyczących Bioshock: Infinite. Zanim jednak położymy rączki na jego zawartości, redaktorzy ujawnili światu dwa dni temu trzy okładki, z którymi pismo będzie można zakupić. Co ciekawe, wszystkie trzy są stworzone przy czynnym udziale specjalistów z Irrational Games. Celem jest stworzenie okładki pisma, które mogłoby znaleźć się na początku XX wieku na pokładzie Columbii, czyli powietrznego miasta, w którym rozgrywać się będzie akcja gry.
Gigantyczna akcja marketingowa czy dzieło sztuki na miarę Madonny na okładce Machiny? Która okładka podoba Wam się najbardziej? Poniżej miniaturki, wersje full znajdziecie w galerii.
Jak co roku, blogerzy serwisu gameplay.pl wzięli udział w plebiscycie na wybór najlepszej gry ostatnich dwunastu miesięcy. Dziś ostatni dzień grudnia,, najwyższa więc pora, aby ogłosić wyniki tego wewnętrznego plebiscytu. Udział w zdecydowało się wziąć szesnaście osób. Każdy mógł wytypować pięć tytułów, poczynając od najlepszego. Ważna więc była kolejność umieszczenia danej gry na liście.
Produkcja znajdująca się na pierwszym miejscu otrzymywała dziesięć punktów, na drugim siedem, na trzecim pięć, na czwartym trzy, a na piątym jeden.
Dzięki przyjęciu takiego sposobu punktowania łatwo dała się wyodrębnić grupa faktycznych faworytów. W tym roku było ich aż pięciu, a walka o pierwsze miejsce była niezwykle zażarta.
Najlepszą grą 2013 roku według blogerów gameplay.pl zostaje, o włos przed konkurencją, (werble):
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy czasu na czytanie miałem nieco mniej, więc i zakupy chyba wyszły trochę skromniejsze. A na pewno bardzo monotematyczne, bowiem po latach przerwy wróciła do mnie pasja symulowania latania, a przede wszystkim pasjonowania się lotniczymi opowieściami. Stąd to nadrabianie zaległości.
Frank Mares - Zadanie wykonane
Wspomnienia czeskiego pilota, który w 1940 roku trafił do Anglii i początkowo latał w słynnym wówczas 601 dywizjonie RAF. Można w niej znaleźć kilka ciekawostek, które wyjaśnią jakie stosunki panowały pomiędzy czeskimi oficerami a zwykłymi żołnierzami, a co za tym idzie, dlaczego wielu czeskich pilotów nie chciało latać w czeskich dywizjonach. Trochę mało opisów walk powietrznych, za to interesująca krótka historia ucieczki z okupowanych Czech przez Polskę latem 1939 roku.
Beneath a Steel Sky to swoisty fenomen połowy lat 90. Gra ukazała się na rynku w 1994 roku, a więc w okresie kiedy potężny do tej pory gatunek klasycznych przygodówek point & click zaczynał chylić się ku upadkowi zmierzając wprost w objęcia mystopodobnych tworów, tudzież gier, w których prym wiedli digitalizowani aktorzy (Under a Killing Moon, Gabriel Knight 2: The Beast Within). W chwili premiery dzieło anglików z Revolution Software, mających na koncie wydane dwa lata wcześniej Lure of the Temptress, było szczytowym osiągnięciem pośród podobnych gier, wyróżniającym się zarówno fantastyczną oprawą graficzną (choć nadal w rozdzielczości 320x200 pikseli), jak i zastosowaniem nowatorskiej technologii o nazwie Virtual Theatre 2.0.
W końcu, jak to zwykle bywa po drobnych perturbacjach, udało nam się nagrać trzydziesty siódmy odcinek podcastu naGRAnie. Jako zadośćuczynienie kilkudniowego opóźnienia z przyjemnością informuję, że jest to najdłuższa w historii audycja, trwająca godzinę i czterdzieści minut. Jest więc czego posłuchać, tym bardziej, że we wrześniu nastąpił prawdziwy wysyp nowych gier i interesujących newsów.
Rozmawiamy m.in. o:
Wszystko jest już jasne. Kolejna część Assassin’s Creed powiedzie nas na wschód, do Konstantynopola, gdzie w cieniu Hagi Sophii pozajączkujemy po dachach by móc popatrzyć na wody cieśniny Bosfor oddzielającej Europę od Azji. Bohaterem gry ponownie stanie się Ezio, jednak tym razem, jak zapewnia Ubisoft, już po raz ostatni.
Nie twierdzę, że przewidziałem, że tak się stanie, bo nie przewidziałem. Podobnie jak ogromna rzesza fanów serii liczyłem na odważniejszy ruch dewelopera, dzięki któremu trafimy w nieco inny okres historii. I choć działania panów w garniturach mogą wydawać się odcinaniem kuponów od osiągniętego do tej pory sukcesów (prawie 28 milionów pudełek z serią poszło do ludzi), to jednak po zastanowieniu się, uważam, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Schyłek średniowiecza i świt renesansu to jeden z ciekawszych okresów w historii. To świetny okres, by pokazać różnorodność tamtego świata, powstające prądy kulturowe i filozoficzne. Autorom gry udawało się do tej pory misternie wplatać je w przedstawioną intrygę. Skoro uważają oni, że jeszcze mają coś do powiedzenia i nie wyeksploatowali tematu, to ja im wierzę. Przynajmniej do czasu, aż nie zweryfikuję wiary grając w gotowy produkt.
