Temat "Sam Fisher na ekranie kinowym" to jedno z niespełnionych marzeń fana Splinter Cell. Jest to jeden z niewielu bohaterów gier, którzy mogliby skraść serca widzów w prawie każdym wieku. Cykl można w łatwy sposób skroić pod młodszą widownię, albowiem nie występują w nim w nadmiernej ilości takie elementy jak wulgaryzmy oraz tryskająca jucha. Uważam nawet, że Splinter Cell to jedna z bardziej lajtowych historyjek szpiegowskich, wartkich, trochę naiwnych (Sam po raz kolejny ratuje cały świat), ale poprowadzonych z klasą. Osobiście nie sądzę, aby kategoria PG-13 mogłaby ewentualnemu filmowi zaszkodzić. Ale do rzeczy...
Dzieje filmu Splinter Cell są nie tyle zawiłe, co zabawne. Pierwszy teaser reklamowy pojawił się wraz z premierą Chaos Theory w 2005 roku i przedstawiał właściwie niewiele, ot jakiś marketingowy bełkot zachęcający do wizyty w kinie "coming soon". Jasne się stało, że taki film musi powstać, bo materiał związany z postacią Sama Fishera jest niezwykle nośny. Pech chciał, że przez następne kilka miesięcy nie padł ani jeden klaps na planie, ba, nie był gotowy nawet szczątkowy skrypt, schemat na którym mógł powstać scenariusz (plotki głosiły, iż miał się za to zabrać Peter Berg, czyli reżyser m.in. Królestwa oraz Hancocka).
Warto dodać, że w 2005 roku marka była w rękach studia Paramount Pictures, które nie miało najlepszej passy - ich jedynym, ówczesnym hitem była spielbergowska wersja Wojny Światów. Tylko szaleniec mógł zainwestować w niewidzialny projekt bazujący na grze komputerowej. Teaser więc okazał się tak naprawdę pustą zapowiedzią, tylko czemu wypuszczono go razem z grą? Samowola Ubisoftu czy raczej brak rozeznania biznesowego szefostwa studia filmowego?
Gracze podchwycili pomysł i prześcigali się w pomysłach dotyczących castingu roli głównej. Niemal żelaznym faworytem wszystkich typowań był George Clooney, który rzecz jasna zwyciężył dzięki aparycji. Clooney jednak o filmie nie słyszał, a dyskusja nad obrazem rozmydliła się na kolejne kilkadziesiąt miesięcy. Następny zapalny punkt pojawił się we wrześniu 2009 roku, kiedy na morze internetu wypłynął.... scenariusz Splinter Cell The Movie z 2005 roku! Autorem historii był popularny twórca blockbusterowych opowiastek - Stuart Beattie. Skrypt okazał się jednak słabiutki, wręcz kretyński i temat upadł dość szybko. Pojawiła się jednak nadzieja, iż ktoś w domowym zaciszu pracuje nad następną wersją scenariusza. Co było później?
Naturalnie sprawa wróciła jak bumerang przy okazji Conviction. Ludzie z Ubisoft sami stwierdzili, że są "głodni" filmu o agencie Third Echelon. Tym razem mają jednak twarde podstawy - 3 lata temu otworzyli studio filmowe, które stworzyło m.in. krótkometrażową produkcję o Assasin's Creed. Blockbuster to jednak inna para kaloszy, fundusze na ten cel muszą być znacznie większe, a dochodzi do tego przecież marketing. Na dzisiaj film posiada status "martwy", co nie znaczy, że nie ma szans na jego zmartwychwstanie. Piłeczka jest obecnie po stronie Ubisoftu.