Morderstwo w Orient Expressie - Nie wsiadajcie do tego pociągu - Improbite - 9 grudnia 2017

Morderstwo w Orient Expressie - Nie wsiadajcie do tego pociągu

Najsłynniejszy detektyw na świecie powraca, lecz tym razem na ekrany kin, by rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa w Orient Expressie. Czy filmowy Hercules Poirot dorównuje swojej legendzie, którego znamy z powieści Agaty Christie? Sprawdzamy! Zapraszam do recenzji nowego dzieła Kenneth’a Branagh’a!

W tytułowym pociągu spotyka się kilkanaście osób, przedstawicieli różnych kultur, zawodów, grup wiekowych, klas społecznych, światopoglądów. Wśród nich słynny Belg Hercules Poirot, prawdopodobnie najlepszy detektyw świata. Wszystko wydaje się toczyć normalnym rytmem, również rozmowy pomiędzy współpasażerami o wszystkim i o niczym, żeby tylko podtrzymać iluzoryczne konwenanse. Pewnej nocy dochodzi jednak do brutalnego morderstwa i to właśnie na detektywie spocznie odnalezienie sprawcy. Problem w tym, że popełnić zbrodnię mógł dosłownie każdy z jadących. Sytuację pogarsza fakt, że wytrąceni z równowagi pasażerowie zaczynają się powoli rzucać sobie do gardeł.

Pierwszą rzeczą, która jest i plusem tej produkcji to fakt, że reżyser potrafi od samego początku spowodować, by widz był całkowicie skupiony na tym, co przedstawia jego świat. Od razu także wrzuca nas w najkrótsze śledztwo, jakie zobaczymy w naszym życiu i pokazuje geniusz głównego bohatera, który jest niczym Batman na miejscu zbrodni czy Doktor House przed tablicą z symptomami pacjenta, który ma zaraz umrzeć.

Tak, więc mamy 13 pasażerów, kto zabił i dlaczego? Te pytania cały czas pozostają gdzieś z tyłu głowy. Szkoda tylko, że pod koniec filmu będzie ono nas najmniej obchodzić, bo od momentu tytułowego morderstwa produkcja zalicza tylko równie pochyłą, ponieważ zaczynają wychodzić wszystkie jego grzechy.

Ja rozumiem, że materiał źródłowy nie dał zbyt wielkiego ruchu do popisu, ale jeśli posadzi się widza i przez około dwie godziny przed produkcją, która od momentu najważniejszej sceny zaczyna dosłownie galopować niczym mustang z dzikiej doliny, którego znamy z bajek Disney’a, to coś tutaj jest nie tak, jak być powinno.

Są produkcje, które faktycznie wpływają na nas tak, że chcemy koniec filmu. Jednak w wypadku Morderstwa w Orient Expressie to mamy tutaj coś w rodzaju jakby sama produkcja chciałaby już być obejrzana.

Gwiazdorska obsada, która sama nie wie, czego chce i co tutaj robi! - To był mój pierwszy wniosek po zobaczeniu napisów końcowych.

Każda z postaci, które spotkamy podczas śledztwa, ma inny cel podróży i są oni naprawdę różni, co sprawia, że na moment wydaje się, że jedyną rzeczą, która ich łączy to morderstwo. Jednak jeszcze bardziej skupiając się na postaciach, to głównym grzechem wszystkich było granie na siłę i jednocześnie próbowanie pokazania swoimi działaniami „patrzcie, ja gram w tej produkcji”.Ja rozumiem, że aktorzy tacy jak Johnny Depp czy Michelle Pfeiffer i Judi Dench nie musieli i robili to tylko momentami, ale i tak było to niesmaczne.

Tylko w przypadku postaci Kenneth’a Branagh’a nie było tego widać, a to jeden z jego plusów tym filmie. Nie zrozumcie mnie źle, bo mamy tutaj naprawdę gwiazdorską obsadę, ale gdyby nie fakt, że na każdym kroku jest ktoś, kto chce to jeszcze dodatkowo zaznaczyć, bo dobitnie tego nie zrobił przez pierwsze sceny.

Ile Hercules’a Poirot w Herculesie Poirot? – Zdecydowanie za dużo!

Kolejnym grzechem, który widać w miarę rozwoju akcji filmu to fakt, iż aktor wcielający się w postać Hercules’a Poirot cały czas podobnie jak jego koledzy miał taką potrzebę pokazania, że to on nim jest i gra najważniejszą rolę. Jak w innych wersjach kochałem postać detektywa to akurat w wersji, którą właśnie wam recenzuję, to szczerze go nienawidzę.

Kolejnym moim „ale” do tej produkcji jest fakt, że ten film posiada muzykę, ale jest ona tam tylko po to, bo dodali ją w post produkcji lub przypomnieli sobie na moment przed końcem. Nie buduje klimatu, nie informuje o tym, że coś zaraz się stanie, po prostu jest, bo musi. Bo jak to tak film w XXI wieku bez ścieżki dźwiękowej?

Cała produkcja sprawia wrażenie, iż próbuje wycisnąć jak najwięcej z faktu bycia opartej na pracy jednej z najwybitniejszych autorek kryminałów wszechczasów. Wielokrotnie adaptacje książek czy nawet gier udowodniły, że do godnych nie należą. Niestety i w tym wypadku możemy i powinniśmy śmiało powiedzieć: Reżyser poległ i to na całej linii.

Przechodząc już do podsumowania, które będzie i także oceną to przykro mi to pisać, ale najnowsza adaptacja Morderstwa w Orient Expressie nie skradła mojego serca, bo nie znalazło się w nowej produkcji coś, co by mnie na dłużej przy niej zatrzymało lub wywarło jakiegoś rodzaju pozytywne zaskoczenie.

Nie ma tutaj żadnej postaci, która by zwróciła uwagę na tyle, by zostać dobrze zapamiętaną, nie ma zwrotu fabularnego, który wbija w fotel. Wszystko trzyma się przez fakt, iż jest to oparte na kultowym kryminale Agaty Christie, której inne adaptacje sprawiają, że człowiek siedzi cały czas z nosem w ekranie i chce wszystko wiedzieć. To, co stworzył reżyser, jest nudne, nieprzemyślane, momentami naprawdę męczące dla widza.

Jedno jest pewne, Kenneth’a Branagh’a nie było w tym samym pomieszczeniu, co scenarzysty, więc, zamiast dostać naprawdę ułożony, ciekawy kryminał dostaliśmy tylko jego marną imitację. Szkoda, bo po tytule i fakcie, że napisała go legenda kryminału, można było spodziewać się arcydzieła. Może Branagh jest dobrym aktorem, ale reżyserem marnym i jeśli jego następna produkcja będzie miała taki sam poziom, to nie wróżę mu dobrej przyszłości.

Jeśli miałbym wystawić tej produkcji ocenę, która byłaby jednocześnie moją rekomendacją, byście sprawdzili to dzieło to niestety, ale nie będzie to ocena wyższa niż 3/10.

Improbite
9 grudnia 2017 - 21:53