Nie tak dawno Call of Duty świętowało dziesięciolecie. W trakcie tej dekady zdążyło wywołać u graczy w zasadzie każdy rodzaj uczucia: od zachwytu przez miłość po znużenie i nienawiść, a co najlepsze – te dwa równocześnie w ostatnich odsłonach. Dziś wydajemy polecenia Burkom, sterujemy dronami i łamiemy sobie głowę, jakie dodatki założyć do ulubionej pukawki w multi. Kiedyś jednak wszystko było o wiele prostsze – wystarczyło pamiętać o przeładowaniu broni i się nie wychylać, bo w przeciwnym razie zwycięstwo Aliantów stawało pod znakiem zapytania. Wciąż pamiętam piekło pod Stalingradem z pierwowzoru, lecz bitwa na Łuku Kurskim czy batalia o Charków z dodatku United Offensive wcale nie były gorsze. I to właśnie nim się teraz zajmiemy.
NOWY, LEPSZY MOH?
Stworzone przez Gray Matter Interactive Studios rozszerzenie koncentruje się wokół odparcia niemieckiej kontrofensywy w Ardenach (wątek amerykański), Operacji Husky (brytyjski) oraz wspomnianej bitwy na Łuku Kurskim (radziecki). Już pierwsze minuty silnie kontrastują z podstawową grą, prezentując typowy dla dodatków wywindowany poziom trudności: trafiamy do okopów pod Bastogne, gdzie przemarznięci do szpiku kości Jankesi usiłowali zatrzymać ostatni wielki zryw III Rzeszy na froncie Zachodnim. Niemieckie kontrnatarcie cechuje spory dramatyzm – to już nie leniwy początek przeboju Infinity Ward, a środek batalii, ze świszczącymi wokół pociskami, terkoczącymi karabinami maszynowymi i siejącymi spustoszenie czołgami. Fanom serii Medal of Honor z pewnością zaświecą się odpowiednie lampki – w Spearhead, dodatku do Allied Assault, również ukazano ten moment wojny. To niejedyny wspólny element łączący obie produkcje. Generalnie ciężko oprzeć się wrażeniu, że United Offensive to takie ładniejsze, lepiej wykonane AA z bardzo różnorodnymi misjami.
NA ZIEMI I W POWIETRZU
Przeciąganie liny w Bastogne to przykład typowo wojennych, filmowych starć, w których uczestniczą dziesiątki żołnierzy i pojazdów – czasem nawet znacznie więcej, co szczególnie widać pod belgijskim Foy, kiedy to Alianci przeprowadzają zmasowane natarcie. To samo da się powiedzieć o wątku radzieckiego szeregowego Jurija Pietrenki, biorącego udział zarówno w walkach piechoty, jak i w bitwie pancernej. Z kolei miłośników operacji na tyłach wroga uraczy kampania brytyjska, gdzie wespół z holenderskim ruchem oporu w widowiskowy sposób wysadzamy kolejowy most, a potem, na zlecenie Biura Operacji Specjalnych (to równocześnie kolejne odniesienie do Medal of Honor), uciszamy niemieckie działa. Wcześniej jednak ma miejsce etap całkowicie unikatowy, przy którym przyziemne T34 mogą się schować: brytyjski protagonista trafia na pokład Latającej Fortecy, czyli bombowca B-17! Spędza się tutaj tylko jedną, aczkolwiek dosyć rozbudową misję, lawirując między działkami umieszczonymi w różnych miejscach samolotu i w międzyczasie starając się utrzymać maszynę w kupie, bowiem myśliwce Luftwaffe kąsają dokuczliwie, sugestywnie rozrywając kadłub pociskami. Ta klimatyczna sekwencja na długo pozostaje w pamięci i szczerze mówiąc wypada znacznie lepiej, niż kiepsko zrealizowana możliwość samodzielnego polatania w odrobinkę młodszym Medal of Honor: Wojnie na Pacyfiku.
