Recenzja mangi Dr. Stone #8 - Froszti - 25 maja 2021

Recenzja mangi Dr. Stone #8

Każdy kolejny tomik serii Dr. Stone to nowa porcja szalonych pomysłów i realizacja nietuzinkowych projektów. Królestwo Nauki pod światłym przewodnictwem Senku rozwija się w zastraszającym tempie, na każdym kroku zaskakując czytelnika czymś nowym. Pora więc sprawdzić co przynosi ze sobą ósma odsłona cyklu.

Okres kamienia łupanego szybko odszedł w zapomnienie, kiedy tylko Senku mógł zaprezentować światu swój nieprzeciętny geniusz. Moment utworzenia przez niego „Królestwa Nauki” był chwilą przełomową. Zanim jednak świat będzie mógł w pełni cieszyć się z nowych wynalazków, należy ostatecznie rozwiązać sprawę Tsukasu i podległych mu ludzi. Na każdej „wojnie” najważniejsza jest dobra komunikacja. Nic nie sprawdzi się więc lepiej niż wymyślony przez chłopaka telefon, dzięki któremu będzie miał on stały kontakt ze swoimi szpiegami. Problemem jest jednak dostarczenie aparatu na tereny wroga, tak aby nikt tego nie zauważył. Od czego ma się jednak głowę pełną pomysłów i przydatnych pomocników. To jednak nie koniec zwariowanej treści. „Komunikacja” to dopiero początek nowej ścieżki rozwoju. Najwyższy czas przejść na nowy etap ewolucji i wkroczyć w epokę przemysłową.

Szaleństwo często miesza się z geniuszem, powiedzenie to doskonale oddaje postać Senku, który na każdym możliwym kroku zaskakuje czytelnika. Geniusz chłopaka przyćmiewa wszelkie znane nam współcześnie wielkie umysły. Przeskakuje on z jednego projektu na drugi, za każdym razem tworząc coś, co nie powinno powstać w otaczających go warunkach. To dzięki niemu ilość „inteligencji” w każdym kolejnym rozdziale trudna jest do oszacowania. Nie oznacza to jednak, że seria jest nadmiernie poważna i nastawiona głównie na dostarczenie odbiorcy dużej dawki „wiedzy”. Nic bardziej mylnego. Dr. Stone od samego początku to shounen w czystej postaci, powielający przeróżne przyjęte dla tego gatunku schematy. Jedyna różnica polega na tym, że widowiskowe „walki” ustępują tutaj zmaganiom umysłu i niebywałej kreatywności.

Obok tego wszystkiego w ósmej części historii nie zabraknie sporej dawki humoru, która naprawdę potrafi wywołać mimowolny uśmiech na twarzy czytelnika i kilku momentów pełnych napięć. Jeśli zaś chodzi o samych bohaterów to bezsprzecznie kolejny raz prym wiedzie tu nikt inny jak Senku. Obok niego swoje przysłowiowe pięć minut ma również kilka innych postaci, które są na tyle dobre wykreowane, że trudno jest o nich zapomnieć.

Niczego nowego (ani tym bardziej odkrywczego) nie można napisać na temat warstwy graficznej ósmej części. Boichi jak zawsze serwuje perfekcyjne prace, które stanowią świetnie uzupełnienie treści, a w niektórych momentach potrafią one dosłownie zachwycić.

Świetna historia, wyraziści bohaterowie, warstwa humorystyczna, która powinna rozbawić każdego i genialne rysunki. Łącząc to wszystko w całość otrzymujemy tytuł, obok którego nie można przejść obojętnie. Dr. Stone #8 kolejny raz uświadamia czytelnikowi, że ma on okazję obcować z jedną z najlepszych współczesnych mang.

Szalona dawka nauki, która wciąga czytelnika i zapewnia mu gargantuiczną dawkę dobrej rozrywki.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
25 maja 2021 - 12:28