Doskonale wyszkoleni komandosi, gdzieś na końcu świata po cichu likwidują lokalnego watażkę razem z bandą ochroniarzy, ratują porwanego miesiące temu profesora, po czym ładują się do śmigłowca i znikają jak duchy. To nie jedno z zadań w nadchodzącej grze Ghost Recon Wildlands, a rutynowa praca operatorów Delty Force, DEVGRU czy SAS. O większości akcji nigdy nie usłyszymy, o niektórych mamy jedynie jakieś ogólne informacje. Ostatni wpis na ten temat ukazał się tutaj 19 miesięcy temu. W międzyczasie świat nie stał się ani trochę spokojniejszy, a oddziały ACE (nowe, oficjalne określenie Delty) i DEVGRU miały pełne ręce roboty. Oto kilka autentycznych akcji, rodem z gier czy filmów sensacyjnych.
Operacja Inherent Resolve (Delta Force, Combined Joint Task Force)
Operacja Inherent Resolve to prowadzona z ogromnym rozmachem kampania wojsk amerykańskich przeciwko Państwu Islamskiemu, przeprowadzana od czerwca 2014 roku po dziś dzień, na terenach Iraku oraz Syrii. Do połowy 2016 roku, w ponad 14 tysiącach nalotów zaatakowano ponad 26 tysięcy celów - zginęło ponad 27 tysięcy bojowników. Akcje prowadzone są nie tylko z powietrza, ale i na lądzie, przy wykorzystaniu sił specjalnych.
Od lutego 2016 roku komandosi Delty Force biorą udział w misjach wymierzonych przeciwko najważniejszym personom i przywódcom ISIS w tamtym rejonie, zwykle z takimi samymi wytycznymi: zabić lub pojmać. Udział poprzedziły tygodnie przygotowań, polegające na organizowaniu kryjówek oraz zbieraniu informacji, m.in. poprzez rekrutowanie informatorów. Przeznaczone do tego siły liczą około 200 osób tzw. Expeditionary Targeting Force, których głównym zadaniem jest zbieranie oraz analiza informacji, by finalnie zakończyć to szybkim, chirurgicznym atakiem. Taki sposób działania przetestowano już wcześniej, w maju 2015, a w lutym 2016 Delta uprowadziła ważnego dla ISIS eksperta od broni chemicznej, zbierając przy okazji sporo cennych informacji.
Wcześniej, w 2014 cały świat z przerażeniem śledził sprawę porwanego w 2012 roku amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya i paru innych zakładników. Nakręcone przez ISIS oświadczenie zapowiadające egzekucję Foleya obiegło wszystkie serwisy informacyjne. Porywacze domagali się 100 milionów euro okupu. W lipcu 2014 prezydent Barak Obama dał zielone światło akcji bojowej, by odbić dziennikarza. Zgromadzone materiały wywiadowcze wskazywały na pewną lokację w Syrii, gdzie miał być przetrzymywany Foley. Na misję wyruszyło 24 operatorów Delta Force, wspieranych przez członków ISA (Intelligence Support Activity - siły specjalne zajmujące się gromadzeniem informacji w terenie) oraz pilotów 160th SOAR.
Akcja rozpoczęła się od zniszczenia wszelkiej ciężkiej broni przeciwlotniczej, wtedy do ataku ruszyli operatorzy skacząc na spadochronach. Zablokowano główne drogi i sprawdzono główny budynek, który okazał się pusty. Rozpoczęto więc drobiazgowe przeszukiwanie dom po domu w miejscowości Uqayrishah. Na miejsce zaczęli docierać bojownicy ISIS i wywiązała się trzygodzinna strzelanina, w której zginęło od 5 do 8 terrorystów.
Zakładników nie znaleziono - zostali oni wcześniej przeniesieni w inne miejsce. W akcji został ranny jeden z amerykańskich żołnierzy. Później okazało się, że Foleya i drugiego dziennikarza zabrano z bazy zaledwie 24 godziny przed atakiem, do dziś niewiadomo jednak, czy dane wywiadu okazały się niewystarczające, czy też bojownicy dostali sygnał o planowanym ataku. James Foley został zabity miesiąc później, a potem kolejno drugi z dziennikarzy Steven Sotloff oraz kilku pracowników pomocy humanitarnej.
15 maja 2015 roku miał miejsce atak amerykańskich sił specjalnych w mieście Deir Ezzor we wschodniej Syrii. Celem było pojmanie szefa finansów ISIS - Abu Sayyafa. Jego ochroniarze zaatakowali komandosów, a w wyniku strzelaniny zginął sam Sayyafa. Pojmano natomiast jego żonę, wraz z nośnikami z cennymi informacjami o operacjach ISIS.
