Recenzja Shadow Warrior 2 - Danteveli - 14 października 2016

Recenzja Shadow Warrior 2

Danteveli ocenia: Shadow Warrior 2
90

Może zabrzmi to trochę dziwnie ale Shadow Warrior jest jedną z gier mojego dzieciństwa. Nie pamiętam już jakim cudem trafiłem na ten tytuł. Z jakichś powodów kojarzy mi się on jednak z szalonym okresem katowania w Duke Nukem 3D i zachwytem nad możliwościami komputerów osobistych. Nie ukrywam zdziwienia, gdy usłyszałem, że powstanie reboot akurat tej gry. Jak wielu innych miałem wątpliwości co do potencjalnej jakości produktu żerującego na nostalgii do lat 90. W końcu Duke Nukem Forever nauczył mnie przestrogi. Finalny produkt okazał się jednak genialny i stawiam go na równi z ostatnim Wolfensteinem i Doomem. Dlatego też niecierpliwie wyczekiwałem powrotu Lo Wanga. Czy ekipa ze studia Flying Wild Hog była w stanie zaspokoić moje wygórowane oczekiwania?

Fabuła Shadow Warrior 2 rozpoczyna się w kilka lat po wydarzeniach z pierwszej części. Nasz bohater podczas swojej ostatniej misji sporo namieszał przez co świat demonów połączył się z Ziemią. W wyniku tego zaszły olbrzymie zmiany a nasz niedawny pracodawca Zilla eksperymentuje z mieszaniem ludzi, demonów i cybernetyką. Lo Wang nie przejmuje się jednak tym wszystkim zbytnio. Nawet jeśli planeta została w większości wyniszczona i skażona to nasz najemnik zawsze jest w stanie znaleźć dla siebie robotę. Podczas jednej z rutynowych misji dla Yakuzy bohater wpada jednak w spore tarapaty, których finałem jest umieszczenie duszy córki szefa mafii w ciele współczesnego wojownika ninja. Prowadzi to do wielkiego zamieszania którego efektem będą setki jeśli nie tysiące trupów.

Historia opowiadana w produkcji studia Flying Wild Hog nie jest strasznie ambitna. Większość scenek przerywnikowych służy głównie po to by Wang mógł sobie pożartować o „wackach” i obrażać swoich rozmówców. Mamy tu jednak interesujące pomysły na budowanie świata, który nagle został w znaczący sposób odmieniony. Wszelkie tajemne wierzenia w bóstwa i energie chi stają się prawdą. Przekłada się to na rewolucje w technologii. Z drugiej strony mamy kataklizm i nowych mieszkańców Niebieskiej Planety. Oczywiście elementy te pozostają gdzieś w tyle. Faktem jest jednak to, że są one zdecydowanie najciekawszym elementem fabuły Shadow Warrior 2. Jeśli chodzi o inne elementy to Lo Wang wywodzi się z tej samej szkoły co Duke Nukem. Mamy więc masę żarów niskich lotów i głupkowate teksty. Różni ludzie zareagują na to w różny sposób. Podobnie jest z samym głównym bohaterem gry. Ja należę do tych którym postać ta się podoba i wulgarny humor wypluwany z prędkością 60 żartów na sekundę mi nie przeszkadza. Sama postać naszego mordercy wydaje mi się dość charyzmatyczna a jego dynamika w relacjach z innymi postaciami sprawdza się tutaj świetnie. Lo Wang ma świadomość, że jest największym twardzielem w mieście i nikt nie może mu podskoczyć. Koleś pokazuje to na każdym kroku ale ma jednocześnie przebłyski jakiejś głębi i postępuje według swojego kodeksu honorowego.

