Sony rzuca ochłapy z trzyletnim opóźnieniem i mamy się cieszyć? My, pecetowa brać, wybrańcy gamingu? Horizon: Zero Dawn zachwyciło wielu posiadaczy PS4 w 2017 roku, więc powinno zachwycić chociaż część graczy pecetowych w 2020, prawda? Prawda! Pomijając świetną niespodziankę, jaką było wydanie tego tytułu na blaszaki, bardzo pozytywnie wyglądało moje starcie z dziełem Guerilla Games. Mimo błędów, których niestety jest sporo. Gra świetna, port niechlujny, ale mimo wszystko zasługujący na ocenę widoczną obok.
Krótka będzie to recenzja, skrojona pod czytelnika nie mającego dużo czasu, ale zastanawiającego się, czy warto wydać 169 złotych na nieidealną grę. Warto, ale oczywiście są "ale".
Te największe "ale" dotyczą, w moim przypadku, potwornych problemów z teksturami. Pierwsze uruchomienie gry pokazało wybrakowane modele składające się z kilku polygonów, braki w otoczeniu i ogólną wizualną masakrę. Dedykowane grze Horizon sterowniki od AMD nie pomogły, dopiero losowa porada na Reddicie, by zmienić w ustawieniach sterownika jakość filtrowania tekstur naprawiła problem, ale do samego końca zdarzało się, że tekstury - zamiast prezentować solidny poziom "medium" (lub jak kto woli PS4 original quality) wczytywały się z dużym opóźnieniem, albo były rozmyte i obleśne. Łatki ten temat nieco poprawiły, ale nie w pełni. Szkoda więc, że niektóre dramatyczne cut-scenki wyglądały jak wstępny render sceny wysokobudżetowego filmu, przed nałożeniem efektów.
Ale gdy Horizon: Zero Dawn działa jak należy, to jest prześliczną, fantastycznie zaprojektowaną grą, która trafi w gusta szczególnie tych graczy, którzy polubili rozgrywkę reprezentowaną w trzecim Wiedźminie, ale nie będą mieli problemu z uproszczeniem jej mechanizmów. Główna bohaterka gry, Aloy, zwiedza różnorodny, otwarty świat (pieszo lub na grzbiecie wierzchowca), walczy z ludźmi i potworami, oczyszcza obozy bandytów, które stają się potem zwykłymi siedliskami, pomaga mieszkańcom, rozwija swoje umiejętności, zbiera zioła, tworzy pułapki i nowe strzały do łuków, modyfikuje kolejne zbroje i oręż. Może też czasami wybrać kwestię dialogową, jest charyzmatyczna i daje się lubić. Jak Geralt.
Dzieło Guerilla Games w żadnym miejscu nie jest rewolucyjne, ale dzięki ciekawie poprowadzonej historii świata po tajemniczej zagładzie, w którym plemienna ludzkość współistnieje z groźnymi, zwierzokształtnymi maszynami, nie nudzi się ani przez moment. Choć wypada, bym zaznaczył, że aktywności poboczne ograniczyłem do minimum i skupiłem się na świetnym wątku głównym - odkrywanie tajemnic z przeszłości to wielka frajda. Horizon: Zero Dawn jest grą na 9 punktów w dziesięciostopniowej skali, ale za te hocki-klocki z teksturami zabieram jeden punkt. Tak czy siak, bawiłem się bardzo dobrze przez około 24 godziny.