Szczecin GameShow 2010 – veni vidi ocenili - Olek - 7 listopada 2010

Szczecin GameShow 2010 – veni, vidi, ocenili

„Największa gamingowa impreza w Polsce” za nami. Dokładną liczbę odwiedzających Szczecin GameShow poznamy pewnie jutro. W ciągu dwóch dni przez halę wystawienniczą Międzynarodowych Targów Szczecińskich przewinęło się jednak kilka a może i kilkanaście tysięcy ludzi. Nie obyło się bez organizacyjnych potknięć, ale w łącznym bilansie imprezę wypada ocenić pozytywnie. Na pewno położony został fundament pod kolejne edycje, miejmy nadzieję, że na znacznie większą skalę.

Z racji wykonywanego zawodu często odwiedzam różnorakie targi – od samochodowych, poprzez komputerowe, a na farmaceutycznych czy górniczych skończywszy. Na tym tle mogę w miarę obiektywnym okiem spojrzeć na to, co działo się w sobotę i niedzielę w Szczecinie. Zacznę więc od pozytywnych stron.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, w tym przypadku bardzo wygodnego.

P+L+U+S+Y

1. Pomysł

Organizującą Szczecin GameShow firmę u. studio kojarzyłem do tej pory głównie ze średnio udanymi targami Motoshow. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że SGS to projekt będący wynikiem dobrych kontaktów z Vobis S.A. oraz Międzynarodowymi Targami Szczecińskimi. Gratulacje należą się jednak za odwagę. Imprezy gamingowe w Polsce zdarzają się... i tyle dobrego można o nich powiedzieć. U. Studio podjęło się trudnego zadania stworzenia nowej jakości i zapełnienia niszy po zawieszonym w tym roku projekcie Poznań Game Arena. Można mieć zastrzeżenia czy udało się dotrzymać wszystkich obietnic. W Szczecin GameShow jest jednak spory potencjał, który można wykorzystać w kolejnych edycjach.

2. Frekwencja

Tym czego na SGS na pewno nie brakowało byli odwiedzający. Nie wiem czy przyszło ich 10 czy 20 tys. W każdym razie było tłoczno. Udowadnia to także, że w Polsce istnieje duża potrzeba organizacji tej i podobnych imprez adresowanych do graczy.

Bilet wstępu na SGS 2010 - 10 zł. Zdjęcie ze Szturmowcem Imperium - bezcenne.

3. Ceny biletów

To akurat w dużej mierze tłumaczy popularność imprezy. 10 zł za wstęp to relatywnie niska cena i chyba adekwatna do tego, co organizatorzy mieli do zaproponowania odwiedzającym.

4. Różnorodność

Na plus zaliczyć trzeba dużą różnorodność Szczecin GameShow. Nie chodzi o samą liczbę atrakcji, ale to, że każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego. Gry, filmy, roboty, konferencje, cosplay... Do tego jeszcze kącik dla najmłodszych i „Strefa szpilek”. Można mieć jednak wątpliwość odnośnie właściwej proporcji pomiędzy grami wideo a pozostałymi elementami imprezy.

Roboty w akcji, czyli Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny zaprasza.

5. Gry nie tylko wideo

Gry nie kończą się na konsoli czy komputerze. Z dobrej strony pokazali się miłośnicy karcianek i planszówek. Przyznam, że ostatni raz miałem okazję zagrać w Magic: the Gathering jakieś 12 lat temu i miło było zobaczyć, że nowe pokolenie nastolatków wciąż się tym interesuje. Mam nadzieję, że wielu odwiedzających SGS, którzy po raz pierwszy zobaczyli tego typu gry, połknęło bakcyla. Nawet najlepszy sieciowy multiplayer nie jest bowiem w stanie zastąpić zmagań z przeciwnikiem siedzącym vis-a-vis.

