W zasadzie do cyklu „światełko w tunelu” powinienem zaliczyć poprzedni wpis, o ukończeniu prac nad Streets of Rage. Jakoś tak się jednak stało, że tak się nie stało, dlatego dziś kolejne światełko a w nim dwie gry – jedna już po części grywalna. Obie zdecydowanie powinny trafić w gusta miłośników staroci – platformówek i erpegów.
Wielkim fanem Metroida nigdy nie byłem. Podchodziłem do różnych odsłon tego tytułu kilka razy, ale zawsze trafiałem na inną grę która mnie od platformowego szaleństwa odciągała. Nie zamierzam jednak twierdzić, że to słaba gra, przeciwnie, a ciągle ogromne grono fanów nie pozwala jej zginąć. Kolejne podejście do tematu na M skończy się zapewne tak samo jak poprzednie próby. Wiem jednak, że seria ma tak wielką ilość fanów, że o tej niezależnej produkcji warto wspomnieć.
Minitroid jest dostępną za darmo (z tego miejsca – dla fanów ta strona to istna kopalnia skarbów) grą inspirowaną Metroidem. W tej chwili dostępne jest jedynie demo techniczne, nie zawierające w sobie zbyt wiele. Wystarczy jednak, żeby zauważyć dwa fakty. Pierwszy – autorzy nie korzystali ze sprite’ów ani grafik z oryginalnej wersji. Drugi – mają w głowach tak dobrze poukładane, że w ich produkt gra się świetnie.
Warto zainteresować się muzyką jaka pojawia się w Minitroidzie. Autorką jest niejaka Jamie Billings. Miłośnikom starych dźwięków w nowym wydaniu polecam odwiedzenie jej strony. Dla leniwych, jeden kawałek znaleziony na jutubie.
Driftmoon to całkiem inna bajka. Pomysł jest autorski, wykonanie również, a podobieństwo do Minitroida jedno, twórcy próbują wrócić do korzeni gatunku i udowodnić, że te gry mają urok. Dzieło grupy Instant Kingdom jest klasycznym do szpiku kości cRPG. W kwestii wykonania – kamera umieszczona nad bohaterami, widok przypominający klasyczne Ultimy. W kwestii sposobu prowadzenia fabuły – klasycznego, nie wymagającego szybkich palców i małpiej zręczności, za to premiującego rozmowy z napotykanymi bohaterami, kojarzenie faktów i eksplorację lokacji.
Sam od dawna szukam gry która wciągnęła by mnie tak jak stare Ultimy czy inne Eye of the Beholdery. Owszem, trafiam na wiele bardzo fajnych pozycji, ale tych samych emocji co dawniej nie doświadczam. Zapewne i Driftmoon mi ich nie dostarczy, ale spróbować na pewno będzie warto. W tej chwili można płacąc niecałe 12 dolarów uzyskać dostęp do aktualnej wersji roboczej. W przyszłości oczywiście za darmo staniemy się posiadaczami pełnej wersji gry. Autorzy zapewne kokosów w ten sposób nie zarobią, miłośników takich gier nie ma chyba na tyle dużo, żeby zwrócił im się chociażby koszt papieru toaletowego zużytego podczas tworzenia. Niemniej, czekamy na demo i wtedy będzie można spokojnie podjąć decyzję o wydaniu szalonej kwoty kilkunastu dolców w zamian za rozrywkę w starym dobrym stylu. Po więcej informacji sięgnijcie na oficjalną stronę gry.
Za muzykę do Driftmoon odpowiada pan Gareth Meek. Na jego stronie znajdziecie kilka kawałków które popełnił, a znów, dla leniwych wrzucam jeden kawałek znaleziony na YT.