Super 8 - Abrams w formie - eJay - 17 czerwca 2011

Super 8 - Abrams w formie

Mocny, filmowy czerwiec to nie zawsze reguła. W tym okresie na ekrany wpadają zazwyczaj wakacyjne odmóżdżacze zrobione od kalki, z toną plastikowych efektów specjalnych, które i tak już gdzieś widzieliśmy. Super 8 taki nie jest. Przy produkcji obrazu współpracowały ze sobą dwie uznane persony - J.J. Abrams oraz Steven Spielberg. Nie dziwi efekt końcowy, który jest bardzo zadowalający. W każdej sekundzie czuć w nim pasję do kręcenia filmów, do opowiedzenia konkretnej historii.  Jak za starych, dobrych lat.

Super 8 to na maksa enigmatyczny tytuł. Jego genezę poznajemy dopiero na napisach końcowych, więc nie zdziwię się, jeśli większość z Was potraktuje go jak zachętę do obejrzenia kolejnej ekranizacji komiksu. Historia zaserwowana przez Abramsa nie ma w sobie nic z superbohaterstwa, jest natomiast wspaniałym i idealnie puszczonym oczkiem w kierunku fanów E.T. Tak jak w filmie Spielberga sprzed 30 lat, tak i tutaj "afera" kręci się wokół  grupki dzieci (zarażonej kinematograficzną pasją), które przez przypadek spotykają obcą formę życia. Konsekwencje wynikające z tego starcia są bolesne - do zindustrializowanego miasteczka Lillian przyjeżdża wojsko, które za wszelką cenę próbuje opanować sytuację i nie dopuścić, aby wieść o tajemniczej istocie wyszła na jaw.

Gwiazdami obrazu są niewątpliwie młodzi aktorzy, którzy wypadli przed kamerą swobodnie i bez tremy. Są to twarze anonimowe, nieznane, ale utalentowane. Ten odświeżający zaciąg w tym przypadku zdał egzamin na "szóstkę". Abramsowi udało się również świetnie odtworzyć realia 1979 roku. Scenografia, ścieżka muzyczna, stroje oraz fenomenalny pomysł filmu-w-filmie zwyczajnie cieszy michę. Super 8 jest jednocześnie bardzo stylowy i nowoczesny - kiedy przychodzi do akcji, twórca Losta zrzuca ciężar konwencji i kultu E.T. i robi wszystko po swojemu. Moim zdaniem, w tym ostatnim aspekcie Dżej.Dżej. nie do końca podołał zadaniu. Nie chcę spojlerować i psuć niespodzianki, ale ostatni akt mógłby być bardziej składny. W ogóle za błąd uważam wyłożenie przed widzami wszystkich kart. Film mógłby się cieszyć opinią świetnie skręconej "tajemnicy", ukrytej do samego końca. Tak nie jest, szkoda. Niemniej jednak zakończenie jest klasyczne, takie, jakie w tego typu produkcjach uwielbiam. Bez niepotrzebnych dopowiedzeń, one-linerów, wyjaśnień. Kto ceni sobie s-f lat 80 ten doskonale zrozumie o co chodzi.

Reasumując - nawiązań do E.T. jest od groma, można w procentach wyliczyć ile Abrams od Spielberga zerżnął, ale jako autonomiczne dzieło Super 8 wypada bardzo dobrze.

8/10

P.S. Jak tylko pojawią się napisy końcowe - zostańcie na swoim miejscach i poczekajcie 30 sekund. Czeka Was przemiły, dodatkowy seans;)

eJay
17 czerwca 2011 - 18:42