Granica tolerancji - Brucevsky - 17 września 2010

Granica tolerancji

Odwieczny konflikt "grywalność kontra grafika" trafił i pod strzechy mojego domu. Wszystko oczywiście przez nowe tytuły wydawane na konsole obecnej generacji, którym trochę daleko do zewsząd promowanego standardu „High Definition”. Szczególnie w multi.

Wiadomo, że rozgrywka wieloosobowa na wspólnym ekranie telewizora oznacza większe obciążenia dla silnika gry. Wymusza też większą ilość pracy na programistach, którzy muszą decydować co ograniczać lub wycinać, aby dało się w co najmniej dwie osoby grać. Trzeba zadbać o odpowiednią widoczność, płynność i ogólną prezencję trybu wieloosobowego. Ewentualnie już w fazie projektów decyduje się, jak system zabawy dla pojedynczego gracza zmienić, aby można było dodać popularnego split-screena.

Niestety, mimo że jest już 2010 rok, w gazetach zaczyna się mówić o 3D, a większość programów renomowanych stacji leci w HD, my na naszych mocnych konsolach musimy często męczyć się z dziwnymi tworami umysłów producentów.  Na razie w moim rankingu przoduje Capcom, którym nie wiem zupełnie, co kierowało przy tworzeniu split-screenów do Resident Evil 5 i Lost Planet 2. „Co to ma kurna być?”

Każdy człowiek ma pewną granicę tolerancji. Niektórych denerwują ząbki na postaciach w bijatykach i to na tyle, że wręcz uniemożliwiają im zagłębianie się w dany tytuł. Inni będą zachwyceni nawet, gdy bić się będą wielokąty obleczone w niskiej jakości tekstury. Bo dla nich będzie liczył się system walki bądź dobra zabawa wieloosobowa. Jak choćby w przypadku jednej klasycznej gry na PlayStation, gdzie nawet ośmiu graczy mogło walczyć na raz na jednej arenie. Ale jako kolorowe klocki w stylu Mokujina, a nie niebrzydkie postacie stworzone przez autorów. Pytanie, jaką granicę tolerancji trzeba mieć, aby dobrze się bawić na current-genach, na dwóch, na jednym telewizorze, przy Lost Planet 2 albo Resident Evil 5?

Na miejscu grafików, którzy postarali się o coś takiego, obraziłbym się na gości od multiplayera

Obie produkcje robią złe pierwsze wrażenie na kochających kanapowe multi. Małe okienka i duże czarne plamy na telewizorze rozczarowują. Gdy widzi się je po raz pierwszy to wydaje się,  że kunszt grafików poszedł na marne, bo komuś nie chciało się kompletnie przyłożyć do trybu wieloosobowego. Można powiedzieć, że czuje się nawet trochę oszukanym, bo wcześniej „nakręciło” się na efektowne strzelanie do Akridów czy zombie razem z bratem, kumplem, ojcem czy dziewczyną. Na POŁOWIE ekranu.

Dzisiaj mam już trochę odmienną opinię, bo w walkę w Lost Planet 2 się wciągnąłem i cieszą mnie wspólne strzelaniny na dwóch. Bawię się systemem, a grafika zeszła na dalszy plan. I dobrze.  Obecnie nie narzekam na małe ekraniki przy split-screenie w wyżej wymienionych produkcjach. Jest mi trochę niewygodnie z ich powodu, ale dla dobrej zabawy mogę się tak „poświęcać”.  Czy dla Was kiedyś grafika była problemem nie do przeskoczenia w grze? Bo ja zaczynam się zastanawiać, czy przy obecnej tendencji kiedyś dla mnie się stanie. W końcu, patrząc na postęp i takie gry jak Lost Planet 2, niedługo różnica w prezencji audiowizualnej trybu singleplayer i split-screena może okazać się nie do przeskoczenia dla ludzi z niską granicą tolerancji.

Brucevsky
17 września 2010 - 20:41