10 największych rozczarowań roku według IGN - kwiść - 27 listopada 2010

10 największych rozczarowań roku według IGN

Wszelkiego rodzaju top listy zawsze wzbudzają kontrowersję. Bardzo często pomijają nasze ulubione hity, wywyższają totalne crapy lub ustawiają wszystko w złej kolejności. Kilka dni temu w portalu IGN ukazała się jednak lista, pod która mógłbym się podpisać wszystkimi rencami i nogami. Chodzi mianowicie o TOP 10 największych growych rozczarowań tego roku.

Pełną listę wraz z moim komentarzem znajdziecie poniżej, a opinie redaktorów IGNtutaj.

10. Sonic the Hedgehog 4: Episode I

Nowa gra z Soniciem w roli główniej nie jest zła, a nawet więcej – jest najlepszym występem niebieskiego jeża od wielu lat. Problem polega na tym, że po tylu latach czekania, fani zasłużyli na coś więcej niż tylko „dobrą grę”. Sega powinna zagadać do Nintendo, żeby doradzili im jak przywracać do życia stare serie. Ostatnio wydane przygody Kirbiego i Donkey Konga świetnie pokazują jak się powinno wskrzeszać dwuwymiarowe platformówki.

9. PlayStation Move

Nowy kontroler od Sony, to świetny kawałek sprzętu. Precyzyjny, ładny i znakomicie leżący w dłoni. Nic tylko kupować! Chwileczkę… Do czego on niby służy? Do grania? A w co ja mam niby grać? Wii Sport HD? Teleturnieje Ibisza? Malowanie ścian? Rozumiem, że startowe tytuły to tylko początek, ale drogie Sony, przydałby się chociaż jedna dobra i oryginalna gra. Mój mały dildo już od miesiąca leży na parapecie, zbierając kurz zamiast mojego potu. Dobrze, że chociaż cena nie była wygórowana.

8. Lost Planet 2

Nie grałem, ale wystarczy spojrzeć na oceny innych portali, żeby wiedzieć, że nowe Lost Planet nie bez powodu znalazło się na tej liście.

7. Kane & Lynch 2

Po drugiej części Kane & Lynch nie spodziewałem się zbyt wiele, ale odważyłem się ją zrecenzować i „zporadnikować” z nadzieją, że czeka mnie kilka godzin przyjemnej rozpierduchy. Rozpierducha była, tylko nieprzyjemna i niedługa. Jak zobaczyłem napisy końcowe, myślałem, że zagrałem w najgorszą grę tego roku. Przyszłość okazała się jednak inna…

Moja recenzja 

6. Crackdown 2

To samo co w przypadku Lost Planet 2.

5. Kinect

To samo co w przypadku Move’a + brak precyzji + absurdalna cena + jedna z największych kampanii wciskania kitu w wykonaniu Microsoftu + kolejne wciskanie kitu od Piotrusia Pana.

4. Fable III

W Fable II nie grałem, ale pierwowzór wywarł na mnie dość pozytywne wrażenie. Ot fajna gierka na kilka wieczorów. Czytając recenzje drugiej części i zapowiedzi trzeciej, spodziewałem się, że „trójeczka” zwali mnie z nóg. Miało być więcej, lepiej i ciekawiej. Co wyszło? Idiotyczny system walki, drętwa fabuła, prymitywny rozwój bohatera, system przedmiotów nie mający żadnego sensu oraz interfejs łamiący wszelkie zasady dobrego UI. Jedyną zaletą gry jest pratchetowski humor, bez którego gra mogłaby walczyć z Kane & Lynch II o nagrodę największego crapu 2010.

3. Medal of Honor

Co tu dużo pisać? Crap przez duże „Cy”. Nudna, liniowa i brzydka. Godny rywal K&L2 do tytułu najgorszej gry roku.

Moja recenzja 

2. Gran Turismo 5

W nowe GT jeszcze nie grałem, ale jak tytuł tworzony przez tyle lat ma na Metacritic średnią ocen w wysokości 86, to trudno nie mówić o rozczarowaniu. Jak widać, długość czasu produkcji nie zawsze pozytywnie wpływa na końcowy produkt.

1. Final Fantasy XIII

Najnowszy Final, to najlepsza gra w tym zestawianiu, w którą miałem „przyjemność” zagrać i jednocześnie największe rozczarowanie. „Trzynastka” ma piękną grafikę, wspaniałą muzykę oraz świetny system walki, ale co z tego? W każdym RPGu, a już szczególnie w serii Final Fantasy, zawsze najważniejsza była i jest fabuła oraz bohaterowie. Wystarczy, że te dwa elementy są dobre, a cała reszta schodzi na drugi plan. FFXIII pod tym względem zawodzi na całej linii. Wielu recenzentów zarzucało „trzynastce” straszną liniowość. Owszem gra jest liniowa, ale z jakiegoś powodu w poprzednich częściach nie było to problemem. Crisis Core tez był do bólu liniowy, a nie mogłem się od niego oderwać, aż nie zobaczyłem napisów końcowych. W FFXIII nie było takiego „problemu”. Nudni bohaterowie i przewidywalna fabuła doprowadziły do tego, że pierwszy raz w historii Finalnej Fantazji, g*** mnie obchodziły dalsze losy mojej drużyny. Miejmy nadzieje, że Versus będzie pod tym względem dużo lepszy i nie będziemy musieli słuchać szefów Squere Enix pieprzących głupoty o japońskiej filozofii tworzenia gier. Dziwne, że w poprzednich częściach nikomu ona nie przeszkadzała…

Na koniec dodam, że miałem w tym roku tak wielkie szczęście, że z ośmiu wymienionych wyżej tytułów, do czterech pisałem poradniki. Dobrze radzę: nie róbcie tego w domu…

kwiść
27 listopada 2010 - 11:46