Naj... naj... naj... targów E3! - UV - 10 czerwca 2011

Naj... naj... naj... targów E3!

Krótko i na temat. Co podobało mi się na zakończonych wczoraj targach E3, a co nie. Odrobinę niekonwencjonalne podejście do tematu – jak mi się jeszcze coś przypomni to dorzucę. Jak ktoś chce panią z ostatniego punktu w większej rozdzielczości, to wystawię. Miłej lektury!

Największa niespodzianka targów

Halo 4 - Liczyłem po cichu na Grand Theft Auto V, ale z drugiej strony – cóż by to była za niespodzianka? Co innego Halo. Mówiło się o zmierzchu serii, z marką pożegnali się jej prawowici twórcy, a tu proszę. Microsoft zorientował się, że katalog poważnych gier na poważną konsolę został zredukowany do absolutnego minimum, więc doczekaliśmy się Halo 4. Szok tak duży, że robi wrażenie nawet na mnie, człowieku, który fenomenu Master Chiefa nie rozumie. Jak w końciu może mi się poodbać nieudolna podróbka bohatera Dooma?

Najbardziej efektowna prezentacja gry

BioShock: Infinite - Kto by pomyślał? Miałem kilka miesięcy temu okazję uczestniczyć w imprezie zapowiadającej nowe dzieło firmy Irrational Games w Nowym Jorku i wielkiego wrażenia na mnie wówczas nie zrobiło, a tu… po prostu miazga! Prezentacja zrobiona po mistrzowsku: zero zbędnych komentarzy, solidny fragment rozgrywki, który najpierw nieśmiale chwyta za gardło, by pod koniec zmiażdżyć krtań. Nawet jeśli to wszystko było co do sekundy wyreżyserowane, to i tak wielki szacunek, bo wyglądało to piekielnie naturalnie. Kapitalne show.

Największe rozczarowanie

Absencja najlepszych firm branży - Kompletne zignorowanie imprezy przez studia Blizzard Entertainment, Rockstar Games i Valve Corporation, dobitnie świadczy o tym, gdzie prawdziwe tuzy mają to rzekomo największe święto branży elektronicznej rozrywki. Z Rockstara ostało się jedynie logo w części biznesowej stoiska 2K Games, reszty nie było w ogóle. Smutno, zwłaszcza, że każdy z tych producentów jedną fajną zapowiedzią namieszałby w Los Angeles bardziej, niż wszyscy wystawcy razem wzięci. No ale powinniśmy się już do tego przyzwyczaić.

Najnudniejsza i najsłabsza prezentacja gry

Need for Speed: The Run - Najpierw przez dwa dni ustawiały się tam spore kolejki, potem trzeba było chętnych na oglądanie tej gry ze świecą szukać, a panowie z EA Black Box niespecjalnie się kwapili, żeby organizować pokaz dla dwóch osób. Kiedy wreszcie udało mi się znaleźć za zamkniętymi drzwiami, okazało się, że prezentowany jest dokładnie ten sam fragment, który widziało pół świata na konferencji E3. Ewidentna strata czasu, tym bardziej, że i tak nie ma się czym podniecać, w końcu gra nie wgniata w fotel. I pomyśleć, że napędza ją silnik Frostibite 2.

Najbardziej zmarnowana przestrzeń targowa

Activision – Można tam było pooglądać zwiastuny z odległości 5, 15 i 50 metrów, można było pojeździć na rowerze, o ile ktoś zabrał go ze sobą, można było robić tam wszystko, tylko nie pograć w gry. Z niewiadomych względów koncern Activison pochował swoje produkty (dodajmy, że miał ich raptem trzy na krzyż) do budy i kazał zebranym czekać w gigantycznych kolejkach, bo chętnych nie brakowało. A może właśnie o to chodziło? Taka akcja psychologiczna – "niech widzi konkurencja ten kolejkowy ogrom, chcą nas oglądać" i stąd wzięło się tyle wolnego miejsca?

Najbardziej nieśmiały konkurent Call of Duty

Battlefield 3 - Mają pierwszorzędny silnik, oprawę graficzną deklasującą praktycznie każdą grę obecnej generacji, świetnie zapowiadający się singiel o wzbudzającym szacunek rozmachu, ogromne doświadczenie w tworzeniu sieciowych batalii, a wciąż boją się powiedzieć: zgnieciemy w tym roku Call of Duty! Bałem się, że ze strachu przeniosą premierę na przyszły rok, ale nie - uderzą w październiku, dwa tygodnie przed Modern Warfare 3. Skoro wiecie, że nie ma się czego wstydzić Panowie, to czemu tak skromnie? W tej branży nie ma miejsca na sentymenty!

Najseksowniejsza booth babe

My little huge pony z Hollywood Blvd - Widzieliśmy ją w poniedziałkowe popołudnie z okna taksówki, jadącej przez słynną dzielnicę Hollywood - składającej się notabene z jednej ulicy i dwóch znanych kin. Demoniczna pink maszyna zrobiła na nas piorunujące wrażenie. Słusznej wagi kobieta, prawdopodobnie o męskich korzeniach, czekała cierpliwie na przystanku na autobus do Convention Center. A może to był jakiś cosplay? Dobra, teraz będzie na poważnie – ilość freaków na ulicach Los Angeles jest absolutnie przerażająca. 

UV
10 czerwca 2011 - 18:03