Recenzja komiksu Zakon. - Froszti - 21 lutego 2020

Recenzja komiksu Zakon.

Zakon to już trzecia część cyklu komiksów przybliżających tematykę przeróżnych bractw rycerskich i wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej. Pozycja zdecydowanie powinna znaleźć się w sferze zainteresowania każdego miłośnika historii, który chce poznać minione czasy w rozrywkowej i graficznej oprawie.

Jak sam tytuł wskazuje, tym razem autorzy skupili się na prezentacji historii bractwa szpitalnego, powszechniej znanego jako Krzyżacy. Przeszłość zakonu nierozerwalnie związana jest z krucjatami, bitwami, ciemnymi interesami oraz siłową chrystianizacją terenów leżących nad Bałtykiem i rozciągających się od Wisły po zatokę Fińską. Dlatego też czytelnik ma tutaj okazję zapoznać się nie tylko z historią bractwa, ale również funkcjonowaniem dawnej Europy. Fabuła albumu zaczyna się w Ziemi Świętej w 1190 roku, kiedy to Niemieccy rycerze ponoszący ciężkie straty zmuszeni są do założenia własnego bractwa szpitalnego opiekującego się rannymi towarzyszami. Jak to zwykle bywa w historii, początkowe plany dość szybko ewoluują w coś o wiele większego, niż początkowo zakładano. Kolejne sukcesy militarne i protekcja Papieża sprawia, że zakon zaczyna być równie znaczącą siłą co Joannici czy Templariusze. Początek prawdziwego rozkwitu ich siły nastąpił w momencie otrzymania we władanie ziem we wschodniej Transylwanii, gdzie dość szybko zaczęli oni powiększać swoje wpływy. Kulminacyjnym momentem ich historii jest zadanie nawrócenia ludów zamieszkujących tereny nad Bałtykiem, gdzie zaczynają oni zdobywać coraz większość ilość ziem w posiadanie. Historia zaprezentowana w albumie kończy się w roku 1309, kiedy to wielki mistrz zakonu postanawia przenieść główną siedzibę do Malborka, wycofując się z reszty terenów Europy i Ziemi Świętej.

Prezentacja burzliwej ponad 100-letniej historii zakonu w skondensowanej formie to naprawdę tytaniczna praca twórców, za którą należą się im słowa uznania. Pod względem historycznej treści nie ma się tytułowi nic do zarzucenia. Oczywiście komiksy historyczne dość często oferują odbiorcy pewne uproszczenia i skróty czasowe, które tutaj również występują, jednak nie wpływają one na jakość treści, a są czymś zupełnie normalnym, biorąc pod uwagę ograniczoną ilość miejsca.

Jeśli chodzi o formę przekazu mamy tutaj do czynienia z dość starym (może nawet dla niektórych odrobinę archaicznym) stylem komiksowy, który skupia się na pokazywaniu historii w ramkach narratorskich. Dialogów konkretnych postaci jest tutaj stosunkowo niewiele, a fabularną treść czytelnik poznaje właśnie ze wspomnianej narracji. To jak zostanie to ocenione przez potencjalnego czytelnika to już sprawa czysto indywidualna. Trudno jednak zaprezentować w inne formie tak rozległy okres czasowy przy jednoczesnym dbaniu o chronologię i należytą jakość treści. Moim zdaniem nie odbiera to przyjemności z czytania albumu. Taka forma wręcz podkreśla jego wartość historyczną i powoduje, że cały komiks jest bardzo przejrzysty.

Największe kontrowersje może wzbudzać oprawa graficzna dzieła. Styl Zygmunta Similaka jest delikatnie mówiąc, bardzo specyficzny i nie każdemu będzie musiał przypaść do gustu. Mamy tutaj do czynienia z rysunkami wykonywanymi ręcznie, co przekłada się na ich formę i pewne odstępstwa od realistycznej formy. Baczne oko komiksowego estety dostrzeże w niektórych karach problemy z utrzymaniem należytych proporcji postaci czy bardzo specyficzną formę pokazywania emocji na twarzach bohaterów. Sam osobiście nie jestem wielkim fanem takiej oprawy graficznej, nie mniej jednak potrafię docenić wkład twórcy. Trudno nie docenić pewnych elementów rysunków, przy których artysta musiał naprawdę wykazać się niebywałymi pokładami cierpliwości. Szczególnie przejawia się to w dbałości o niektóre detale czy prezentacji kadrów z dużą ilością postaci (szczególnie tych dynamicznych podczas potyczek).

Zakon to bez wątpienia jeden z najlepszych (pod względem treści) rodzimych komiksów, które w ostatnim czasie pojawiły się na rynku. Pozycja niewątpliwie powinna zaciekawić miłośników historii pod warunkiem, że potrafią oni przymknąć oko na dość specyficzną formę dzieła.

Radosław Frosztęga


Froszti
21 lutego 2020 - 11:01