Top 10 gier półrocza wg Lordareona [10-6] - K. Gonciarz - 16 sierpnia 2010

Top 10 gier półrocza wg Lordareona [10-6]

Wyjazd na gamescom już jutro. Po single-playerowym maratonie, jakim w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności było dla mnie E3, jadę na te targi wyluzowany. I nie, że to co napisał Del w swoim wpisie było w jakimkolwiek stopniu nieprawdą. Po prostu: z jednej strony da się do hardkoru przyzwyczaić, z drugiej no HALO ktoś inny będzie pisał teksty, a od filmików będziemy we dwóch. Luksusy. Jednakże. W związku z klimatem tabelkowania i prowadzenia badań nad przedtargową wiedzą, wzięło mnie na podsumowania. Od dłuższego czasu leży mi na wątrobie zmierzenie się z pierwszą połówką roku. Chciałem to zrobić na filmie, ale nie na wszystko jest czas w napiętej ramówce, na której kiedy-wydaje-się-Wam-że-nic-nie-ma-to-znaczy-że-zasuwanie-jest-jeszcze-gorsze. Żeby nie było zbyt łatwo, podzielimy to sobie na dwie części. A właściwie to trzy, bo jest jeszcze kategoria niespodziewanych crapów, zwanych zawodami. Zaczynamy więc: moje niezobowiązujące i podlegające płynnym zmianom Top 10 tegorocznych wydawnictw, miejsca 10-6. Przyjemności.


10. Super Mario Galaxy 2

Trochę oszukuję, bo to jedyna gra na tej liście, której nie skończyłem. Koniec końców da się tym znudzić, mimo że rozgrywka ciągle przebiera się w nowe ciuszki. Zasady się zmieniają z poziomu na poziom i widać, jak cudowny potencjał kreatywny siedzi w ludziach z Nintendo. To gra, której nie jestem w stanie nic zarzucić, ale po prostu odłożyłem ją po jakichś 5-6 godzinach. Może to dlatego, że przygotowując się do jej premiery nadrobiłem sobie pierwszą część Galaxy i po prostu zmęczyłem się konwencją. Analogia Shigeru do stosunku pomiędzy Ocarina of Time a Majora's Mask jest prawdą - to taki sequel bez pretensji, ale wciąż piękny.

Gramy w Super Mario Galaxy 2.


9. Final Fantasy XIII

Myślę, że ludzie piszący o jRPG ulegają takiemu psychologicznemu trickowi - żal skrytykować grę, nad którą siedziało się przynajmniej 40 godzin. Zresztą nie tylko jRPG, tyczy się to każdego bardziej złożonego gatunku. W przypadku Finala XIII sam przed tym problemem stanąłem, ale do dziś zgadzam się z własną recką na GRY-OnLine (ocena, jak niejednokrotnie podkreślaliśmy, nie jest bezpośrednim widzimisię autora). Magiczna przygoda, po której zostaje pewien niedosyt i, mimo wielu uniesień po drodze, w momencie ukończenia tej gry zadajemy sobie pytanie "to było to?". Klaustrofobicznie liniowa, bajecznie wyglądająca i wyposażona w kozacki system walki produkcja. Rysław zrobił w niej platynę i szpanował tym przed producentem Assassin's Creed: Brotherhood, kiedy w swojej szczodrości pomagał mi walczyć z E3. Szacunek. Wciąż, moim najcieplejszym wspomnieniem związanym z "trzynastką" są łzy Japończyków, którzy po Tokyo Game Show 2009 gromadzili się w sklepach i wspólnie oglądali wyświetlany tam nowy zwiastun tej gry. Byliśmy, też płakaliśmy. Kabukicho za dnia to tak niewinne miejsce.

Gramy w Final Fantasy XIII.