6. Nowinki techniczne

Nie było ich wiele, ale pojawiły się. Najciekawsze to rzecz jasna Kinect i PlayStation Move. Nieźle prezentowały się także stanowiska z „bolidami” do gier wyścigowych (np. F1 2010). Jeżeli ktoś zadał sobie trud i wyjrzał chociaż na chwilę poza główną salę mógł m.in. pobawić się w programowanie robotów albo pojeździć na Sagewayu.

Kiedy ludzie zaczynają dziwnie podskakiwać, trzeba rozejrzeć się za Kinectem.

7. Konkursy

Były i to nawet w sporej ilości, o czym świadczyła chociażby liczba osób opuszczających targi z pakunkami. To chyba najlepszy magnes przyciągający uwagę publiczności. Dobrym tego przykładem była popularność stoiska Fabryki Gier. Firma wydająca głównie nieskomplikowane gry na Facebooka co dwie godziny rozdawała w konkursie atrakcyjne tytuły, jakie ukazały się w ostatnich tygodniach. W jej boksie bez przerwy było tłoczno. Ponadto rozegrano szereg turniejów z atrakcyjnymi nagrodami. Chętnych do podejrzenia technik stosowanych przez najlepszych graczy np. Counter-Strike'a też nie brakowało. 

8. Hostessy i cosplay

Bez nich każde targi tracą połowę uroku. Były i to nawet sympatyczne, choć dosyć płochliwe. Jedyny wyjątek stanowiła modelka na stoisku firmy redsky, która chętnie pozowała do zdjęć z odwiedzającymi. Pełen profesjonalizm! Warto też docenić zaangażowanie członków Polish Garrison (będącego częścią międzynarodowego 501 Legionu), którzy ubrani w kostiumy ze Star Wars nie odmawiali nikomu wspólnej fotki.

Sympatyczna i fotogeniczna - pełen profesjonalizm długonogiej hostessy.

9. Zaplecze żywieniowe

Wbrew pozorom to bardzo ważny element tego typu imprez. Kurczaki KFC, słodycze, kawę i piwo trudno uznać za wykwintną kuchnię, ale po hot-dogu z parówką w folii, który zaserwowano mi kiedyś w barze Międzynarodowych Targów Katowickich, to i tak smakołyki.

Żeby nie było tak słodko pora na M-I-N-U-S-Y:

1. Lokalizacja

Szczecin to nie Poznań czy Warszawa. Dla każdego, kto mieszka w centralnej, wschodniej czy południowej Polsce wyjazd na SGS stanowił wyprawę. Pewnie, że można skoncentrować się na lokalnym rynku i miejscowych graczach. Tyle, że w takim przypadku GameShow trudno uznać za wydarzenie ogólnopolskie. Strzelam sobie w stopę, bo akurat do Szczecina mam blisko, ale impreza mogłaby mieć zupełnie inną skalę, gdyby udało się ją zorganizować na przykład na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Hala wystawowa w stolicy województwa zachodniopomorskiego jest relatywnie niewielka i trudno mi wyobrazić sobie przygotowanie w przyszłości większej tego typu imprezy w tym samym miejscu.

Kolejka do "bolidu" niczym w prawdziwej Formule 1.

2. Zbyt mało stanowisk do grania

To akurat problem większości targów dla graczy. Zresztą gdyby organizatorzy przygotowali nawet 200 stanowisk, pewnie i tak ustawiałyby się kolejki. W tym przypadku jednak były one zbyt dłuuugie. Miejscami można było odnieść wrażenie, że lepiej przejść się do sklepu w stylu MediaMarkt, gdzie w znacznie bardziej komfortowych warunkach przetestować można PlayStation Move albo FIFA 11.

3. Nieobecność wiodących dystrybutorów

Chyba najbardziej odczuwalny na Szczecin GameShow był brak największych polskich dystrybutorów – CD Projekt i Cenega Poland. Nie wiem czy nie zostali zaproszeni, a może tylko uznali, iż nie warto tłuc się do Szczecina. Szkoda, bo pewnie wielu graczy chętnie zobaczyłoby nowości w ich ofercie. Myślę, że świetnie sprawdziłby się też jakiś sklepik z grami w „targowej promocji”. Ale to już pomysły na kolejną edycję SGS.