22 października 2015 roku, około 30 operatorów Delta Force wraz z kurdyjskim oddziałem antyterrorystycznym przypuściło atak na prowadzone przez Państwo Islamskie więzienie w w Iraku, w prowincji Kiruk. Uwolniono łącznie około 70 osadzonych, w tym 20 członków irackich sił bezpieczeństwa. Niestety jeden z operatorów Delty - Joshua Wheeler - został śmiertelnie ranny w akcji. Był to pierwszy żołnierz amerykański zabity przez ISIS w walce. Wheeler dowodził Kurdami i przyłączył się do bezpośredniej walki, kiedy pierwsi żołnierze dostali się pod ostrzał po sforsowaniu bramy. Zginął podczas gęstej wymiany ognia, przyczyniając się razem ze swoim towarzyszem do uzyskania przewagi przez Kurdów. W akcji pojmano 5 jeńców, a około 20 terrorystów zabito.
Takie i podobne akcje nasiliły się od początku 2016 roku. Strzępki informacji mówią tu już nie tylko o małych, amerykańskich oddziałach. W akcjach na terenie Syrii i Iraku biorą udział obok Delty Force również operatorzy z Navy Seals, a także francuskie GIGN, kanadyjskie JTF-2, jednostki antyterrorystyczne z Australii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Jordanii, Turcji i Kurdów.
Ostatnie doniesienia z Operacji Inherent Resolve są całkiem świeże, z obecnego 2017 roku. Pamiętacie co robiliście 8 stycznia? Tego dnia operatorzy Delty wysiadali ze śmigłowców, przypuszczając szturm na budynki niedaleko Deir al-Zour w Syrii. Akcja wymierzona była przeciwko dowódcom ISIS we wschodniej części Deir Ezzor. Dokładny wynik nie jest znany, ale świadkowie wspominają o ładowaniu do helikopterów zarówno ciał, jak i pojmanych jeńców, a Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka mówi o przynajmniej 25 zabitych bojownikach ISIS.
Operacja Czarny Łabędź (Delta Force, agenci federalni)
Dokładnie rok wcześniej - 8 stycznia 2016 - miała miejsce akcja jakby wyjęta prosto z gry Ghost Recon Wildlands, tyle, że w innym kraju. Połączone siły meksykańskie i amerykańskie dokonały próby pojmania przywódcy kartelu Sinaloa - Joaquina Guzmana, zwanego „El Chapo”. Żołnierze meksykańskiej marynarki, wspomagani przez komandosów z Delta Force przypuścili szturm na jego rezydencję w Los Mochis. El Chapo ukrywał się od momentu swojej ucieczki z więzienia w lipcu 2015, a w posiadłości mieli znajdować się również jego najlepsi zamachowcy - „sicarios”.
Po wejściu do rezydencji rozpętała się bardzo intensywna strzelanina - zginęło sześciu członków kartelu, a pięciu zostało rannych. Korzystając z chaosu, Guzman wymknął się specjalnie wykopanymi pod rezydencją tunelami i zaczął uciekać przejętym samochodem. Po krótkim pościgu złapano go przy motelu, niedaleko posiadłości. Na jej terenie odkryto osiem karabinków, dwa karabinki M16 z granatnikami M203, dwa wielkokalibrowe karabiny snajperskie Barrett M82, wyrzutnię RPG oraz dwa opancerzone samochody.
Odbicie zakładników w dystrykcie Hajr al-Sayar w Jemenie
26 listopada 2014 roku, 24 komandosów Seal Team Six razem z jemeńskim oddziałem antyterrorystycznym przeprowadziło akcję odbicia zakładników niedaleko granicy z Arabią Saudyjską. Uwolniono wtedy sześciu Jemeńczyków, Saudyjczyka i Etiopczyka oraz zabito ośmiu terrorystów.
Porwanie profesorów w Afganistanie (Seal Team Six)
7 sierpnia 2016 roku, na terenie Afganistanu porwano dwóch profesorów z USA i Australii, pracujących dla Amerykańskiego Uniwersytetu w Kabulu. Kilka dni później komandosi Seal Team Six dokonali próby uwolnienia ich, skacząc najpierw na spadochronach z dużej wysokości (HALO jump). Przeczesanie lokacji jednak nic nie dało - zakładników nie było w wyznaczonym przez wywiad miejscu. Reporterzy BBC podają, że w czasie ataku zabito kilku terrorystów oraz przejęto dane identyfikujące porywaczy z nazwiska.
