Recenzja: Pożeracz złota. Undertaker. Tom 1 - Froszti - 29 czerwca 2020

Recenzja: Pożeracz złota. Undertaker. Tom 1

Wielu słysząc „western”, powie przebrzmiały gatunek, który swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. W kontekście dzieł filmowych po części się zgadam z tym stwierdzeniem, jednak na poletku komiksowym „Dziki Zachód” radzi sobie dobrze, co jakiś czas racząc miłośnika gatunku czymś „interesującym”, jak na przykład seria „Undertaker”.

„Ludzie nas nie lubią. Niektórzy mówią, że to dlatego, że spędzamy czas z umarlakami. Jakbyśmy zarażali śmiercią, tak jak inni zarażają czarną ospą…” Pierwsze zdania komiksu wypowiadane przez głównego bohatera dobitnie pokazują, że zawód „grabarza” nie szczycił się zbyt wielką estymą na preriach. Żadna praca jednak nie hańbi i człowiek podejmie się każdego zajęcia, aby tylko zdobyć środki do życia. Jonas Crow radzi więc sobie jakoś z niechęcią ludzi, zresztą sam za nimi niespecjalnie przepada i woli towarzystwo rannego sępa, którego przygarnął do swojego karawanu. Jego życie jest stosunkowo ułożone i liczone od jednego pogrzebu do następnego. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy decyduje się przyjąć nowe zlecenie. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że płacący klient jeszcze życie, a z ziemskiego padołu zejdzie dopiero następnego dnia. Jak zostało powiedziane, tak też się stało, Jonasowi nie pozostaje nic innego jak tylko wypełnić powierzonego mu zlecenie. Nie będzie to jednak takie łatwe, szczególnie że zmarłym jest bogaty właściciel kopalni złota, którego majątek dziwnym trafem „zniknął”. Tam, gdzie drogocenny kruszec, tam też pojawia się zazdrość, chęć szybkiego zysku i całkowite zatracenie cech człowieczeństwa. Grabarz w towarzystwie pewnej damy, będzie musiał odpowiednio „zadbać” o klienta, pokazując wszystkim, że „śmierć” jest dla niego czymś nader powszechnym.

Zarys fabularny brzmi dosyć ciekawie, nie należy się jednak po scenariuszu spodziewać czegoś nadzwyczajnego. Od samego początku założenie było dosyć proste: stworzenie dzieła w klimatach „westernowych” gdzie wyrazista akcja i szczypta humoru stanowi bardzo ważny element opowieści, czyli tak jak niektóre inne komiksy tego typu. Scenarzysta Xavier Dorison nie idzie jednak na łatwiznę i stara się bawić konwencją „klasycznego westernu”, dostosowując ją do potrzeb współczesnego odbiorcy. Dodaje on również do historii kilka intrygujących wątków, które mogą rozwinąć się w coś naprawdę dobrego. Akcja nie jest podawana w jednym ciągu dynamicznych wydarzeń, odpowiednio wszystko jest dawkowane, tak aby przygotować czytelnika na nowe wgniatające w fotel sceny. Ważną i integralną częścią gatunku, jest również dobrze nakreślona postać głównego bohatera. Nie inaczej jest i w tym przypadku, gdzie Jonas Crow swoim nietypowym zawodem i „mrocznym” obliczem przykuwa uwagę czytelnika. Nie mamy tutaj do czynienia z postacią rodem ze starych filmów z Johnem Wayne'em, gdzie bohatera dzielnie stawia czoła licznym niebezpieczeństwom, zawsze jednak stojąc po stronie „prawa”. Crow’n to bardziej ktoś wyjęty z produkcji Eastwood i Tarantino, gdzie jasny podział na dobro i zło jest często rozmyty, a sama postać kieruje się własnym kodeksem moralnym i należy do grona osób, których raczej nie wolno wk.. denerwować.

Jeżeli zaś chodzi o oprawę graficzną to śmiało, można napisać, że w klimatach westernu doskonale odnalazł się rysownik Ralph Meyer (współpracujący od lat ze scenarzystą), tworząc naprawdę świetnie wyglądające prace. Ilustracje są wyraziste, mocno realistyczne, nadające całej powieści jeszcze głębszego klimatu, szczególnie w bardziej dynamicznych i mroczniejszych momentach. Na dodatkowe słowa pochwały zasługuje również jego dbałość o detale na dalszym planie, co sprawia, że jego prace mocno przykuwają wzrok.

Pożeracz złota. Undertaker. Tom 1 to niewątpliwie bardzo udanego dzieło, które nawet pomimo pięciu lat na karku, nadal stanowi łakomy kąsek dla miłośników gatunku. Czy warto zasilić ową serią swoją domową biblioteczkę komiksów? Jeśli ktoś jest fanem dobrze napisanych i narysowanych komiksowych westernów – to zdecydowanie TAK. Co do całej reszty, tytuł można polecić przeczytaniu i zdecydowaniu samemu, czy tego rodzaju dzieła są dla nich interesujące.

Zgodnie ze starym Indiańskim powiedzeniem: „Dobry western nie jest zły!”

Froszti
29 czerwca 2020 - 11:46