8. BioShock 2

No serio, BioShock 2 ma dużo lepszą rozgrywkę niż pierwsza część. Wiecej kombinowania, nieporównywalnie więcej emergent gameplay'a (nie ma polskiego odpowiednika tego terminu, sorry), więcej swobody i nietypowych rozwiązań. No serio, BioShock 2 ma dużo gorszą fabułę niż pierwsza część. Mniej zaskoczenia, mniej pamiętnych lokacji, mniej zaskakujący zwrot fabularny. Znaczy w ogóle nie zaskakujący, bo ujawniony na samym początku. Po publikacji jakiegoś Gramy z BioShocka 2 dostaliśmy maila od 2K z prośbą o usunięcie poważnego spoilera. Chodziło o to, że Eleanor zwraca się do głównego bohatera per "tato". W pierwszej rozmowie. Myślałem, że to podpucha, dlatego nie wyciąłem. Zonk.

Gramy w BioShock II.


7. StarCraft II

Staaacraaaft dwaaaaa! Noo, trudno oderwać się od kampanii aż do samego końca - szkoda, że kiedy ją skończymy, będziemy się czuć jak po dość fajnym wprowadzeniu. Ale odstawiając złośliwości na bok: Blizzard dobrze zrobił uświadamiając sobie, że mitologia ich gry wykracza poza skromne łamy gatunku RTS i trzeba coś z tym zrobić. Nadbudówka otoczki jest wyśmienita, sama gra to jednak wyciągnięty z hibernacji australopitek. Na dobre i na złe, bo w multika wciągnąć się można nieziemsko. a stres toważyszący mi przy każdym wjeździe do bazy to uczucie, którego żadna inna gra nie potrafi we mnie wzniecić. Kiedyś byłem chyba jednym z pierwszych pięciu, dziesięciu Polaków grających na battle.necie w retailowego StarCrafta (jeśli ktoś z tamtej ekipy to czyta, niech da znać - mówię o Wielkanocy 1998). Na tej grze wykręciłem rodzicom najwyższe rachunki telefoniczne w moim życiu. co potem przypłaciłem chronicznym brakiem hajsu. Ale było warto, tak jak teraz warto jest potracić trochę czasu na analizę dobrych kontr na Roache i merytoryczne konsultacje z obcykanym w temacie Yuenem. Świetna gra, która - jak każda na tej liście - ma czego się wstydzić.

Gramy w StarCraft II.

6. Heavy Rain

Tylko jedna gra w tym roku sprawiła, że zacząłem nerwowo *chodzić po pokoju* zastanawiając się, co zrobić. Podobnie jak nie mogłem usiedzieć na miejscu podczas finałowych scen Incepcji, tak dylematy spotykające nieszczęsnego Ethana zagrały mi na nerwach w stopniu, który David Cage uznałby za wielki sukces. Tę grę powinno się przejść tylko raz - mówił. Dodałbym do tego, żeby nie rozmawiać o niej z kumplami. Niestety, w rozmowach z Vermim, Delem i przede wszystkim piszącym poradnik Yuenem obnażyliśmy całą ściemę, jaką stanowi mechanika tej produkcji. Złudne decyzje, złudne konsekwencje, ale wszystko poprowadzone w perwersyjnie precyzyjny sposób, który nie pozwala Ci czegokolwiek podejrzewać przy pierwszym podejściu. Śmiać mi się teraz chce, kiedy pomyślę o tym, jakich podtekstów doszukiwaliśmy się w tej grze z moociejem (dzieciak nie zjadł kolacji, więc pewnie źle odrobił zadanie!). Wciąż, Heavy Rain to doskonała produkcja i każdy powinien ją sobie przejść. Zwłaszcza teraz, kiedy pewnie ceny spadły. Obecna technologia tworzenia gier nie pozwala raczej na robienie takich eksperymentów zbyt często (za wysokie koszty i zbyt długi cykl produkcji w stosunku do sprzedaży), tym bardziej zapamiętajmy grę Quantic Dream jako coś wyjątkowego. Wielka szkoda, że dla Sony priorytetem jest dorzucenie obsługi Move w tej grze, które odbędzie się kosztem kolejnych DLC.

Gramy w Heavy Rain.

Dobrze, kochani, na dzisiaj tyle. Jak macie swoje własne typy, to zapodajcie w komentarzach. Górna połowa listy na razie pozostanie tajemnicą (przede mną też, bo trudno będzie to jakoś sensownie ułożyć) i dziś zdradzę tylko, że będzie na niej Demon' Souls. Ale nie na pierwszym miejscu. Nie będzie za to Bayonetty, która na pierwszym miejscu być mogła, ale skończyłem ją w 2009 roku i z nim ją wiążę. Ale tam. Do zobaczenia po targach, dziewczęta i chłopcy.

