Mój Cyberpunk 2077 - recenzja - fsm - 5 marca 2021

Mój Cyberpunk 2077 - recenzja

fsm ocenia: Cyberpunk 2077
85

Spóźniona, krótka, subiektywna do bólu - to moja recenzja Cyberpunka 2077. Gry, na którą czekałem przez lata, jednej z dwóch zakupionych przed premierą (drugą był remaster Homeworld, jeśli kogoś to interesuje), gry mającej niemalże zbawić świat videogamingu. W grudniu wybuchła bomba, a ja schowany w swoim pokoiku niespiesznie - kilkumiesięczna córeczka skutecznie odciąga od komputera - poznawałem historię mojego V. Zajęło mi to 80 dni, co z kolei dało 42 godziny czasu w grze. Były potknięcia, ale w ogólnym rozrachunku podobało mi się. Ogromnie!

Mój Cyberpunk 2077 miał kręcącego się gościa w windzie podczas misji wykradania reliktu. Mój Cyberpunk nie pozwolił podczas pierwszej przejażdżki zmienić stacji radiowej. Wiele godzin później elementy interfejsu wlazły na siebie, porsche Johnny'ego notorycznie zapadało się w asfalcie, a podczas skradania się ja musiałem być schowany przed wzrokiem przeciwników, zaś moi towarzysze mogli bezkarnie kucać na środku pomieszczenia i nic. Raz mój V wsiadł do samochodu, po czym w nim usiadła Panam - to była pierwsza z kilku tak intymnych scen, choć niezamierzona. Ach, raz lewitował komuś telefon i raz podczas videorozmowy prowadziłem dialog z dwoma różnymi postaciami naraz. Czy coś jeszcze? Muzyka kiedyś się zapętliła tak, że grała non-stop, aż do wczytania zapisu gry. I to w sumie tyle. Sporo, ale nie tak dużo, jak u ludzi narzekających w internecie.

Ale to nic. Nie szkodzi. Mój Cyberpunk 2077 działa dobrze. Jest ładny, nie zawiesza się, zważywszy na moc komputera i poziom detali - momentami byłem zachwycony. Wpadłem po uszy w klimat Night City, w jego fajnie udawane wirtualne życie, polubiłem bohaterów, zżyłem się z moim V i jego relację z Johnnym Silverhandem. Chciałem za wszelką cenę ocalić ich obu po drodze pomagając wielu różnym ludziom. Udało się, a każdoweekendowej kilkugodzinnej sesji z grą wyczekiwałem niecierpliwie.

Od strony artystycznej niczego grze nie mogę zarzucić. Wygląda świetnie, brzmi jeszcze lepiej (zarówno soundtrack, jak i muzyka w radiu jest super, a angielski dubbing jest pierwsza klasa - ale następna gra będzie po polsku i z żeńską wersją V). Atmosfera miasta, które nieźle udaje, że żyje, jest pierwszorzędna, a przez mój bezpieczny sposób grania nie zwracałem uwagi na problemy z AI czy zły system policji. Jeździ się fajne, strzela się fajnie, skrada się fajnie, wszczepy są super, loot też niczego sobie. Jasne, interfejs mógłby być czytelniejszy - ale skoro mogłem to przeżyć w Wiedźminach, to w CP tym bardziej.

A słowo "przeżyć" jest tu bardzo potrzebne. Bo były momenty, że ja nie grałem V, ja byłem V. I za tę iluzję, za dobrze skondensowany wątek główny, rewelacyjne questy poboczne (Pasja! Delamain! Farma seryjnego zabójcy!) i niesamowitą magię przyciągania daję 8,5. Pół oczka zabrałem za błędy, a ocenę kiedyś chętnie podwyższę, jeśli Cyberpunk też doczeka się zacnej dodatkowej zawartości. Wtedy wrócę na kolejne kilkadziesiąt godzin. Bo to świetna gra jest!

fsm
5 marca 2021 - 16:26