STALIN MIAŁ RACJĘ
Nieco mieszane uczucia pozostawiła we mnie kampania radziecka. Z jednej strony czuć, że Stalin faktycznie brał na poważnie słowa „prędzej im się skończą naboje, nim nam ludzie” – na Łuku Kurskim czy w Charkowie giną setki dzieci Matuszki Rosji, ale z drugiej nieco odpuszczono klimat, bo sami żołnierze nie muszą już wybierać pomiędzy śmiercią z rąk wroga bądź rodaka. Zrobiło się po prostu poprawniej politycznie, pozbywając się nawet panikarzy, co odebrało wojakom ludzki pierwiastek, tak sugestywny pod Stalingradem. Szkoda, bo w tej kwestii pozostałe kampanie są znacznie bardziej wyraziste. Na szczęście nie kuleje element najistotniejszy, czyli sam gameplay. Nowy developer doskonałe zrozumiał, o co chodzi w Call of Duty, serwując różnorodne zadania z szerokiej puli wszystkiego, czego można oczekiwać po grze drugowojennej. Jest zatem wysadzanie dział, czołgów, zabawa snajperką, brawurowe ucieczki pojazdami z sekwencją celowniczkową, zmasowane natarcia i dramatyczne obrony do czasu otrzymania posiłków. Gray Matter Interactive Studios nie bało się także doszlifować niedoskonałych elementów, wprowadzając m.in. nieobecny w podstawce sprint, kilka nowych broni, a w tym możliwość przenoszenia ciężkich karabinów maszynowych, by rozstawić je w innym miejscu. Do tego nieco podrasowało oprawę graficzną – skorzystały na tym głównie shadery wody i efekty wybuchów, gdyż od teraz eksplozji towarzyszy więcej uroczych, dość realistycznych kłębów dymu. Muzyką po raz kolejny zajął się Michael Giacchino, dodając kilka nowych utworów – klimatycznych, utrzymanych w duchu gry.
T34 – DREWNIANY PŁOTEK 0:1
Największe zmiany czają się jednak w multi, gdzie autorzy na przekór berkowi z podstawki wprowadzili pojazdy – co prawda tylko kilka, a całość rozmachem nie może się równać z Battlefieldem 1942, lecz jak na warunki Call of Duty to i tak spory szok. Można się wozić ciężarówkami, jeepami oraz oczywiście czołgami (przeważnie z towarzyszem lub dwoma), zaś dzięki sprintowi zmagania piechurów obciążonych BAR-ami czy innymi nielekkimi zabawkami wreszcie nie przypominają wyścigu paralityków. Niestety wrażenia z wojaczki stalowymi bestiami psuje całkowita sterylność map – w singlu drzewa czy płoty łatwo poddają się ogromnej masie, lecz w multi wszystko zostało zbudowane z jakiegoś „niemożliwium”. Nie po to wsiada się do tanka, żeby się obijać o elementy otoczenia niczym na autodromie. Na szczęście poza tą głupotą jest niemal bez zarzutu. Sporo opcji taktycznych wniosły rozkładane karabiny maszynowe, dzięki czemu można solidnie zabezpieczyć swoją pozycję, zwłaszcza, jeśli się jeszcze rzuci granat dymny. Takie podejście do rozgrywki ma największą rację bytu w rozgrywkach ambitniejszych, niż prosty Deathmatch i jego drużynowy wariant. United Offensive przyniosło ze sobą 3 nowe tryby: Dominację, Zdobycie flagi i Atak na bazę. Dwa pierwsze są oczywiste, natomiast w trzecim każdy zespół posiada 3 bazy, które musi chronić przed atakiem wroga i jednocześnie próbować zniszczyć jego zabudowania, najpierw zmiękczając je bronią ciężką, a następnie podkładając ładunki w środku. Tryby te uzupełniły dostępne za sprawą podstawki Za linią wroga (niewielka grupka Aliantów usiłuje przetrwać na terenie opanowanym przez hitlerowców), Odzyskiwanie (zorientowane na kradzież ważnych dokumentów), Znajdź i zniszcz (podkładanie bomb) oraz Sztab (odmiana Dominacji). Na brak dostępnych serwerów nie sposób narzekać, lecz na ilość chętnych do zabawy już tak. Zmusza to do wybierania rozgrywek o wysokim pingu, ale w zamian otrzymujemy wciąż absorbujący gameplay. Przyznam, że rozpieszczony współczesnymi shooterami potrzebowałem nieco czasu, by przyzwyczaić się do tutejszego tempa akcji i faktu, że bronie miewają naprawdę duży rozrzut. Zamiast grindu dostałem jego protoplastę, kolejną nowinkę od Gray Matter Interactive Studios – awanse polowe, coś pomiędzy współczesnymi perkami i killstreakami. Dobra postawa (fragi, wypełnianie zadań) owocuje większą ilością amunicji, granatów, a nawet możliwością wezwania ataku artylerii. Nie ma tego dużo, ale w chwili premiery dodatku z pewnością rajcowało każdego fana sieciowych potyczek.
WSPOMNIEŃ CZAR
II wojna światowa zniknęła już z serii na dobre, ale pozostało nam wspomnienie tamtych czasów – masa skryptów oraz wrogowie o inteligencji starej, wojskowej onucy. Mimo to nie sposób nie mówić ciepło nt. podstawki oraz recenzowanego dziś dodatku, bo, jak to mówią nasi południowi sąsiedzi – „to se ne vrati”…
Jeśli ktoś ma ochotę śledzić mnie na Twitterze, zapraszam tutaj: https://twitter.com/guy_fawkes_gt
Zapraszam również do mojej strony na FB, gdzie zamieszczam wszystkie linki do publikowanych przeze mnie treści i ciekawostki: http://www.facebook.com/GuyFawkes88