Szalona, niebezpieczna, całkowicie dysfunkcyjna i bardzo śmiercionośna drużyna bohaterów DC powraca do „ratowania” świata. W albumie Suicide Squad. Zła krew będzie można się przekonać czy powierzone im zadaniem zostanie zrealizowane i czy każdemu uda się przetrwać do samego końca.
Stara gwardia złoczyńców, których „przekonano” do zmiany frontu (przynajmniej częściowo) na czele z Harley Quinn i Deadshotem, otrzymują zadanie wyeliminowania grupy terrorystów nazywających się Rewolucjonistami. Nikt z nich nie przypuszczał, że zadanie przyniesie mocno nieoczekiwane efekty. Wróg którego mieli się pozbyć, nagle staje się ich sojusznikiem i zostaje włączony w szeregi Oddziału Specjalnego X. Pomysł wydaje się być całkowicie szalony. Zarówno weterani, jak i „nowi” nie bardzo za sobą przepadają i najchętniej, zamiast współpracować chcieliby się pozabijać. Sytuacja szybko jednak się komplikuje i staną oni przed poważnym wyzwaniem, gdzie konieczna będzie wspólna walka albo widowiskowa śmierć.
Album Suicide Squad. Zła krew zamówiony z popularnej księgarni internetowej to dzieło autorstwa Toma Taylora. Czyli komiksowego scenarzysty, który ma w swoim dorobku zarówno dzieła wyśmienite, jak i te które nie znalazły wielkiego poklasku pośród miłośników tego rodzaju popkultury. W przypadku tego tytułu można mówić o komiksie poprawnym, zapewniającym chwilę intensywnej rozrywki, któremu jednak daleko do doskonałości.
Twórca oferuje czytelnikowi poprawnie napisany komiks superbohaterski, w którym naprawdę wiele się dzieje, kolejne strony wypełnia mocna akcja, dodatkowo odpowiednio doprawiona szczytną prostego, ale zabawnego humoru. Jeśli ktoś właśnie takiej komiksowej rozrywki oczekuje, to album powinien go zaciekawić. Sytuacja i ocena dzieła mocno się jednak zmienia w momencie, kiedy jest się wielkim fanem „Legionu Samobójców”.
Miłośnicy Suicide Squad już od pewnego czasu wspominali, że cykl potrzebuje pewnego „odświeżenia”. Lekka zmiana podejścia do znanej tematyki jest wskazana każdej serii. Tutaj jednak Taylor idzie o krok dalej i decyduje się na dość poważną rewolucję. Autor bierze tutaj kilka znanych „klasycznych” bohaterów, na ich podstawie buduje początek historii, aby później na scenę wprowadzić całą masę nowych postaci. Nie byłby to jeszcze tak wielki problem, gdyby byli to „ciekawi” bohaterowie. Część z nich jest jednak zlepkiem charakterów innych znanych herosów, nie wnosząc nic zaskakującego do samej fabuły, a dodatkowo czasem potrafią być również trochę irytujący. Pewne zastrzeżenia można mieć również co do samej historii. O ile główna linia historii jest naprawdę ok, to już kilka dodatkowych wątków wydaje się być dodana na siłę (na szczęście nie wszystkie). Czytając kolejne strony dzieła, dodatkowo odnosi się wrażenie, jakby był to początek historii całkowicie nowej grupy, która z klasyczną „Suicide Squad” nie ma zbyt wiele wspólnego.
Mniej powodów do narzekania jest w przypadku warstwy graficznej komiksu. Duet Redondo - Sampere wykonał naprawdę solidną pracę. Rysunki są kolorowe, przykuwają uwagę odbiorcy, dobrze oddają dynamikę starć, a kiedy trzeba potrafią epatować odrobiną mroku. Jedyne, do czego można się przyczepić to projekty niektórych postaci, ale to już ocena mocno subiektywna.
Suicide Squad. Zła krew to samodzielna historia, która ma swój pewien urok, nie każdemu jednak przypadnie do gustu i niekoniecznie dobrze wplata się w dotychczasowy klimat „Legionu Samobójców”. Jeśli jednak szuka ktoś widowiskowego komiksu na poprawę humoru, to warto sięgnąć. Zachęcam również do sprawdzenia innych komiksów i nowości w księgarni TaniaKsiazka.pl.