The Neverhood - plastelinowy raj - UV - 11 lutego 2011

The Neverhood - plastelinowy raj

UV ocenia: The Neverhood
95

Wśród wielu znakomitych gier komputerowych, które trafiły do sklepów w 1996 roku, jedna z nich była naprawdę szczególna. Choć nie miała nic wspólnego z najpopularniejszymi wówczas gatunkami i szerokim łukiem omijała nowoczesne technologie, to jednak bez większego trudu zaznaczyła swoją obecność na zdominowanym przez wielkie hity (Diablo, Quake) rynku. Ze swą oryginalnością i absurdalnym humorem stanowiła bardzo miłą odmianę po kolejnych grach akcji, które w tamtych czasach  wyrastały niczym grzyby po deszu. Do wykreowania przedstawionego w niej świata wykorzystano aż trzy i pół tony plasteliny, a pięciu grafików przez rok tworzyło kolejne klatki animacji – w sumie wyszło ich ponad 55 tysięcy. Bez wątpienia jest to jedna z najbardziej zwariowanych produkcji, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne. Panie i panowie, oto The Neverhood.

Głównym bohaterem gry jest Klaymen – pocieszny, plastelinowy ludzik, który po nagłej pobudce i pobieżnej ocenie aktualnego położenia, odważnie zabiera się za eksplorację otaczającego go świata. Na początku przygody nie mamy zielonego pojęcia, o co tak naprawdę tu chodzi. Kluczowe dla rozwoju fabuły fakty ujawnione zostają dopiero po odnalezieniu porozrzucanych tu i ówdzie kaset, zawierających tajemnicze nagranie. Jak na dobrą przygodówkę przystało, po drodze musimy pokonywać przeszkody i rozwiązywać zagadki. Część tych ostatnich wymaga prawidłowego użycia zbieranych po drodze przedmiotów, inne z kolei sprawdzają naszą zdolność logicznego myślenia. Nie zawsze jednak należy kierować się zdrowym rozsądkiem. The Neverhood to gra pokręcona jak mało która, a to oznacza, że do niektórych wyzwań nie można podejść w konwencjonalny sposób.

Wielka zaletą tego produktu jest olbrzymia dawka humoru. Klaymen wzbudza niesamowitą sympatię, a jego pokraczny chód, miny oraz gesty od pierwszej sekundy wywołują uśmiech na twarzy. Pełno też w The Neverhood żartów sytuacyjnych – plastelinowy ludzik często reaguje w komiczny sposób na rozmaite wydarzenia, czego najlepszym przykładem jest zaprezentowany niżej film. Możecie wierzyć mi na słowo - ucieczka przed zielonym monstrum to nie jedyny śmieszny przerywnik, jaki można podziwiać w trakcie zabawy.

The Neverhood to jedna z moich ulubionych gier przygodowych. Oryginalnie wykonana, odpowiednio wymagająca, niesamowicie zabawna i na dodatek banalna w obsłudze. Kapitalnej plastelinowej grafice w niczym nie ustępuje zwariowana oprawa muzyczna, której autorem jest Terry Scott Taylor. Takich kawałków jak tutaj, nie usłyszysz w żadnej innej grze tego typu – gwarantuję.

Przygody Klaymena otrzymują ode mnie najwyższą możliwą notę (tak, bo w moim rankingu przedział 96-100% to oceny zarezerwowane dla ideału, a te – jak powszechnie wiadomo – nie istnieją). Całkowicie zasłużenie, bo nawet dziś, piętnaście lat po premierze gry, ta nadal potrafi mnie serdecznie rozbawić, o czym dziś dobitnie się przekonałem.

 

UV
11 lutego 2011 - 20:44