Komentatorskie bicie - o walce Adamka - eJay - 22 sierpnia 2010

Komentatorskie bicie - o walce Adamka

Tomek Adamek pokazał dzisiaj (wczoraj?) charakter. Lubię takich ludzi, którzy przyjmują cios, a następnie oddają dwa. To świadczy o ich honorze, sile mentalnej, odwadze. Tak mniej więcej prezentowała się walka z Amerykaninem Grantem. Wyższy, silniejszy, cięższy rywal był miejscami po prostu bezradny, gdy góral z Gilowic błyskawicznie tłukł go kombinacjami. Pogromcę Gołoty uratował jedynie fakt, iż posiada facjatę z tytanu, no i że Adamek nie jest urodzonym bokserem wagi ciężkiej. Polak wygrał zasłużenie, wysoko na punkty, a przede wszystkim z klasą. Dla przeciętnego zjadacza chleba tajniki punktacji w walkach bokserskich są nie do ogarnięcia, więc wysoki wynik sędziów (117:111, 118:111, 118:110) może nieco dziwić z początku. Jeżeli jednak przyjrzymy się stylowi jaki obrał Adamek, jak również taktyce zasugerowanej przez trenera dojdziemy do wniosku, że Granta mógł uratować tylko solidny nokaut. Nie mogli zrozumieć tego jednak komentatorzy...

 Galę komentował duet Jerzy Kulej - Robert Małolepszy. O ile pan Jurek nie jest z zawodu jakimś oratorem na zamówienie (ale przeszłość sportową ma przekozacką), tak po drugim oczekiwałem przynajmniej krzty przygotowania. Niestety, cała walka została przez owych dżentelmenów koncertowo spieprzona. Małolepszy wypadł przekomicznie - facetowi buzia się nie zamykała, nawijał teksty jak naćpany, widział ciosy których nie było, nie widział ciosów oczywistych i czytelnych itd. Ogólnie tragizm w najtragiczniejszej postaci. Problem Kuleja był inny - odzywał się wtedy, kiedy Małolepszy musiał zaczerpnąć powietrza, czyli gdzieś na koniec rundy, ewentualnie na początku. Śmieszna sprawa w ogóle wyszła, kiedy bodajże po 7 czy 8 rundzie Adamek siadł w narożniku i czekał na sekundantów, a Małolpeszy pojechał tekstem "korzystając z przerwy chciałbym coś powiedzieć...". Człowieku, zluzuj poślady! Daj widzom żyć, posłuchać trybun wypełnionych po brzegi Polakami, pooglądać celebrytów.

 Stało się tak, jak mniej więcej oczekiwałem - obaj zapracowani pieprzeniem trzy po trzy totalnie zagubili się w walce. Do 8 rundy na ich prywatnym liczniku widniał remis. Darli się na biednego Tomusia, który klepał Amerykanina po głowie co kilkanaście sekund, aby TERAZ poszedł na całość bo to DECYDUJĄCE chwile pojedynku. Tymczasem ja rozkoszowałem się Gorącym Kubkiem z mozzarellą i ściszyłem telewizor. Godzina 5:30, po co się denerwować o poranku? Ostatnia runda była chyba najśmieszniejszą ze wszystkich. Świadomy porażki gigant ganiał za Adamkiem jak szalony, wymachiwał przeszczepami, aż wreszcie chwycił się lin na znak zwycięstwa Polaka. Werdykt sędziów nie dziwi. Góral zadał jakieś 4x więcej ciosów celnych niż Grant. Wygrał 10 z 12 rund. Oczywiście na sam koniec Małolepszy (Kulej już chyba przysypiał) musiał pożegnać się z telewidzami w swoim - nieudolnym - stylu i powiedział jak krowie na rowie, iż "Amerykanin przegrał walkę 3 rundami". Cóż Roberciku, wracaj na lekcje matematyki do podstawówki, a nie pchasz się przed mikrofon.

 P.S. Nie neguję potężnej tuby Granta w 6 starciu, po której Adamek omal nie padł na deski. To wciąż się liczy jako jeden cios.

eJay
22 sierpnia 2010 - 10:25