Humoru i uroczych kotków nigdy nie jest za wiele. To właśnie dzięki tym elementom seria Starszy Pan i kot w błyskawicznym tempie zyskała ogromną popularność. Czy kolejne wydane tomy są równie „słodkie i urocze” jak początek cyklu? O tym można się przekonać, czytając poniższą recenzję.
W trzecim tomie serii kontynuowana jest ta sama treść, która zauroczyła odbiorców w pierwszych dwóch częściach. Widzimy więc rozwijającą się relację pomiędzy tytułowym panem i jego pulchnym kotkiem. Bliskość człowieka i zwierzęcia w tym przypadku staje się lekarstwem na problemy duszy i leczy wewnętrzne rany obu bohaterów. Krótkie rozdziały prezentują mocniej postać pogrążonego w żałobie mężczyzny. Widać, jak wiele znaczyła dla niego utracona żona i jak pulchny zwierzęcy towarzysz powoli, ale sukcesywnie zaczyna wypełniać lukę w jego życiu. Zgodnie z grafiką na obwolucie w mandze znajdziemy również pewne wątki nawiązujące do muzycznej pasji pana Kandy. Porzucił on muzykę po śmierci swojej żony, nie chcąc już nigdy zasiąść do fortepianu. Dzięki kilku wprowadzonym elementom oraz postaciom jego postawa ulega jednak pewnej przemianie. Oczywiście nie mogło tutaj również zabraknąć solidnej dawki „kociego” humoru. Powinien on rozbawić każdego, ale najlepiej zrozumieją go oczywiście posiadacze miałczących milusińskich. Krótki wątek z weterynarzem to geniusz w czystej postaci.
Umi Sakurai nieustannie kontynuuje budowanie ciekawego świata pełnego różnorakich emocji i humoru. W czwartym tomie takich elementów na pewno nie zabraknie, a fani serii powinni być więcej niż zadowoleni z lektury tego komiksu. W głównej mierze manga skupia się na pokazaniu relacji pomiędzy Kandą i Kanade Hibino. Mężczyzną będącym „muzycznym rywalem” głównego bohatera, który mocno zazdrości mu ogromnego talentu. Dziwnym trafem jest on również posiadaczem kota, który wygląda identycznie jak Fukumaru. Wspólna pasja i zamiłowanie do zwierząt sprawia więc, że mężczyźni mają sobie wiele do powiedzenia i zaczyna pojawiać się pomiędzy nimi nić przyjaźni. Z kolejnych stron wylewają się więc hektolitry różnorakich emocji (często mocno przesadzonych), które na pewno nie będą obojętne dla czytelnika. Łagodzeniem napływających do oczu łez zajmuje się cała gama najróżniejszych żartobliwych sytuacji (w rolach głównych oczywiście koty). Taka mieszanka sprawia, że fabuła mangi jest nie tylko zachwycająca, ale również bardzo satysfakcjonująca w odbiorze.
Jak do tej pory seria umiejętnie łączyła emocje z humorem, dodatkowo nieustannie przeplatając w głównych rolach koty i ludzi. Tomik piąty serii zaburza jednak tę proporcję, oferując czytelnikowi większą dawkę dramaturgii i wysuwając na pierwszy plan zwierzęcych bohaterów. Cała zwariowano-dramatyczna historia rozpoczyna się w momencie, kiedy Fukumaru dostrzega w ogrodzie kota, którego poznał podczas swojego pobytu w sklepie zoologicznym. Zwierzę jest ranne i mocno przestraszone i szybko ucieka. W takiej sytuacji puchatej kuleczce nie pozostaje nic innego jak tylko wybrać się w nieznane na ratunek dawnego towarzysza. Kot, który nigdy nie opuszczał domu, nie posiada nadmiernie rozwiniętego zmysłu terenu, szybko się więc gubi. Wałęsa się on po nieznanych sobie terenach czując coraz większy strach przed nadchodzącą nocą. Skrajne emocje towarzyszą również jego właścicielowi, który w towarzystwie przyjaciół poszukuje swojego zaginionego pupila. Autorka serwuje więc tutaj czytelnikom odrobinę „akcji”, która znacząco urozmaica serię. Troszkę zawiedzeni mogą się jedynie poczuć fani komediowej strony mangi. Humoru jest tu zdecydowanie mniej niż w poprzednich odsłonach, ale jeśli się już pojawia, to jest nadal zachwycający.
Na podstawie kolejnych trzech tomów serii Starszy Pan i Kot nie pozostaje nic innego jak tylko kolejny raz stwierdzić, że jest to jedna z najbardziej uroczych i słodkich mang, jakie dostępne są na naszym rynku. Tytuł warty jest sprawdzenia przez każdego, niezależnie od tego, czy lubi on koty (ale tych przecież nie można nie lubić).
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.