Sprawa ma teraz swój ciąg dalszy. W środę 11 stycznia 2017 roku, media pokazały film nagrany 1 stycznia, w którym profesorowie błagają prezydenta Trumpa o pomoc i negocjacje w ich uwolnieniu. W przypadku przedłużającej się bezczynności władz mają zostać zabici. Ich przypadek nie jest odosobniony - w grudniu 2016 inny „dowód życia” został upubliczniony, w którym o pomoc rządu błaga amerykańsko-kanadyjska para: Caitlan Coleman i Joshua Boyle.
Zostali oni porwani w 2012 roku i niejako zmuszeni do „normalnego” życia w niewoli w Afganistanie, na filmie bowiem występują razem ze swoimi dziećmi urodzonymi już po porwaniu. Swój pobyt wśród oprawców określają jako „surrealistyczny koszmar, niczym z książki Franza Kafki”.
Zupełnie niespodziewanie, również w styczniu tego roku, pewna kobieta, Jane Larson, oznajmiła, że jej 74 letni mąż został porwany 2 lata temu, podróżując z Pakistanu do Afganistanu. Ponoć chciał on przeprowadzić wywiad z jednym z przywódców talibów do swojej książki. Władze amerykańskie przyznają, że nie mają pojęcia o tej sprawie ani o ewentualnym miejscu pobytu owego pisarza.
Szturm na siedzibę Al-Qaedy w Jemenie (Seal Team Six)
Jeśli 8 stycznia to dla kogoś już dawna historia, to co powiecie na 29 stycznia 2017 - zaledwie 3 dni temu!
O świcie komandosi Seal Team Six przypuścili atak na bazę Al-Qaedy w Jemenie. Znaczenie materiałów wywiadowczych, jakie przypuszczalnie można było znaleźć na miejscu, wykluczyły nalot lotniczy, domagano się precyzyjnej akcji sił lądowych. Pomimo tego szturm rozpoczął się od ataku z powietrza za pomocą drona na dom rodziny al-Dhahab (bardzo wpływowej w szeregach Al-Qaedy).
Później na spadochronach (lub zjeżdżając na linach ze śmigłowców - informacje różnią się zależnie od źródła) przybyli operatorzy DEVGRU, wspierani w ataku przez śmigłowce szturmowe AH-64 Apache. W strzelaninie zginęło trzech prominentów Al-Qaedy oraz 14 bojowników. Doszło tu ponoć do bezprecedensowej sytuacji - starcia z żeńskim oddziałem „terrorystek”. Organizacja wcześniej wykorzystywała kobiety, choćby jako zamachowców-samobójców, ale nigdy nie stawiała ich z bronią w ręku, jako wyszkolonych bojowników na pierwszej linii.
Strzelanina trwała dwie godziny - w jej trakcie zginął jeden z operatorów Navy Seals - William "Ryan" Owens, a trzech kolejnych zostało ciężko rannych. Do ich ewakuacji wysłano maszynę piechoty morskiej MV-22 Osprey, ale ta w drodze powrotnej lądowała awaryjnie, rozbijając się i raniąc dwóch kolejnych żołnierzy. Pustego Ospreya zniszczono w ataku lotniczym, by nic z jego osprzętu nie dostało się w ręce wroga. Lokalni obserwatorzy donoszą niestety, że w wyniku ostrzału ze śmigłowców Apache zginęło wielu cywili, w tym kobiety i dzieci, w szacowanej liczbie od 13 do 30 osób. Amerykanie początkowo wypierali się cywilnych ofiar, ale obecnie trwa dochodzenie czy rzeczywiście doszło do czegoś takiego. Zabity Seal William Owens jest pierwszym poległym na wojnie z terrorem za prezydentury Donalda Trumpa.
Jak widać na powyższych przykładach, życie niejednokrotnie pisze bardziej sensacyjne i tragiczne scenariusze, niż te wymyślane w grach i filmach. Niewiadomo jeszcze jak potoczy się fabuła Ghost Recon Wildlands, zabierająca nas do Boliwii i w świat narkotykowego biznesu. Cobyśmy jednak w niej nie zobaczyli czy nie stworzyli, kierując swoim oddziałem Duchów (pogoń za narkotykowym bossem, przesłuchania jeńców, odbijanie zakładników, ucieczka śmigłowcem, przylot małym, pcywilnym samolotem), to zapewne nie odbiegniemy daleko od tego, co rzeczywiście miało już miejsce w Meksyku czy na Bliskim Wschodzie. Z jednej strony może to uczynić grę bardziej wiarygodną, z drugiej - nie jest dobrze, że dziś na świecie, praktycznie non stop dochodzi do aż takich dramatycznych sytuacji - jakby z jakieś gry…