Wyjazd na gamescom już jutro. Po single-playerowym maratonie, jakim w nieszczęśliwym zbiegu okoliczności było dla mnie E3,
jadę na te targi wyluzowany. I nie, że to co napisał Del w swoim wpisie było w jakimkolwiek stopniu nieprawdą. Po prostu: z
jednej strony da się do hardkoru przyzwyczaić, z drugiej no HALO ktoś inny będzie pisał teksty, a od filmików będziemy we dwóch. Luksusy. Jednakże. W związku z klimatem tabelkowania i prowadzenia badań nad
przedtargową wiedzą, wzięło mnie na podsumowania. Od dłuższego czasu leży mi na wątrobie zmierzenie się z pierwszą połówką
roku. Chciałem to zrobić na filmie, ale nie na wszystko jest czas w napiętej ramówce, na której kiedy-wydaje-się-Wam-że-
nic-nie-ma-to-znaczy-że-zasuwanie-jest-jeszcze-gorsze. Żeby nie było zbyt łatwo, podzielimy to sobie na dwie części. A
właściwie to trzy, bo jest jeszcze kategoria niespodziewanych crapów, zwanych zawodami. Zaczynamy więc: moje
niezobowiązujące i podlegające płynnym zmianom Top 10 tegorocznych wydawnictw, miejsca 10-6. Przyjemności.
10. Super Mario Galaxy 2
Trochę oszukuję, bo to jedyna gra na tej liście, której nie skończyłem. Koniec końców da się tym znudzić, mimo że rozgrywka
ciągle przebiera się w nowe ciuszki. Zasady się zmieniają z poziomu na poziom i widać, jak cudowny potencjał kreatywny
siedzi w ludziach z Nintendo. To gra, której nie jestem w stanie nic zarzucić, ale po prostu odłożyłem ją po jakichś 5-6
godzinach. Może to dlatego, że przygotowując się do jej premiery nadrobiłem sobie pierwszą część Galaxy i po prostu
zmęczyłem się konwencją. Analogia Shigeru do stosunku pomiędzy Ocarina of Time a Majora's Mask jest prawdą - to taki sequel
bez pretensji, ale wciąż piękny.
9. Final Fantasy XIII
Myślę, że ludzie piszący o jRPG ulegają takiemu psychologicznemu trickowi - żal skrytykować grę, nad którą siedziało się
przynajmniej 40 godzin. Zresztą nie tylko jRPG, tyczy się to każdego bardziej złożonego gatunku. W przypadku Finala XIII
sam przed tym problemem stanąłem, ale do dziś zgadzam się z własną recką na GRY-OnLine (ocena, jak niejednokrotnie
podkreślaliśmy, nie jest bezpośrednim widzimisię autora). Magiczna przygoda, po której zostaje pewien niedosyt i, mimo
wielu uniesień po drodze, w momencie ukończenia tej gry zadajemy sobie pytanie "to było to?". Klaustrofobicznie liniowa,
bajecznie wyglądająca i wyposażona w kozacki system walki produkcja. Rysław zrobił w niej platynę i szpanował tym przed
producentem Assassin's Creed: Brotherhood, kiedy w swojej szczodrości pomagał mi walczyć z E3. Szacunek. Wciąż, moim
najcieplejszym wspomnieniem związanym z "trzynastką" są łzy Japończyków, którzy po Tokyo Game Show 2009 gromadzili się w
sklepach i wspólnie oglądali wyświetlany tam nowy zwiastun tej gry. Byliśmy, też płakaliśmy. Kabukicho za dnia to tak
niewinne miejsce.
8. BioShock 2
No serio, BioShock 2 ma dużo lepszą rozgrywkę niż pierwsza część. Wiecej kombinowania, nieporównywalnie więcej emergent
gameplay'a (nie ma polskiego odpowiednika tego terminu, sorry), więcej swobody i nietypowych rozwiązań. No serio, BioShock
2 ma dużo gorszą fabułę niż pierwsza część. Mniej zaskoczenia, mniej pamiętnych lokacji, mniej zaskakujący zwrot fabularny.
Znaczy w ogóle nie zaskakujący, bo ujawniony na samym początku. Po publikacji jakiegoś Gramy z BioShocka 2 dostaliśmy maila
od 2K z prośbą o usunięcie poważnego spoilera. Chodziło o to, że Eleanor zwraca się do głównego bohatera per "tato". W
pierwszej rozmowie. Myślałem, że to podpucha, dlatego nie wyciąłem. Zonk.
7. StarCraft II
Staaacraaaft dwaaaaa! Noo, trudno oderwać się od kampanii aż do samego końca - szkoda, że kiedy ją skończymy, będziemy się
czuć jak po dość fajnym wprowadzeniu. Ale odstawiając złośliwości na bok: Blizzard dobrze zrobił uświadamiając sobie, że
mitologia ich gry wykracza poza skromne łamy gatunku RTS i trzeba coś z tym zrobić. Nadbudówka otoczki jest wyśmienita,
sama gra to jednak wyciągnięty z hibernacji australopitek. Na dobre i na złe, bo w multika wciągnąć się można nieziemsko. a
stres toważyszący mi przy każdym wjeździe do bazy to uczucie, którego żadna inna gra nie potrafi we mnie wzniecić. Kiedyś
byłem chyba jednym z pierwszych pięciu, dziesięciu Polaków grających na battle.necie w retailowego StarCrafta (jeśli ktoś z
tamtej ekipy to czyta, niech da znać - mówię o Wielkanocy 1998). Na tej grze wykręciłem rodzicom najwyższe rachunki
telefoniczne w moim życiu. co potem przypłaciłem chronicznym brakiem hajsu. Ale było warto, tak jak teraz warto jest
 
