Recenzja Dororo i Hyakkimaru #5 - Froszti - 22 kwietnia 2022

Recenzja Dororo i Hyakkimaru #5

Kolejna odsłona kultowego tytułu w odświeżonej formie. Kolejny również raz miłośnicy samurajskich klimatów, będą pochłaniać strony mangi z niekłamaną przyjemnością.

Tytułowy duet Dororo i Hyakkimaru w wyniku całego szeregu wydarzeń (z poprzednich tomów) trafiają na dwór klanu Kisoji. Tamtejszy zarządca (Sanshou) niezwykle gościnnie przyjął obcych dla siebie ludzie. Kompletnie nie interesuje się on jednak wydarzeniami dziejącymi się na okolicznych ziemiach. Jest mu obojętne, że zwykli ludzie boją się najazdu armii Daigo i potrzebują pilnie ochrony. On woli zajmować się czymś „innym”. O wiele bardziej przerażającym i niebezpiecznym, co może sprowadzić na bohaterów poważne zagrożenie.

Piąta odsłona serii pod względem scenariusza prezentuje bardzo podobny schemat co wcześniejsze tomy. Twórca (opierając się na oryginale) prezentuje historię, w której bohaterski wojownik musi przeciwstawić się prawdziwemu złu, aby móc odzyskać utracone części swojego ciała. Już poprzednie tomiki potrafiły być niezwykle „klimatyczne” i krwawe. Piąta część idzie w tym aspekcie jeszcze dalej, serwując odbiorcy naprawdę mocno sugestywny mrok. Samurajska widowiskowość miesza się tutaj z bardzo wyrazistymi i często skrajnymi emocjami. Demony w ludzkich postaciach dokonują przerażających czynów. Sprowadzając na ludzi ból, cierpienie i często popychając ich do naprawdę skrajnych decyzji. Nic nie jest tutaj nadmiernie „czarno-białe”, a typowa granica dobra i zła często jest kompletnie niewidoczna.

Obok samych „starć” z groźnymi przeciwnikami, kolejny również raz dobrze zaprezentowana została rozwijająca się relacja bohaterów. Oboje są do siebie coraz mocniej przywiązani i na swój sposób od siebie zależni. Podsyca to jeszcze bardziej dramaturgię niektórych scen.

W przypadku serii Dororo i Hyakkimaru obok klimatycznego scenariusza występuje również świetnie prezentująca się oprawa wizualna. Rysunki Satoshi Shiki epatują wspomnianym mrokiem, jeszcze bardziej podkręcając klimat mangi. Z pozornie prostych kadrów potrafi on wydobyć niezwykły urok. Jego kunszt szczególnie widać w projektach postaci i ukazywaniu emocji na ich twarzach.

Nie pozostaje więc nic innego jak tylko polecić Dororo i Hyakkimaru #5 każdemu miłośnikowi „samurajskich” historii z sowitą szczyptą orientalnej fantastyki. Przy tytule naprawdę trudno jest się nudzić. Szkoda tylko, że przerwy pomiędzy kolejnymi częściami są tak długie.

Widowiskowa i zachwycająca dawka samurajskiego klimatu, która potrafi zauroczyć czytelnika i przyciągnąć jego uwagę na kilka dłuższych chwil.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
22 kwietnia 2022 - 10:13