Tristan Reidford jest grafikiem w firmie Valve i oczywiście pracował przy produkcji min. Portal 2. Poniżej widzicie plakat filmowy stylizowany na kino s-f z lat 70. narysowany przez Tristana. Niezły kawał obrazka, bym powiedział. A swoją drogą, może macie jakieś typy, kto dzisiaj mógłby zagrać główną bohaterkę w ewentualnym filmie? Angelina Jolie? Salma Hayek? Hmm…
PS. W rozwinięciu, w galerii, znajdziecie większą wersję obrazka.
Po wakacyjnej przerwie po raz dwudziesty drugi spotkaliśmy się by porozmawiać o tym, co w branży piszczy. Na tapetę bierzemy kolońskie targi gamescom i jak zwykle marudzeniu i wychwalaniu nie ma końca. Rozmawiamy o tym, co nam się podobało i co uznaliśmy za kichę. A trochę tego było, choć trzeba wziąć poprawkę na to, że czasem mówimy trochę z przymrużenieniem oka.
Poza grami inaugurujemy kącik kurturarny, w którym pałęczkę przejmuje eJay. A jak eJay, to wiadomo, że rozmowa będzie dotyczyć filmów. Omawiamy horror Insidious, Genezę planety małp, Kapitana Amerykę oraz po troszę nowego Conana.
Podcast jak zawsze bez ścinek, więc z góry prosimy o wybaczenie za wszelkie aaa, eee i inne fo pa. A także za brzydkie wyrazy.
Na początku lutego zdałem raport z książkowych zakupów. Jest koniec marca, więc minęło wystarczająco wiele czasu, aby wpisać sobie do pamiętniczka kolejne życiodajne zakupy. Nie jest tego może porywająco wiele, ale przyjemność od czasu do czasu trzeba przeplatać też pracą. Chociaż chwila... przecież ja tę przyjemność przeplatam inną przyjemnością :D
Michael Punke - Zjawa
Dzikiego Zachodu ciąg dalszy ze stycznia. Film oczywiście oglądałem i byłem zachwycony nie tyle samą historią, bo co do tej można mieć wiele wątpliwości, czy aby to wszystko na pewno mogło zdarzyć się jednemu zakatowanemu przez niedźwiedzia człowiekowi, ale przede wszystkim pejzażami, które udało się tak pięknie uchwycić filmowcom. Chcę przeżyć to jeszcze raz, ale już w wyobraźni, co umożliwi mi, mam nadzieję, książkowy pierwowzór.
Zachar Prilepin - Klasztor
Lubię literaturę obozową, szczególnie Inny świat Herlinga-Grudzińskiego. Po Klasztor sięgnę tym chętniej, że autor, to wywołujący nawet w samej Rosji kontrowersje narodowy bolszewik. To ponoć wielka współczesna rosyjska literatura. Na pewno gabarytami - ponad sześćset pięćdziesiąt stron robi wrażenie nieprzystępności.
„Wytniemy z gry siedem godzin zawartości i poupychamy je jako bonus do zamówień przedpremierowych w siedmiu różnych sieciach handlowych. Zbierz je wszystkie! Damy też trzy rodzaje steelboków. Niech się barany zabijają o nasz towar. To prawda, że nie dokończyliśmy rozgrzebanego we wczesnym dostępie poprzedniego projektu, ale sami wiecie, rozumiecie. Mamy nowy super produkt, który przed premierą wypromują nam zaufani youtuberzy. Jesteśmy złymi deweloperami i naszym celem jest oskubanie gracza, więc wszystkie chwyty dozwolone, cel uświęca środki, itd. Trolololo...”
Wiele się mówi (nie tylko ostatnio) o psuciu rynku gier wideo przez zachłannych producentów i wydawców, którzy co i rusz wymyślają nowe sposoby na wyjmowanie pieniędzy z kieszeni graczy. Ostatnio niezwykłe poruszenie w tym temacie wywołały dwa tytuły: Śródziemie: Cień Wojny i Star Wars: Battlefront II. W tym pierwszym mikrotransakcje polegające na kupowaniu skrzynek ułatwiają zabawę i skracają czas potrzebny do zobaczenia „prawdziwego zakończenia” singleplayerowej historii. W drugim, ukryte w skrzynkach przedmioty są podstawą sensownego progresu w procesie rozbudowywania możliwości naszego żołnierza. Gdzieś tam jeszcze przemknęła Forza Motorsport 7 i VIPowskie karty, ale Turn 10 ugięło się pod żądaniami fanów więc tak jakby sprawy nie było. Tylko czy na pewno?
Najskuteczniejsza reklama to ta, która zwraca na siebie uwagę. I to raczej bez względu na przemycane treści, bo wśród wydziwiających i zniesmaczonych zawsze znajdą się tacy, którym kontrowersyjne tematy zupełnie nie przeszkadzają.
Kto choć trochę śledzi bieżące wydarzenia zapewne słyszał o gigantycznym Zimnym Lechu w Krakowie, reklamie doskonale widocznej z wawelskich murów. Donos prasowy o tym "występku" natychmiast podgrzał atmosferę. Zimny Lech namieszał w gorących głowach. Tu i ówdzie posypały się gorzkie słowa europosłów, tam któś zaczął nawoływać do bojkotu produktów zasłużonego browaru. Baner reklamowy został zdjęty.