Jestem przeciwnikiem teorii jakoby gry komputerowe miały negatywny wpływ na psychikę, jednakże były one ważnym czynnikiem jednej, zabawnej (przynajmniej dla mnie) sytuacji. Główne role tej historii należą do omegi o dumnej nazwie OPTIMIST, jej załogi (czyli mnie i kolegi) oraz chłopczyka, który zdaje się lubił pewną grę.
Dzięki sprzyjającym warunkom atmosferycznym, co na Rożnowie jest rzadkością, podchodziliśmy do kei na żaglach - i dobrze bo było nas tylko dwóch, a wiosłować nikomu się nie chciało (po coś w końcu są te żagle). Na pomoście stali dwaj obserwatorzy ruchu wodnego, w postaci chłopca w wieku około ośmiu lat oraz jego taty. Obserwowali nas podczas gdy my wykonywaliśmy manewr podejścia do kei na żaglach, słysząc przy okazji każde ich słowo.
- Widzisz - tata nauczał synka - Panowie teraz podchodzą do pomostu i będą cumować. Za chwilę, któryś z nich wyskoczy z żaglówki i przycumuje ją do kei.
- Przycumuje? - padło pytanie.
- No, przywiąże żeby łódką nie odpłynęła.
"Eee... to w Minecrafcie nie trzeba cumować. Wystarczy uderzyć w brzeg. " padło z ust owego chłopca. Przy czym zniesmaczony ton dawał jasno do zrozumienia czym dla niego jest jakaś tam żaglówka przy minecrafcie. I to jeszcze taka, którą trzeba cumować.. Pff. Gdyby na pokładzie była konsola to może... ale i tak przycumować by trzeba było, a wykonywanie rzeczy tak prozaicznych to w ogóle porażka. On zapewne bramy pistonowe buduje, ogromne konstrukcje wznosi, a tu ktoś wyskakuje z jakimś cumowaniem...
Zestawienie żeglarstwa z minecraftem jest rzeczą tak absurdalną, że nie mogłem powstrzymać śmiechu, tak jak za każdym razem gdy to wspominam. Dodatkowo wychodzi na to, że gra Notcha wychodzi lepiej bo tam nie trzeba cumować. Widocznie cumowanie jest dla słabych - prawdziwi twardziele i ci co się znają, grają w minecrafta.