 

O ile fabuła Shadow Warrior 2 będzie rzeczą sporną i na każdego fana naszego bohatera będzie przypadała osoba, która go nienawidzi, tak do gameplayu nikt nie powinien mieć zarzutów. Flying Wild Hog stworzyło świetnego i dynamicznego pierwszoosobowego shootera, który pod maską skrywa niezły power. Muszę przyznać, że zostałem nieźle zaskoczony przez to czym Shadow Warrior 2 jest. Pierwsza misja gry przebiega w sposób dość podobny do poprzedniej odsłony przygody Lo Wanga. Chwilę po jej zakończeniu rozpoczyna się transformacja w coś co mi osobiście kojarzy się z Borderlands. Wynika to ze zmiany formuły gry na coś bardziej w stylu charakterystycznym dla produkcji RPG czy Hack and Slash. Mamy system misji i zadań pobocznych rozgrywających się na sporych rozmiarów planszach. Będziemy kilkukrotnie odwiedzali te same poziomy skupiając się na innych fragmentach mapy. Przeciwnicy mają paski życia, odporności, słabości i cechy specjalne. Występują także dopakowane wersje wrogich jednostek. Znak rozpoznawczy prawie wszystkich gier Hack and Slash, czyli złom wypadający ze wszystkiego jest tutaj obecny. System rozwoju naszej postaci pojawił się już w pierwszej części Shadow Warriora. Tutaj element ten został jeszcze bardziej rozbudowany poprzez system kart zdobywanych w trakcie gry. Danej karcie przypisana jest jakaś umiejętność lub specjalna właściwość, która ma kilka poziomów. Może to być na przykład atak sprawiający że z ziemi wychodzą jakieś macki na które nadziewani zostaną wrogowie. Równie dobrze możemy jednak na kracie znaleźć zwiększenie puli punktów życia, lub second wind z Borderlands, czyli szanse na powrót do życia jeśli w określonym czasie po utracie zdrowia zabijemy wroga. Karty w pewien sposób zastępują typowe drzewko umiejętności. Kolejne poziomy danego skilla aktywujemy za punkty karmy, które w tym wypadku są odpowiednikiem levelowania. Karma jest też nagrodą za wykonywanie misji. Umiejętności, które możemy odblokować jest sporo i po przejściu gry będziemy daleko od wymaksowania naszej postaci.

 

Skupiłem się trochę na tych wszystkich pobocznyh wątkach. Nawjważniejsze jest jednak to jak Shadow Warrior 2 sprawdza się jako FPS. Gra jest naprawdę szybka i dynamiczna. Podwójny skok połączony z dashowaniem we wszystkie strony sprawiają, że Lo Wang jest w ruchu niczym w multiplayerowej rozgrywce w Quake. Tym co wyróżnia ten tytuł spośród innych produkcji z gatunku jest nacisk na korzystanie z broni białej. Pukawki są naprawdę spoko ale rzeż jaka powstaje w wyniku korzystania z katany jest nie do opisania. Najważniejsze jest jednak to, że korzystanie z mieczy sprawia nam frajdę. Poza typowym siepaniem mamy wtedy dostęp do kilku ataków specjalnych pozwalających wymachiwać kataną wokół siebie czy wykonywać atak energetyczny. Dodatkowo trakcie gry zdobywamy tryb furii spowalniający naszych wrogów i zwiększający obrażenia zadawane naszym mieczem. Jeśli ktoś nie przepada za przerośniętymi nożami to mamy także dostęp do kilku pił spalinowych albo szpikulców z których korzystamy prawie tak jak Wolverine. Ja większość gry spędziłem korzystając z broni białej i atakując wroga z bliska. Oddany w nasze ręce zestaw uzbrojenia jest na tyle olbrzymi, że równie dobrze można nigdy nie skorzystać z mieczy i całą grę przejść wyłącznie ze spluwami w łapach.

 

Muszę zatrzymać się też na chwile przy broni. Arsenał z pierwszej gry został kilkukrotnie powiększony i teraz mamy dostęp do kilkudziesięciu pukawek z różnych kategorii. Wyrzutnie rakiet, karabiny maszynowe, pistolety, strzelby, granatniki obok łuków, mieczy i kastetów. Każdy z typów broni ma do siebie przypisanych kilka pukawek o różnych podstawowych parametrach. Elementy RPG rozbudowują to jednak do kolosalnych wymiarów bo nasz oręż ma sloty na wypadające z wrogów ulepszenia. Dzięki temu zwiększamy obrażenia naszych pukawek, dodajemy im ataki ogniste, lodowe czy elektryczne. Możemy podpiąć do broni regenerację punktów życia albo enregii chi służącej do wykonywania ataków specjalnych. Jednak na tym nie koniec bo mamy dostęp na przykład do trybu stawiania naszych broni jako działek albo korzystania z dwóch giwer naraz. Moim faworytem jest tryb wystrzeliwania ze wszystkich luf obrzyna naraz. Dzięki temu sam sobie stworzyłem odpowiednik Super Shotguna z Dooma. Opcji jest cała masa i każdy będzie w stanie zmontować coś dla siebie.

