Gamdec: Granica rzeczywistości - Dudek - 16 listopada 2016

Gamdec: Granica rzeczywistości

Jako gracz, cieszę się gdy trafi się film bądź książka zawierająca coś z gier video. Nie musi być to ekranizacja, a może nawet lepiej żeby nie była, bo wiecie… największy sukces ekranizacji gry polega na tym, że nie jest beznadziejna (tak, chodzi o World of Warcraft). Zamiast tego wystarczy mi choćby konkretny element, jak powtarzanie jednego etapu aż do zwycięstwa jak ma to miejsce w filmie „Na skraju jutra”.

Wygląda na to, że znalazłem naprawdę świetną książkę zawierającą nie tylko wiele odniesień do rozmaitych gier ale znacznie, znacznie więcej i głębiej niż się spodziewałem. Pozwólcie, że opowiem wam o książce, która wciągnęła mnie tak jak potrafią jedynie nieliczne: Gamedec: granica rzeczywistości.

GRANICA RZECZYWISTOŚCI

Jest XXIII wiek, Warszawa urosła na kilkaset pięter, a gry rozwinęły się do tego stopnia, że chcę takie! Właściwie nie są to już gry, a światy sensoryczne, do których gracze przenoszą się z pomocą odpowiedniego sprzętu. Chodzi o idealne przeniesienie się do wirtualnego świata, a nie jakiś prymitywny VR. Główny bohater, Torkill Aymore jest gamedekiem czyli detektywem rozwiązującym rozmaite problemy w grach. Jeśli zatem jakiś hacker wyciął komuś brzydki kawał, albo gracze napotkali zbyt trudną dla nich zagadkę wtedy dzwoni… znaczy telesensuje się (czy coś w tym stylu) po pomoc gamedeka. Bynajmniej nie bezinteresowną, bo gry można lubić ale wiecie, ten cały sprzęt do grania kosztuje.

Trochę jakby wziąć Geralta, pomieszać z Sherlockiem Holmesem, wysłać do przyszłości i zamiast mieczy dać mu sprzęt do gier, by wykonywał w nich kolejne zlecenia, snując przy okazji filozoficzne rozważania.

To mniej więcej obrazuje o chodzi w książce ale jest w niej znacznie więcej. Książka porusza cały szereg problemów filozoficznych, etycznych i transhumanistycznych. Sam tytuł wskazuje na, że poruszone zostanie czym różni się realne od wirtualnego i czy takie rozróżnienie ma w ogóle rację bytu. I nie jest to pytanie dotyczące odległej przyszłości bo przecież my gracze, płacimy za czołgi, bronie i cały szereg rzeczy których fizycznie nie ma. Większość pieniędzy na świecie nie ma pokrycia w gotówce. A mój wykładowca, prowadzący zajęcia w Second Life, zwykł mawiać że człowiek jest jeden, a światy dwa. W każdym razie książka porusza takie i inne tematy – znalazło się nawet miejsce na medycynę, co nie jest zaskoczeniem biorąc pod uwagę wykształcenie autora.

Świat książki i zawód głównego bohatera wpływa na sporą różnorodność realiów w jakich Torkillowi przychodzi działać. W kolejnych sensorycznych swiatach, znajdowałem gry takie jak E.V.E Online, Turok i jeszcze kilka innych. W zasadzie znalazły się w tej książce reprezentacje chyba większości podstawowych gatunków gier.

Co ciekawe, pomimo rozmaitych problemów moralnych przed jakim staje bohater niemal nie ma tam postaci złych, a książka tylko na tym zyskuje (przynajmniej dla mnie). Brak głównego antagonisty nie dziwi bo w końcu książka jest bardziej zbiorem opowiadań ale w większości z nich po prostu brak złych ludzi.

Jak bardzo mylił się Sapkowski mówiąc, że oprócz niego i Lema nie warto czytać polskiej fantastyki! Mamy wielu polskich fantastów wartych czytania, a Marcin Przybyłek bez wątpienia jest jedną z jaśniejszych gwiazd na tym firmamencie. Będąc jeszcze pod wrażeniem Granicy rzeczywistości obwołuję go geniuszem (możliwe, że przesadzam choć równie dobrze mogę mieć rację), a wam polecam lekturę jego książek. 

Dudek
16 listopada 2016 - 03:56