Uśmiech Koticka - g40st - 19 listopada 2010

Uśmiech Koticka

g40st ocenia: Call of Duty: Black Ops
50

Pierwszy Call of Duty był objawieniem. Drugi dobrą grą. Potem równia pochyła i gdzieś zamajaczył pierwszy Modern Warfare. A potem znowu ślizgawka.

Do Black Ops podobnie jak do większości poprzednich CoD-ów podchodziłem jak do jeża. Od premiery pierwszej części minęło ponad 7 lat a rdzeń rozgrywki do tej pory nie zmienił się nawet na jotę. Wszystko tu jest przewidywalne, wszystko obwarowane jest masą głupich, nie przystających do dzisiejszego świata ograniczeń. A jednak, o zgrozo, to jedna z najlepiej sprzedających się marek na świecie. Skąd ten paradoks?

Po skończeniu Black Ops nie będę go wspominał z sentymentem. Połowę zabawy zepsuli mi sami autorzy proponując niemal niegrywalnego przez problemy techniczne bubla. Dopiero nowe Catalysty 10.11 załatwiły sprawę. Druga połowa poza w końcu płynną animacją i wielokrotnie pokazywaną na różnych filmikach misją, w której zasiadamy za sterami (akurat, można latać tylko prawo, lewo) śmigłowca, to te same skrypty ujawniające głupotę spawnujących się dziesiątkami przeciwników.

Wydumana fabuła ocierająca się o absurd i tak jest o klasę lepsza niż desantujący się w McDonaldzie rosyjscy żołnierze, więc muszę zapisać ten element Black Opsowi na plus. No i jest nieźle opowiedziana, co też nie jest bez znaczenia.

Call of Duty to już co najmniej od kilku części nie jest żadne rasowe FPP. To odrębny gatunek tramwajowego celowniczka, w którym siedzący przy monitorze gracz służy tylko za obiekt przyduszający klawisz strzału. Klasa sama w sobie. Jest kolorowo, są wybuchy, wydawca czerpie krociowe zyski, gracze się ślinią i wszyscy są zadowoleni. Jak to dobrze, że nikt nie porywa się na tworzenie klonów tej serii. Nasze portfele mogłyby tego nie wytrzymać.

PS. Powyższa ocena nie dotyczy trybu wieloosobowego.

g40st
19 listopada 2010 - 03:28