 

Shadow Warrior 2 wygląda fenomenalnie. Różnorodne lokacje nie dość, że są klimatyczne to jeszcze przepięknie wyglądają. Zwłaszcza jeśli ktoś jest fanem klimatu Chin czy Japonii. Przeciwnicy również prezentują się pierwsza klasa. Bestii jest sporo i większość z nich wykonana została z pomysłem. Ważne jest także to, że całość śmiga na kompie bez żadnych spadków klatek animacji. Zrobiło to na mnie wrażenie bo na ekranie bardzo często mamy przed sobą kilkunastu wrogów wykonujących najróżniejsze ataki. Shadow Warrior 2 to jedna z tych gier, gdzie z własnej chęci bawiłem się w robienie screenshotów. Zwłaszcza, że twórcy oddali nam w ręce tryb fotografii pozwalający na pobawienie się w robienie fotek pod Instagram.

Oprawa audio wypada profesjonalnie. Przez chwile na początku gry słyszymy kultowe The Touch z Transformers. Pod koniec gry mamy inną piosenkę skomponowaną przez Stana Busha specjalnie na potrzeby Shadow Warrior 2. Voice acting też wypada dobrze. No chyba że ktoś jest przeczulony na kwestie trochę nieodpowiednich akcentów. Ja nie mam z oprawą audiowizualną tej produkcji najmniejszych problemów.

 

Jeśli chodzi o problemy z grą to nie natknąłem się na zbyt wiele strasznych rzeczy. Cztery czy pięć razy wszystko się zwiesiło podczas ładowania kolejnej mapy. Multiplayer który jest obecnie w becie troszkę się przywieszał i czasami wywalało mnie z mapy w trakcie rozgrywki. Obok tego mamy standardowe przenikanie się tekstur, które w kilku momentach rzuca się w oczy ale nie jest na tyle nagminne by uprzykrzyć nam rozgrywkę.

Wspominałem trochę o Borderlands. Wynika to po części z tego, że struktura gry i elementy RPG przywodzą mi na myśl tytuł od Gearbox Software. Po części jest to też kwestia czteroosobowego trybu kooperacji jaki pojawił się w Shadow Warrior 2. Jest to jednak dodatek do gry a nie główne danie. Produkcja Flying Wild Hog pozostaje tytułem dla pojedynczego gracza, gdzie dorzucono możliwość zabawy z trzema innymi graczami. Jest to duża różnica w stosunku do Borderlands. Sama zabawa w co-opie jest stosunkowo fajna. Wykonujemy te same misje co w singlu ale sieka kiedy 4 osoby naraz biegają z podwójnymi katanami jest po prostu wspaniała. Dawno nie widziałem takiego chaosu jak przy próbach współpracy w tym trybie. Co-op na dzień dzisiejszy działa tak, że dołączamy do rozgrywki jakiegoś innego gracza. W efekcie tego jedna osoba jest wodzirejem i to ona decyduje o tym czy coś robimy. Ma to taki szkopuł, że natkałem się na osoby nie zainteresowane graniem i utrudniające zabawę pozostałym. Wnerwiające jest jak host po wykonaniu misji stoi w miejscu zamiast teleportować się do naszej bazy po nagrodę.

 

 

Może zabrzmi to trochę dziwnie ale Sahdow Warrior 2 jest tym czego oczekiwałem od kolejnych odsłon cyklu Borderlands. Dynamiczny, zwariowany FPS z solidną dawką mechanizmów z gier RPG, który pozwala na szaleństwo w co-opie ale daje i samotnemu graczowi masę frajdy. Taka mieszanka może nie przypaść do gustu purystom i fanom prostych strzelanek. Ja jestem jednak pod ogromnym wrażeniem tego co udało się Flying Wild Hog uczynić. Coś czuję, że Shadow Warrior 2 znajdzie się na wielu listach najlepszych gier wydanych w tym roku.

Danteveli
14 października 2016 - 15:06