Spadł ŚNIEG. Niby nic nowego, a jednak jest jakoś tak specyficznie. Dzieciaki się cieszą, bo sanki wreszcie pójdą w ruch. Trochę starsi skaczą z radości, bo licea i technika będą jeszcze bardziej opustoszałe niż zwykle, a galerie handlowe zapełnią się ponad stan, natomiast ludzie zmierzający do pracy znowu będą siarczyście klnąć na drogowców, których jak zwykle zaskoczyła zima. Tjaaaa…
Hasło „nie lubię poniedziałków” przybrało dziś jeszcze bardziej na rzeczy. Czego jak czego, ale absolutnie nie spodziewałem się, że przy gęstym mroku, porywistym wietrze i 40 cm świeżo nasypanego PUCHU przyjdzie mi przemierzać blisko kilometr drogi. Opierając się sile śnieżnej ZAMIECI czułem się niczym bohater Penumbry, szukający włazu do podziemnej bazy, na dodatek uciekając przed siarczystym MROZEM. Tutaj co prawda aż takiego zimna nie było, ale termometr niebezpiecznie oscylował koło krytycznej granicy zera stopni przypominając, że rtęć jednak jest zmiennocieplna i łatwo potrafi się przystosować do warunków pogodowych.
Co nas jednak nie zabije, to wzmocni –dotarłem szczęśliwie na przystanek i nawet wsiadłem do busa! W komfortowych warunkach, leżąc na przedniej szybie, słuchając odliczających kolejne minuty ludzi i radiowych doniesień o „fatalnej sytuacji na drogach”, przy okazji oddychając powietrzem z chłodnicy przebyłem 15 km dzielące mnie od celu w… 2 godziny 50 minut. Bus Driver przy tym wymięka – tam podczas ŚNIEŻYCY pasażer siedzi w wygodnym klimatyzowanym autobusie rejsowym, toż to skandal! Założę się, że 90% pasażerów miało choć przez chwilę chęć przeistoczenia się w Manhunta albo Punishera – byle szybciej, byle szybciej, po trupach do celu!
Wjazd do miasta zaowocował kolejnymi koreczkami. Tramwaje stanęły, przegubowce grzęzną w błocie, a ulicą popyla ogrodowy pług. Istna sielanka, niczym w Traffic Giant Gold, z tą różnicą, że tam nigdy nie padał ŚNIEG. Cóż, zajeżdżam po czasie, trzeba wracać z powrotem. Nic z tego – ekipa remontowa z Building & Co pracuje w najlepsze, nie ma przejścia! Okoliczna galeria przypomina, że „coraz bliżej święta, coraz bliżej święta” – choinek mnóstwo, ale z odróżnieniem jednej od drugiej można mieć niemały problem.
Hura, dotarłem na dworzec. Zawiadowca informuje, że „z powodu trudnych warunków atmosferycznych autobusy notują opóźnienia”. Upragniony pojazd przyjeżdża po 45 minutach. Niczym Joker z Batman: Arkham Asylum perfidnie śmieję się patrząc na kierowców stojących w tym samym korku co ja kilkadziesiąt minut temu. Po drodze widzę coś w stylu:
Wróciłem! Małopolska pozdrawia resztę świata!
P.S.: A ten tost był niedobry i twardy jak podeszwa!