Gdyby nie kilka tytułów końcówkę roku zaliczyłbym do standardowo straconych i nudnych. Wiecie jak to jest - zaczyna padać śnieg i nikomu nie chce się iść do sklepu po grę. Zagrywka psychologiczna, która ma za zadanie podkręcić sprzedaż hitów na święta. Pojawia się jednak coś, co przykuwa moją uwagę. I co? Tradycyjnie wydawca zaczyna grać mi na nerwach.
Mowa o Apache: Air Assault. Temat poruszałem już wcześniej i zdania nie zmieniam, bo szykuje się całkeim przyjemna rozwałka. Na zachodzie oceny oscylują w graniacach 7.5-8.5, czyli całkiem dobrze jak na pozycję, która nie ma większego hype'u, no i nie jest przyjazna pado-żercom. W Polsce jak to w Polsce, premiera miała być, ale jej nie ma. Przesunięto datę o tydzień, potem znowu o tydzień.
Po prostu nie wiem jak to skomentować, nie muszę bawić się w Kolumba i pisać, że mniej legalna wersja już krąży po sieci. Znowu piraci mają wcześniej to, co chciałem kupić. Znowu będzie marudzenie, że gra kiepsko się sprzedaje "mimo usilnych działań wydawcy, aby jakość wydania była jak najwyższa". Nie trawię takich banialuków, nie cierpię amatorki. Pozostaje mi czekać na Gwiazdkę lub wyruszyć na zachodnie landy po może i droższy, ale własny egzemplarz. Kasa wszak i tak zostanie u twórców. A za dobrą robotę lubię sowicie płacić.