Ostatni pociąg z Las Rozp!e#dalas - recenzja gry Bulletstorm - fsm - 23 marca 2011

Ostatni pociąg z Las Rozp!e#dalas - recenzja gry Bulletstorm

fsm ocenia: Bulletstorm
80

Hej, żółtodziobe bździągwy! To i ja dołożę swoją chromoloną cegiełkę do ocen tego owłosionego tworu z giwerami na plecach. Rewolucyjnego spojrzenia na Bulletstorm nie zaoferuję (wy osmarkane wałogrzmoty), ale mam wielką ochotę oddać sprawiedliwość tej naprawdę dobrej produkcji. Zapnijcie więc pasy (pałojady) i jedziemy na Stygię.

Co mi się w Bulletstorm podoba? Bezpretensjonalność, niedojrzałość, wybuchowość, dobrze wyważone tempo, różnorodność, toaletowy humor i prezencja. Co mi się w Bulletstorm nie podoba? Techniczne niedoróbki. Generalnie przez te nieco ponad 8 godzin grało mi się bardzo przyjemnie, nie nudziłem się i nie narzekałem (no, prawie). Gra wygląda bardzo ładnie (a niejscami wręcz obłędnie), projekty poziomów są bardzo pomysłowe, a ich zróżnicowanie sprawia, że każdy kolejny akt to taka mała, kolorowa perełka (perełka... szit - chciałem powiedzieć: kolejny wielki, hojnie opryszczony zad mutanta do wysadzenia... GRRHHH!). Przeciwnicy może nie są jakoś super-inteligentni, ale ich ilość i zajadłość wystarczy, by gwóźdź programu - skillshoty - wywoływały szeroki uśmiech na twarzy przez cały czas zabawy. Krew, flaki, kolce, mury, wybuchowe kosze na śmieci (a jak!) i banda wrzeszczących oponentów, potem trochę dialogów i w miarę spokojnego spaceru, potem jakaś efektowna oskryptowana scenka lub filmik i znowu krew, flaki, kolce... Bardzo cieszę się, że zwykłe łażenie & naparzanie jest okazjonalnie modyfikowane (czy to dzięki słynnej już scenie ucieczki pociągową platformą przed wielkim kołem, czy dzięki sekwencji z robotycznym dinozaurem lub lataniu wokół wielkiego potwora, któremu wcześniej zdeptaliśmy jajca... dosłownie). Dzieje się - to najważniejsze.

Zgodnie z Painkillerową tradycją, giwery w nowej grze PCF są doskonałymi tworami, z których absolutnie każdy ma jakieś zastosowanie i daje niesamowitą satysfakcję podczas używania (czterolufowa strzelba na krótki dystans albo dekapitujący korbacz w trybie dopalacza - ach!) dodatkowo spotęgowaną przez dziką, niebieską smycz. Dzięki tym narzędziom udany skillshot zawsze cieszy, a ich duża ilość naraz cieszy podwójnie. System umiejętnego zabijania to coś naprawdę interesującego i pozwalającego się wykazać. Na tej parującej górce wnętrzności, gruzów i łusek po nabojach mamy jeszcze wcale niezłą historię i nakreślone grubą kreską postacie (i głównego bohatera z zajebistymi pekaesami). Wysokiej klasy śmieciowa literatura na ekranie.

I za to wszystko 9/10 - bo mimo wszystko świetna, ale "zwykła" strzelanka w moim odczuciu na więcej nie zasługuje. Dlaczego więc obok widnieje ocena niższa? Za niechlujnie przygotowaną wersję pecetową. Na świeżo postawionym systemie ze wszystkimi najnowszymi sterownikami (czego się nie robi dla długo oczekiwanej gry) Bulletstorm przywitał mnie obleśnymi cieniami, znikającymi teksturami i mocno szarpanym framerate'em. Nędza. Poczytałem, poszukałem, w plikach .ini pomieszałem. No i da się grać, wygląda dobrze, chodzi sprawnie (choć zdarzają się okazjonalne zatrzymania i czasem tu czy ówdzie pojawi się jakiś zabłąkany kwadratowy cień), ale tak powinno być od samego początku, tuż po instalacji. Nie udało mi się natomiast naprawić innego błędu - każde wyjście z gry za pomocą guzika "wyjdź" w menu powoduje totalne zawieszenie komputera i wymaga twardego resetu. Jeśli natomiast zrobię alt+tab i zakończę proces gry - problemu nie ma. Przy okazji gra dostaje też minusa za Games for Windows Live, który to system uważam za słaby. Ale to już chyba nie do końca jest wina chłopaków z People Can Fly.

Dziękuję za uwagę, czopy doodbytnicze!

fsm
23 marca 2011 - 10:17