Pilotaż 09 - Nowy MacGyver. Warto wskrzeszać serialowe legendy? - fsm - 29 września 2016

Pilotaż 09 - Nowy MacGyver. Warto wskrzeszać serialowe legendy?

FSM: Droga żono, czy oglądałaś MacGyvera dawno, dawno temu? Bo mam teorię, że każdy posiadacz telewizora i Polsatu swego czasu podziwiał przygody tego niezniszczalnego majsterkowicza, choćby przez chwilę.

Klaudyna: Ha. Mam tutaj nieszablonową odpowiedź. Będąc dziewczęciem, byłam bardzo nietelewizyjna. Polsat niby był, ale... nie oglądałam. Poważnie. Wiem, że był taki serial i gość, co potrafił z niczego zrobić coś, ale to wszystko.

F: W takim razie państwo czytelnicy być może będą bardzo zainteresowani Twoją opinią na temat pilotażowego odcinka nowej, telewizyjnej wersji MacGyvera. Jesteś osobą bez sentymentalnego bagażu związanego z najlepszym na świecie Richardem Deanem Andersonem. Ja natomiast oryginalnego MacGyvera znam i wspominam ciepło, choć fani niemal jednogłośnie twierdzą, że to dziełko zestarzało się źle i wygląda dziś bardzo archaicznie. Z pomocą idą więc mądrzy i doświadczeni szefowie amerykańskiej stacji CBS twierdząc, że reboot jest potrzebny i wszyscy mamy go oglądać. To jak?

K: Nie byłam zbyt entuzjastycznie nastawiona do Zabójczej broni, którą omawialiśmy w poprzednim odcinku Pilotażu. Tutaj jest odrobinę lepiej, ale po pierwszym odcinku nie czuję znów zaangażowania. A tym razem serialowi poświęciłam 100% swojej uwagi. Niby wszystko jest na miejscu. Aktorzy mili dla oka. Akcja trochę jak James Bond (porównuję z rzeczami, które znam). Sam MacGyver taki mądry, taki zwinny, trochę szalony. Ale...

F: Bez "ale" się nie obejdzie. Znowu cały odcinek odhacza wszystkie niezbędne motywy, które mają na karku już sporo lat. Mimo względnie nowoczesnej formy, wydaje się strasznie przedpotopowy. Oczywiście można to zrzucić na karb nostalgicznych odwołań do oryginału, ale nie ma w tym żadnej duszy, wdzięku. Nawet jedyny słuszny MacGyver nie chciał mieć nic wspólnego z tą wersją i słusznie. Zanim jednak przejdziemy do konkretów, może naświetl wszystkim fabularny zarys odcinka?

K: Zanim naświetlę, o czym opowiada odcinek, wyjaśnij mi proszę... MacGyver jest częścią czego? Jakiej organizacji? Prócz tego, że turbo tajnej i pewnie rządowej? Nie wiem, czy mi to umknęło, czy może twórcy serialu uznali, że to oczywiste?

F: Pierwotny MacGyver to członek Phoenix Foundation, supertajnej jednostki w amerykańskim rządzie do załatwiania spraw niemożliwych. I zazwyczaj działał sam, bez zespołu. Tutaj zespół dostaje od razu, a wspomniana Fundacja zostaje zawiązana na końcu odcinka. Ale to i tak jest tylko pretekst do robienia na ekranie rzeczy przekraczających ludzkie pojęcie, więc skrót "turbo tajna i pewnie rządowa" w zupełności wystarcza.

K: No dobrze. W takim razie MacGyvera poznajemy w trakcie "akcji". Lucas Till, którego głównie znam z X-Men, wciela się w inteligentnego, przezdolnego człowieka. Wraz z Jackiem Daltonem i Nikki Carpenter tworzą zgrany zespół. MacGyver udaje się na wystawne przyjęcie do posiadłości, z której ma odbić niebezpieczną broń. Jesteśmy w sercu akcji i z delikatnym uśmiechem na twarzy przyglądamy się, jak chłopak pokonuje wszystkie przeciwności losu - od skomplikowanego systemu zabezpieczeń, po kilku niebezpiecznych gości z karabinami. Oczywiście wszystko robi z wdziękiem, gracją i żartem na ustach.

F: To jest oczywiście tylko wstęp - jest czas na obowiązkowy zwrot akcji, upadek z wysokości, przeskok o kilka miesięcy do przodu, wprowadzanie pobocznych postaci i błyskawiczne przeskoczenie do nowego wątku polegającego na uratowaniu świata przed bronią biologiczną. Szybko, po łebkach, z wymuszonym luzem, no i bez ładu, bez składu. Jedyne momenty, które jako-tako dają się oglądać, to intelekt MacGyvera pomagający improwizować i wymyślać w biegu cudowne rozwiązania. Ale to chyba trochę za mało? Bo ja tu mogę wymienić jeszcze sporo idiotyzmów, których nie można wytłumaczyć faktem, że to nowa wersja starego serialu.

