Recenzja Sniper Elite V2, pogromcy Ghost Warriorów
Co mają wspólnego "Frankenstein" i CI Games? Recenzja Enemy Front
Rzecz o tym, jak to jest mieć węża w kieszeni - recenzja Metal Gear Solid: Portable Ops
Czy byłbyś łaskaw zakończyć historię Rapture i Columbii? - recenzja BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode Two
Mocny zawodnik z tego Starkillera - recenzja Star Wars: The Force Unleashed [PSP]
Słowo w obronie remasterów
Nie tak dawno Call of Duty świętowało dziesięciolecie. W trakcie tej dekady zdążyło wywołać u graczy w zasadzie każdy rodzaj uczucia: od zachwytu przez miłość po znużenie i nienawiść, a co najlepsze – te dwa równocześnie w ostatnich odsłonach. Dziś wydajemy polecenia Burkom, sterujemy dronami i łamiemy sobie głowę, jakie dodatki założyć do ulubionej pukawki w multi. Kiedyś jednak wszystko było o wiele prostsze – wystarczyło pamiętać o przeładowaniu broni i się nie wychylać, bo w przeciwnym razie zwycięstwo Aliantów stawało pod znakiem zapytania. Wciąż pamiętam piekło pod Stalingradem z pierwowzoru, lecz bitwa na Łuku Kurskim czy batalia o Charków z dodatku United Offensive wcale nie były gorsze. I to właśnie nim się teraz zajmiemy.
Jak najłatwiej zjednać sobie klientów konkurencji, oferującej nieco inny produkt? To proste – wypuścić na rynek coś podobnego! Wcielenie w życie tej zasady miało być kolejnym małym kroczkiem duetu DICE/Electronic Arts na drodze do odebrania Call of Duty korony najlepiej sprzedającego się króla FPS-ów. Fanów Battlefielda, rozkochanych w wielkich mapach i wojnie na iście epicką skalę, nie przekonywano długo do zakupu trzeciej odsłony. Problem stanowili Ci, którzy woleli ultraszybką zabawę w berka w ciasnych, małych lokacjach, bez możliwości zrównania wszystkiego z ziemią za pomocą czołgu czy myśliwca – a właśnie taką rozgrywkę oferuje CoD. Nic dziwnego, że wśród 5 rozszerzeń do Battlefielda 3 i na to pojawiła się stosowna odpowiedź w postaci dodatku Walka w zwarciu.