Mieszany debiut - Kati - 31 marca 2011

Mieszany debiut

 „Elantris” jest debiutancką powieścią Brandona Sandersona. Jak to z debiutami bywa, nie bardzo wiedziałam, czego można się spodziewać po tym autorze. Na okładce mamy co prawda zachęcającą opinię Orsona Scotta Carda: „Najlepsza powieść fantasy, jaką napisano od wielu lat”, ale czy faktycznie tak jest?


 Tytułowe Elantris było w swoim czasie przepięknym miastem zamieszkanym przez wspaniałe istoty władające magią. Żeby było jeszcze piękniej, każdy mógł zostać Elantrianinem. Każdego mogła dosięgnąć tajemnicza siła zwana Shaod. Do czasu. Pewnego dnia Shaod stała się przekleństwem, i zamiast obdarzać wybranych mocą, zaczęła zamieniać ich w odrażające istoty. Tajemnicza przemiana dosięgła także księcia Raodena (w trakcie lektury ciągle przekręcałam jego imię na „Radeon”…), następcę tronu Arelonu. Jak każda inna jej ofiara, trafił do zniszczonego Elantris. Następnego dnia przybyła z Teod księżniczka Sarene, narzeczona Raodena, i dowiedziała się, że książę nie żyje, a ją uznano za wdowę po nim.
 Mamy tu dwa przeplatające się ze sobą wątki – jeden opowiadający o życiu (a może raczej wegetacji?) w upadłym mieście i poszukiwaniu przyczyn kataklizmu, a drugi opisujący intrygi na królewskim dworze, pełen interesujących rozważań na tematy polityczne. Inteligentna i odważna Sarene próbuje ochronić swoją nową ojczyznę przed fanatycznymi wyznawcami boga Jaddetha, wplątuje się też w plan obalenia króla.

Ogólnie nie można narzekać na brak akcji. Najciekawsze fragmenty dotyczą jednak rozwiązywania zagadki zniknięcia magii (jej działanie jest całkiem ciekawie pomyślane – chociaż mam wrażenie, że już coś podobnego gdzieś było), czyta się je jak prawdziwy kryminał. Ku mojej radości obywa się bez Niebezpiecznej Wyprawy Po Magiczny Artefakt Mający Uratować Świat. Niestety, wyjaśnienie tajemnicy jest moim zdaniem za proste jak na skalę problemu, oczekiwałam nie wiadomo czego, a tu... Kolejny minus - postacie pierwszoplanowe. Są one zbyt idealne i szlachetne, trudno uwierzyć w ich człowieczeństwo. Brakuje im typowo ludzkich słabostek, wad. Ot, tacy sztampowi bohaterowie powieści fantasy. Szkoda, że autor się tutaj nie wykazał, a przecież mógł: udało mu się stworzyć zdecydowanie ciekawsze postacie drugoplanowe np. Hrathen – na pierwszy rzut oka stuprocentowy czarny charakter – okazuje się postacią o wiele bardziej skomplikowaną, niż można by było na początku przypuszczać. Brakowało mi też nieco bardziej szczegółowego opisu świata, bo, niestety, dostajemy zaledwie skromny zarys. Niewiele dowiadujemy się o tamtejszych nacjach, w zasadzie poznajemy tylko garść stereotypów. Wiem, że powieść to nie przewodnik turystyczny, autor nie ma obowiązku opisywać każdego źdźbła trawy, ale moim zdaniem przydałoby się trochę więcej informacji, ponieważ taka szkicowość nieco razi. Mogło być lepiej.
 Mam nieszane uczucia wobec tej pozycji. „Elantris” nie powala na kolana oryginalnością, autorowi nie udało się uciec od pewnych schematów – kataklizm, księżniczka (o dziwo niegrzesząca urodą), szlachetny książę, zły król, złowrogie mocarstwo... ale mimo tego nie jest to zła powieść. Jest sprawnie napisana, łatwo wciąga, ma wartką akcję doprawioną szczyptą humoru. Generalnie to niezła rzecz w kategorii „lekka i przyjemna rozrywka”, ale jeśli ktoś szuka ambitnej lektury, musi niestety sięgnąć po inną pozycję.

Kati
31 marca 2011 - 00:03