„Wypychacz zwierząt” Jarosława Grzędowicza to zbiór (nomen omen) 13 opowiadań publikowanych już wcześniej w czasopismach (Magazyn Faktu) i antologiach („PL +50”, „Małodobry”), więc fani tego autora na pewno rozpoznają przynajmniej część z nich.
W „Wypychaczu zwierząt” można wyróżnić dwa rodzaje opowiadań: dłuższe, poważniejsze, poruszające tematykę polityczno-historyczną i krótkie, lżejszego kalibru, z reguły zakończone przewrotną pointą („Obrona konieczna”, zabawny tytułowy „Wypychacz zwierząt”).
Widać, że autor w każdej konwencji czuje się świetnie i doskonale potrafi operować różnymi stylami. Niektóre motywy są dobrze znane: okultyzm w III Rzeszy (nagrodzona Zajdlem „Wilcza zamieć”), podróże w czasie i historia alternatywna („Zegarmistrz i łowca motyli” – ciekawe wykorzystanie efektu motyla) czy równoległe rzeczywistości (rewelacyjne „Buran wieje z tamtej strony” – Rosjanin z naszego świata trafia do Rosji, w której nie doszło do rewolucji październikowej), ale mimo tego jakoś nie potrafię zarzucić autorowi wtórności, ponieważ wszystkie te motywy wykorzystał bardzo sprawnie, co nie jest łatwą sztuką; trudno jest stworzyć coś interesującego korzystając z ogranych elementów. Plusem jest także znakomity warsztat – każde słowo jest na swoim miejscu.
Grzędowicz wyjątkowo brutalnie ocenia naszą rzeczywistość. Czego tu nie mamy: krytyka wszechobecnej poprawności politycznej i przerysowana, ale po głębszym zastanowieniu, przerażająca wizja tego, do czego może ona doprowadzić („Weekend w Spestreku”), krytyka świata wielkich korporacji („Nagroda”), ponura rzeczywistość pełna absurdalnych przepisów tłamszących wolność jednostki („Farewell Blues”). Niby to tylko fikcja, ale czytając codzienną prasę można dojść do wniosku, że wcale nie jest nam daleko do świata przedstawionego przez Grzędowicza… I nie jest to optymistyczny wniosek.
Jak to ze zbiorami opowiadań bywa, nie wszystkie utwory reprezentują taki sam poziom, ale na szczęście żaden jakoś wyraźnie nie odstaje od reszty, nawet najsłabszy (chociaż to nie jest odpowiednie słowo w tym przypadku) można zaliczyć do kategorii „dobry”. Jedynym poważnym minusem jest brak premierowych tekstów. Na osłodę dostajemy posłowie, w którym autor opowiada o swoich inspiracjach przy pisaniu poszczególnych opowiadań. Zapraszam do lektury!