Kiedy za pomocą pomarańczy w efektowny sposób powaliłem złoczyńców, którzy chcieli ograbić moje Pachinkowe królestwo, hodowane, ma się rozumieć właśnie po to, żeby zainwestować w siebie biliony yenów wiedziałem, że Yakuza jednak mi się nie przejadła.
Nadal jest szalona, świetnie reżyserowana, dynamiczna, a na dodatek sprawniej poprowadzona, ładniejsza oraz lepiej napisana niż kiedykolwiek. Dla takich gier trzymam PlayStation 4.
Więc tak - Jeżeli jesteście fanami serii, to wiedzcie że to najładniejsza, najlepiej napisana odsłona z tych dostępnych na Zachodzie. Sterujemy dwoma postaciami o czterech stylach walki, walczymy w 60 klatkach na sekundę, zwiedzamy Kamurocho oraz Sotenbori. Oprócz bohatera całej serii, czyli tutaj-jeszcze-nieokrzesanego-lecz-już-niesamowitego Kazumy, możemy pobawić się również kultowym Goro Majimą, obserwując jego drogę do niebywałej wręcz ekstrawagancji jaka towarzyszy mu w kolejnych chronologicznie odsłonach.
Jesto to generalnie kolejna z wariacji na temat Yakuzy 3 - ale wariacja świetna, dobre wejście w serię i przepiękny prequel, który trzyma w napięciu. Wciąż wrogowie gotują w nas krew, wciąż jest to piękny spadkobierca Streets of Rage, wciąż jest dziesiątki rzeczy do zrobienia.
Szalony świat mini-gier Z odpowiednim podejściem to Yakuza 0 warta jest swojej ceny nawet tylko ze względu na swoje mini-gry, których jest od zatrzęsienia. Są gry kasynowe - z naciskiem na świetne odmiany kości, Mahjonga. Są gry oparte na talii Hanafuda, które uwielbiam! Jest prowadzenie swojego klubu oraz walka o rynek posiadłości. Są walki kobiet oparte na schemacie papier-nożyce-kamień… Są świetne konwersje Outruna, Space Harriera oraz Super Hang-Ona. I powiem Wam prawdę - każda z tych gier albo kiedyś trzęsła światem, albo mogłaby spokojnie podbić rynek mobile. Pamiętam jak kiedyś w recenzji GTA3 czytałem, że tamtejsze jeżdżenie taxi jest lepsze niż Crazy Taxi. Więc mini-gry Yakuzy 0 są lepsze niż masa dużych i małych gier ostatnich lat. |
Natomiast jeżeli nigdy nie grałeś wcześniej w Yakuzę to… Cóż, gdzie zacząć?
Przede wszystkim czym Yakuza nie jest? Nie jest japońskim GTA. W istocie (podobnie jak Dynasty Warriros/gry Musou) tytuł jest wariacją na temat chodzonej bijatyki. Tylko, że wepchniętą w pół-otwarty świat, elementy RPG, dużo dramatu o japońskiej mafii (który oscyluje między komedią, sensacją, a bohaterską opowieścią ), tonami mini-gier i świetną reżyserią. To taki tytuł, który podbija atmosferę każdej walki, prezentuje ckliwe, ale ładne i motywujące historie, który powoduje w człowieku dużo radości i motywuje.
Nie jeździmy tutaj samochodami, chyba że z mini-grach, ale dużo się bijemy, bo w tym świecie trzeba. Zawsze mamy coś do roboty - i to bez sztucznych systemów retencyjnych. I jeszcze raz: chodzimy, bijemy (system walki jest naprawdę wyśmienitą ewolucją tego co kupowało nas na arcade’ach i nie obraża użytkownika), wypełniamy zadania, levelujemy, robimy subquesty przeżywając przy tym historię, w której wykazujemy się cnotami jakich obecnie brakuje.
Mocne dramaty i świetnie narysowane postaci są pierwszym życiem Yakuzy. Tych bohaterów się kocha i nienawidzi, gardzi się nimi lub ich wyśmiewa. Są bardzo barwni, są bardzo ludzcy w swojej nieludzkości, a mafia to wdzięczny temat do budowania konfliktów.