4. Brak konferencji w stylu E3 czy Gamescomu

To także zarzut nie tyle pod adresem organizatorów ile polskich przedstawicielstw takich koncernów jak Microsoft czy Sony, których na imprezie nie było widać. A przecież SGS stanowiło znakomitą okazję, by pokazać się graczom, opowiedzieć o swoich produktach i grach, zaskoczyć jakąś niespodzianką itd.

Kącik retro z Mario ale bez rewelacji.

5. Niewykorzystane pomysły

Dobrym tego przykładem było PC Retro Show. W zapowiedziach miała to być ekspozycja muzealnych egzemplarzy platform do grania i uruchamianych na nich starych gier. W praktyce wszystko sprowadziło się do kilku wysłużonych pecetów. Fajnie było zobaczyć, że nastoletni gracze nadal potrafią się wciągnąć w Super Mario Bros., Warcrafta czy Mortal Kombat 2, ale to stanowczo za mało.

6. Stoiska z przypadku

Obecność niektórych firm na Szczecin GameShow okazała się pomyłką. Doskonale wiem, że organizatorzy starali się sprzedać jak najwięcej powierzchni wystawienniczej, ale to też trzeba robić z głową. Z twarzy przedstawicieli takich firm jak Moravia czy Espol można było wyczytać jedno: „co ja robię tu?”.

Największą uwagę na stoisku firmy Espol wzbudziła transmisja kwalifikacji do GP Brazylii.

7. Goście z łapanki

Tego też nie rozumiem. Jaki sens miało zaproszenie na SGS piłkarzy Pogoni Szczecin albo Moniki Pyrek? Ta ostatnia była zresztą zajęta przygotowaniami do popularnego show w TVN i jedynie przysłała nagrane pozdrowienia dla uczestników imprezy. Na przyszły raz może lepiej zaprosić kogoś, kto jednak ma graczom coś do powiedzenia.

8. Nagłośnienie

O oprawie muzycznej Szczecin GameShow wolę się nie wypowiadać. Duet Łona & Weber to zdecydowanie nie moje klimaty. Gorzej, że głuche dudnienie ze sceny docierało do każdego zakamarka hali wystawienniczej. Nagłośnienie było całkowitą porażką. Może jestem jakimś odosobnionym przypadkiem, ale akurat lubię słyszeć muzykę czy odgłosy z gier. Podczas SGS nie miałem na to szans. Podziwiam za to graczy, którzy w tym hałasie próbowali swoich sił w grach typu Guitar Hero lub DJ Hero.

Trudno powiedzieć, czy dźwiękowcy byli głusi, czy też sala MTS ma tak kiepską akustykę. W każdym razie nagłośnienie było koszmarne.

9. Śmieci!

Śmieci pojawiają się na każdych targach i najczęściej świadczą o kulturze (a raczej jej braku) u odwiedzających. Biorąc jednak pod uwagę, że hala MTS nie jest duża, a do jej uprzątnięcia wystarczyłoby co jakiś czas wysłać w teren 2-3 ludzi, organizatorzy nie spisali się. Mnóstwo walających się po ziemi ulotek, patyczków po balonikach, butelek, plastikowych kubków... Takie detale naprawdę wpływają na odbiór całego wydarzenia.

Podsumowanie

Kilka godzin spędzonych na Szczecin GameShow nie uważam za czas stracony. Jestem pozytywnie zaskoczony realizacją całego przedsięwzięcia. Wiele z wymienionych niedociągnięć wyjaśnić można debiutem i liczę, że w kolejnych edycjach uda się ich uniknąć. Do poziomu E3 lub Gamescomu jeszcze nam daleko, ale w końcu pojawiła się w Polsce impreza gamingowa, która ma jakieś realne perspektywy rozwoju.

Szczecin GameShow ma zalążki na dużą imprezę. O ile uda się uniknąć błędów pierwszej edycji.
Olek
7 listopada 2010 - 20:22