potracić trochę czasu na analizę dobrych kontr na Roache i merytoryczne konsultacje z obcykanym w temacie Yuenem. Świetna
gra, która - jak każda na tej liście - ma czego się wstydzić.
6. Heavy Rain
Tylko jedna gra w tym roku sprawiła, że zacząłem nerwowo *chodzić po pokoju* zastanawiając się, co zrobić. Podobnie jak nie
mogłem usiedzieć na miejscu podczas finałowych scen Incepcji, tak dylematy spotykające nieszczęsnego Ethana zagrały mi na
nerwach w stopniu, który David Cage uznałby za wielki sukces. Tę grę powinno się przejść tylko raz - mówił. Dodałbym do
tego, żeby nie rozmawiać o niej z kumplami. Niestety, w rozmowach z Vermim, Delem i przede wszystkim piszącym poradnik
Yuenem obnażyliśmy całą ściemę, jaką stanowi mechanika tej produkcji. Złudne decyzje, złudne konsekwencje, ale wszystko
poprowadzone w perwersyjnie precyzyjny sposób, który nie pozwala Ci czegokolwiek podejrzewać przy pierwszym podejściu.
Śmiać mi się teraz chce, kiedy pomyślę o tym, jakich podtekstów doszukiwaliśmy się w tej grze z moociejem (dzieciak nie
zjadł kolacji, więc pewnie źle odrobił zadanie!). Wciąż, Heavy Rain to doskonała produkcja i każdy powinien ją sobie
przejść. Zwłaszcza teraz, kiedy pewnie ceny spadły. Obecna technologia tworzenia gier nie pozwala raczej na robienie takich
eksperymentów zbyt często (za wysokie koszty i zbyt długi cykl produkcji w stosunku do sprzedaży), tym bardziej
zapamiętajmy grę Quantic Dream jako coś wyjątkowego.
Dobrze, kochani, na dzisiaj tyle. Jak macie swoje własne typy, to zapodajcie w komentarzach. Górna połowa listy na razie
pozostanie tajemnicą (przede mną też, bo trudno będzie to jakoś sensownie ułożyć) i dziś zdradzę tylko, że będzie na niej
Demon' Souls. Ale nie na pierwszym miejscu. Do zobaczenia po targach, dziewczęta i chłopcy.
K. Gonciarz
16 sierpnia 2010 - 23:10