Pozorne tło, czyli subquesty są natomiast drugim życiem Yakuzy - biegnięcie przed siebie nie ma specjalnie sensu, bo warto je robić zarówno dla zabawy, nagród, czy narracji. Są zabawne, są over-the-top, są ciekawe i pięknie podróżują pomiędzy komedią, groteską a dramatem. I chociaż nie jest to poziom budżetu zadań z Wiedźmina 3, to do diabła - pokazują że niewielkim budżetem, można wyjść daleko poza nudne schematy. Podoba mi się w nich to, że zawiła, operowo-over-the-top historia nie wstydzi się poruszania tematów dla gier wstydliwych - seksu, pożądania, pornografii, handlu ludźmi, ambicji, nienawiści.
To dobra odtrutka na głośne gry.
Miliony yenów
Głównym motywem Yakuzy 0 są pieniądze. Lata 80-te w Japonii były momentem ogromnej bańki gospodarczej, która gwarantowała tam szybkie biznesy, desery posypane złotem, ogromne inwestycje i ogromne upadki.
Yakuza 0 używa pieniędzy do wszystkiego - mini-gier i budowania swojego biznesu. Do levelowania swoich umiejętności i odwracania uwagi wrogów. Do zakupów, czy craftingu. Do prezentowania graczowi jego postępów. Pieniądze lecą z wrogów, gdy ich bijemy i są nam odbierane, kiedy nie walczymy dosyć dobrze. Są nawet obecne na podsumowaniu rozdziału - gdzie gra pokazuje co moglibyśmy kupić za pieniądze zdobyte w jego trakcie.
Pieniądze są tutaj wszystkim i to także wokół nich obraca się główny wątek fabularny. Sprawnie napisany, najmniej kliszowy, intrygujący i dobrze radzący sobie z wykorzystaniem dwóch postaci. I chociaż Yakuza 0 to prequel to znajdzie się w niej kilka wybitnie smakowitych nawiązań do chronologicznych następców, a także podwaliny pod historie, lokacje i dramaty z następców.
Technikalia, ach technikalia W Japonii Yakuza 0 wyszła zarówno na PlayStation 3 jak i 4. Dźwiga zatem brzemię średniego budżetu i cross-generacyjności, ale to ładna, dobrze animowana gra. Bardzo podobają mi się szczegóły, żyjący NPC-e. Zagrzewająca do walki muzyka (chociaż wciąż w uchu mam Bruise z Yakuza 3), gra aktorów głosowych i liczba rzeczy do roboty. Bardzo doceniam 60 klatek i świetne modele w przerywnikach (te dla odmiany chodzą chyba w 30 klatkach). Wreszcie kilka razy zdumiałem się ilością wrogów na ekranie - czułem się jak w Dynasty Warriors, w którym szeregowi przeciwnicy mają sztuczną inteligencję! |
To nie jest japońskie GTA, ani Sleeping Dogs bis. Raz jeszcze - to Streets of Rage nowej ery w posypce Hokuto no Ken. Moimi ulubionymi podejściami do gangsterki w czasach współczesnych są Saints Row 3 i 4 oraz seria Yakuza, ale dzieli je cały świat. I dlatego warto jej spróbować.
Chociaż generalnie wydaje mi się, że z serią jest tak, że ulubioną Yakuzą jest pierwsza z głównej serii, w którą się grało to obiektywnie 0 uważam za najlepsze wejście. Nie posiada kilku denerwujących już wad technologicznych poprzedników, fabularnie przedstawia nam wszystko po kolei i jest najładniejsza. W moim sercu, zgodnie z zasadą którą wymieniłem wyżej, najwięcej wspomnień ma wciąż Yakuza 3, ale 0 zabrała mój czas takim tytułom jak Rainbow Six Siege, Final Fantasy XV i ICO.
Po prostu nie byłem w stanie do nich wrócić nim nie skończę tej historii.
Idź i walcz
Yakuza to seria również ciekawa z tego powodu, że prezentuje ładny kawał życia głównego bohatera. 0 zaczyna się, gdy Kiryu ma 21 lat, 6 kończy gdy Kiryu na lat ponad 50. Oczywiście nigdy nie wychodzi poza pewne schematy, ale spośród wszystkich serii wydawanych corocznie taką miłością pałałem tylko do The King of Fighters, w czasach gdy ten ukazywał się faktycznie co rok.
To inny budżet, inny typ game designu, inne zasady niż główny nurt. To po prostu bardzo przegadany, niesamowicie urokliwy, zabawny i następca Streets of Rage z domieszką Shenmue i RPGa. Chodzona bijatyka ze sporą dozą ducha, przygodowa gra walki, symulator chodzącego dobra.
Polecam z całego serca.
Recenzja Yakuzy 0 by Arkadiusz Ogończyk