K: Czy mówiąc o idiotyzmach, masz na myśli między innymi nadprzyrodzoną zdolność komunikowania się bohaterów, gdy jeden ratuje świat jadąc ciężarówką, a drugi przebywa w tym czasie w helikopterze? :)

F: Tak, między innymi. O tym wiesz, bo nie mogłem się powstrzymać przed skomentowaniem tego w czasie oglądania. Tutaj jest zresztą dodatkowy prztyczek w nos oryginału, bo MacGyver nienawidzi latać, a w tym odcinku robi to aż dwukrotnie (i narracja zza kadru wspominająca o tym fakcie nie pomaga). Inną irytującą rzeczą okazało się potwornie złe, bardzo telewizyjne, podejście do rozumienia komputerów i technologii reprezentowane przez zbytnio wyluzowaną pannę hakerkę. Brrr.

K: O właśnie, trochę mnie to zastanawiało... turbo tajna rządowa agencja, która nie potrafi znaleźć poszukiwanego złoczyńcy, a panna hakerka robi to w mig i to nie w jakiś... wydumany sposób. Koleżanki i koledzy Jacka Bauera z CTU mieli to w standardowym wyposażeniu.

F: CTU zjada tę nową macgyverową agencję na śniadanie. Czy naprawdę pani dyrektor rządowej organizacji musi spotykać się ze swoim zespołem w czymś, co wygląda na studencki dom MacGyvera, w którym ten zresztą mieszka ze współlokatorem (a ten oczywiście nic nie wie o prawdziwej tożsamości kumpla)? Oj, zęby bolą. Jeśli naprawdę trzeba robić nową wersję starego hitu, to wypada podejść do niej z głową. Dlaczego nie wykorzystano np. motywu z synem MacGyvera? Tymczasem pilotażowy odcinek to słabe CSI silące się na zbytni luz. I jeszcze te słabiuteńkie efekty komputerowe rodem z naszego telewizyjnego Wiedźmina. Kurcze, nakręciłem się strasznie na te negatywne elementy... Naprawdę to było aż takie słabe?

K: Czy strasznie słabe - nie wiem, bo brakuje mi punktu odniesienia. Ale dla osoby pozbawionej sentymentów nie jest to atrakcyjna propozycja. Porównanie do CSI jest chyba trafne. Znów - nie obchodzi mnie co będzie dalej. Ale zatrzymajmy się na chwilę przy aktorach, bo obsadę można by polubić. Chłopak z X-Men - sympatyczny. Laskę, która wciela się w Nikki, znamy z Revolution. A panią dyrektor organizacji przez chwilę oglądaliśmy w Mr. Robocie. Mimo tego... lipa.

F: Ojej, to jest laska z Revolution! Wiedziałem, że skądś ją znam. No cóż, nawet najsympatyczniejsza aktorska ekipa nie podoła, jeśli materiał wyjściowy jest słaby. W nowym MacGyverze - poza wspomnianym wyżej kombinowaniem - fajne są niektóre dialogi i interakcje między postaciami. Bardzo oldschoolowe, ale w jakiś sposób sympatyczne. To akurat zagrało. A prawdziwi fani pewnie ucieszą się na widok smaczków w rodzaju scyzoryka czy pocisku na ramieniu, ale to i tak mało. Za mało. No i jeszcze mam ciekawostkę na koniec... :>

K: O, lubię ciekawostki! Dajesz!

F: Mówi się w Internetach, że pierwsza wersja pilota była niemożebnie potworna i szefostwo kazało ją zrobić od nowa. Reżyserem tego odcinka jest James Wan, który odpowiada za Szybkich i wściekłych (więc na wyluzowanej akcji zna się, jak nikt inny). Jego wersja podobno jest duuuużo lepsza i rzekomo daje nadzieje na przyszłość. A skoro dostaliśmy słaby epizod, to jak zły musiał być na początku?

K: To nie była pocieszająca ciekawostka. W sumie to jestem niemal zniesmaczona.

F: Wniosek jest jeden. MacGyver to druga nieudana próba wskrzeszenia fajnej marki z przeszłości. Zabójczej broni nie polecamy, i nowego MacGyvera też nie.

K: Mam nadzieję, że następny Pilotaż podrzuci coś pozytywnego.

F: Powinien. Podpowiedź: HBO :)

fsm
29 września 2016 - 12:46