Koniec 2010 roku to również koniec dekady. O moich nadziejach na następne 12 miesięcy mogliście przeczytać TUTAJ. Czas przejść do rozliczenia branży z ostatnich 10 lat. Poniżej znajdziecie mój subiektywny wybór 10 największych rozczarowań związanych z grami w latach 2001-2010.
10. Operation Flashpoint: Dragon Rising
Codemasters nie podołało zadaniu i wydało na rynek grę technicznie wykonaną na niezłym poziomie, ale nie trafiającą w żadną niszę lub szerszą grupę użytkowników. Przyjemna oprawa, bardzo dobry dźwięk, ogromna wyspa, próba pójścia na kompromis - to za mało, aby stanąć w szranki z Bohemią Interactive i jej Armą 2. Po kilku miesiącach twórcy sami przyznali się do porażki i porzucili wsparcie dla Dragon Rising. Brytyjczycy nie spoczęli jednak na laurach i już pracują nad kontynuacją o nazwie Red River.
9. Perturbacje przy Duke Nukem Forever
Czemu dopiero na 9 miejscu? Gdyby sprawy w swoje ręce nie wzięło Gearbox legendarny Duke znalazłby się w czubie listy. Teraz sytuacja jest przejrzysta i nie emocjonuje odbiorców tak samo, jak przy kolejnych informacjach o zmianach silnika. Książe błądził, aż w końcu znalazł właściwy okres na "postawienie stempla". Czekamy.
8. Wojna fanboyów konsol
Każdy nius na temat dowolnej gry na X360/PS3 kończy się siarczystym flejmem. Poziom dyskusji schodzi na psy i choć niektórzy wieszczą, że to temat na książkę, ja ograniczam się do otwarcia kolejnej paczki orzeszków. Żal po prostu klawiatury na wymianę zdań z zaślepionymi fanatykami. I w ogóle najlepszy to jest PeCet, który rzekomo umiera od 5 lat...
7. DirectX 10
Czekamy, czekamy i się doczekamy...kolejnego DX'a. Mityczną wydajność zagwarantowaną przez ów pakiet prawdopodobnie można włożyć między bajki. Pojawiła się wersja z numerkiem 11 i dalej nie widać tego technologicznego kopa. W zamian gry coraz bardziej się świecą, wydają się nienaturalne, wymagają potężnego sprzętu. Ile razy jeszcze gracze zostaną zmuszeni do opróżniania portfela pod pretekstem świetnych wyników w benchmarkach?
6. Wątpliwa jakość FIFY na PC
EA Sports po wydaniu Fify 2002 wyraźnie spasowała i skupiła się na konsolowym rynku. Kolejne edycje na komputery osobiste nie przyciągały mnie jak dawniej, nawet odpychały archaiczną rozgrywką i słabą oprawą graficzną. W międzyczasie na konsolach nextgen (currentgen?) pojawiały się piłkarskie hiciory, które rywalizowały z Pro Evolution Soccer jak równy z równym, a często nawet z nim wygrywały.
5. Medialny najazd na gry
"10-latek zabił mamę siekierą, wszystkiemu winne gry.", "16-latek uderzył nauczyciela krzesłem, na jego komputerze znaleziono kilka bardzo brutalnych gier.", "14-latek popełnił samobójstwo bo ktoś mu skasował postać w Tibii". Z gier robi się narzędzie szatana, bo jest to najprostsza metoda do zamazania własnych zaniedbań. Nikt nie chce wspomnieć, że liczba przypadków śmiertelnych bądź incydentów z użyciem przemocy przy udziale "potencjalnych" graczy to zaledwie mikropromil w stosunku do wszystkich tragicznych wydarzeń, nie bada się również problemu, nie obwinia rodziców za lajtowe wychowanie pociech, ba, nie stawia się tezy, że dziecko mogło być zwyczajnie chore psychicznie. Grałeś w Quake'a? Jesteś prawie mordercą. Zabiłem w online setki tysięcy osób. Ale do Hitlera jeszcze mi trochę brakuje...
4. Utracona niezależność
Większe firmy pochłaniają mniejsze - to normalna kolej rzeczy. Jednak w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z kooperacjami gigantów elektornicznej rozrywki, które zaczynają dominować na rynku i zabierają chleb mniejszym, nierzadko bardziej innowacyjnym. Bioware-EA? Activision-Blizzard? Co Nas czeka w najbliższej przyszłości? Jak poradzą sobie mniejsze studia, wydawcy, co zyskają, a co stracą klienci? Czy czeka nas kolejna fala sequeli, prequeli, rebootów, czy może pojawią się nowe marki, które odeślą w niebyt to ,co sprawdzone i grywalne?
3. DLC
Coś co miało zrewolucjonizować rynek doprowadziło do coraz ostrzejszych rozmów nad sensem owego rozwiązania. Nie da się ukryć, że 95% płatnych dodatków to szmiry niewarte swojej ceny. Jak zwykle na ratunek muszą przyjść wyjątki w postaci nowych misji do GTA IV, Mass Effect 2 czy Little Big Planet. Są to jednak krople w morzu najzwyklejszego łajna, nie ma więc czym się szczycić. DLC są dla mnie wytworem czysto marketingowym, który ma na celu podtrzymanie zainteresowania grą po premierze.
2. Niski poziom trudności
Era gier samo-przechodzących-się to już fakt. Coraz więcej pozycji posiada mechanizmy znacznie ułatwiające rozgrywkę (nieśmiertelność, respawn w miejscu śmierci, brak limitowanych żyć, zapisy co 10 sekund itd.), co wrzuca je automatycznie do wora z napisem "causal". Niedzielne Franki, Mietki, Andrzeje, Jurki to dzisiejszy klient, o którego portfel bije się cała niemal branża. W rezultacie procent gier ambitnych, tworzonych z pasją, skomplkowanych spadł drastycznie i można śmiało już mówić o pewnej niszy. Grasz w symulatory - jesteś dziwny.
1. Piractwo
Przez jakiś czas Polska była w czołówce pirackiego świata. Ostatnio jest z tym lepiej, ludzie zauważyli korzyści płynące z zakupu oryginalnej gry (przede wszystkim czyste sumienie), otworzyli się na rynek dystrybucji elektronicznej. Super idealnie nie jest, ale nie od razu Kraków zbudowano. Grunt to zaszczepić w koledze ideę kupowania tego, co go faktycznie interesuje i odradzić mu granie we wszystko co popadnie..tfu sciągnie z netu.