J. J. Abrams znowu to zrobił. Znowu podarował nam grupkę bohaterów, następnie wypadek/katastrofę, do tego jeszcze tajemnicze-potężne-niebezpieczne-coś. Któryś to już raz (Lost, Cloverfield, Super 8) powielił ten sam schemat. I z każdym kolejnym podejściem efekt jest coraz słabszy.
Wybierając się na pokaz premierowy filmu Super 8 dokładnie wiedziałem, czego się spodziewać. I dokładnie to dostałem. Czemu więc jestem zawiedziony? Sam nie wiem, może zadziałał tu czynnik nazwiska Stevena Spielberga, może na przekór sobie liczyłem na coś więcej. W każdym razie film ma kilka dość poważnych – w moich oczach – wad.
Bohaterowie – obsadzenie dzieci w takiej akurat historii niesie wprawdzie jakiś bagaż artystyczny, w pewnych miejscach powoduje jednak jedynie uśmiech politowania. Nie chcę jakoś bardzo spoilerować, ale nagły zastrzyk niespotykanego męstwa u totalnej pierdoły naprawdę rzadko kiedy wygląda dobrze. Tu wyglądał po prostu sztucznie. Choć może tu wina leży we mnie - ogólnie nie przepadam za dzieciakami w głównych rolach.
Dialogi – wiele razy przewracałem oczyma, lub łapałem się za głowę, słuchając na zmianę kwestii pełnych frazesów i tych pseudo-dojrzałych, wypowiadanych przez 12-latki(?). Za to zabawne (w tym pozytywnym znaczeniu) były teksty wypowiadane, gdy bohaterowie się przedrzeźniali. Jak to dzieci.
Zakończenie i sceny poprzedzające - ma rację eJay pisząc, że jest to zakończenie klasyczne dla tego typu filmów. I w tym upatruję właśnie jego wadę. Nie zdradzając dokładnie co się stało spytam tylko retorycznie – dla kogo był ten film? Ludzie tacy jak ja raczej nie byli targetem, z kolei niektóre sceny z filmu powodują to, że dyskusyjne jest także kierowanie tego obrazu do rówieśników młodych filmowców. Być może faktycznie najlepszym odbiorcą Super 8 jest osoba dziś dorosła, jednak dobrze pamiętająca oglądanie E.T. jako dziecko.
Abrams dał radę w ostatnim Star Treku, ale Cloverfield (Projekt Monster) i Super 8 pozostawiają wiele do życzenia. Efektem ujemnym dla odbioru filmu jest też to, co pisałem na początku - powtarzalność schematu. Jeszcze dodać pragnę małą dygresję: J.J. nie stoi za sukcesem Lost. O tym może jednak przy okazji wpisu o samym serialu, który pewnie kiedyś się pojawi.
Film miał jakiś potencjał, jednak został wykorzystany tylko częściowo. Do pewnego momentu jest jakaś tajemnica, relacje bohaterów zostały ciekawie zarysowane, aktorzy sobie radzą. Efekty specjalne są ok, szkoda tylko, że nieraz powody ich obserwowania są mocno przegięte. Super 8 ma pewne zalety, nie mówię, że nie. Jednak tego co mi nie pasowało było na ekranie na tyle dużo, bym uznał, że filmowi troszkę zabrakło do oceny „średni”. Nie polecam.
4.5/10
P.S.: jeśli uważacie, że ocena jest o wiele za niska, proszę się nie obrażać. Ja używam całej skali ocen ;)