Cyberprzestępcy czy cyberbohaterowie? - sathorn - 22 czerwca 2011

Cyberprzestępcy, czy cyberbohaterowie?

W ciągu ostatnich tygodni, czy może miesięcy, nastąpił gwałtowny wzrost aktywności grup hackerskich, czy też może zaczęto te wydarzenia lepiej naświetlać. Natomiast po atakach na PlayStation Network, które spowodowały wyłączenie usługi prawie na miesiąc, również i graczowa brać, zaczęła się baczniej przyglądać poczynaniom cyberprzestępców. Pytanie brzmi: czy już tylko przyglądamy się, czy już może jesteśmy obiektem manipulacji?

Policja brytyjska dokonała niedawno, we współpracy z FBI, zatrzymania jednego z domniemanych szefów grupy hackerskiej, która ostatnio szczególnie błyszczała – LulzSec. Pisząc o tym newsa i zagłębiając się nieco w temat, zdałem sobie sprawę z tego, że w głębi duszy sympatyzuję z zatrzymanym, podobnie zresztą jak z całym tym środowiskiem.

„Ależ jak to! Przecież to przestępcy! Do kryminału z nimi, łapy po ucinać, komputery pozabierać! Atakują, kradną i grabią i plądrują, chwytając po drodze nasze cenne dane osobiste!”. Hackerzy to zło wcielone, policja organizuje specjalne jednostki do walki z tymi, niezwykle groźnymi dla porządku publicznego kryminalistami, oraz przeciętnych Kowalskich. Tylko czy na pewno? Nie chcę popadać w przesadę i doszukiwać się teorii spiskowych, ale gołym okiem widać, że opinia publiczna została „nakręcona” i chorobliwie obawia się o swoje bezpieczeństwo. Co oczywiście daje wolną rękę rządom w walce z „cyberprzestępcami” takimi jak Julian Assange, twórca słynnego Wikileaks.. Image hackera, włamującego się do naszych biednych domowych PCtów i ogałacającego nasze konta bankowe, jest starannie kształtowany w mediach. Słyszymy szeregi rozmów z policjantami, którzy tłumaczą nam, szarym, nieświadomym, obywatelom, jak ustrzec swoje cenne dane przed wykradnięciem i aby ciągle mieć się na baczności.  Wciąż też słyszymy w odniesieniu do członków organizacji takich jak LulzSec, czy Anonymous takie słowa jak: cyberprzestępcy, cyberwłamywacze, czy wirtualni przestępcy.  Takie słownictwo już się utarło, sam go używam. Niesłychanie rzadko zdarza się, żeby media mówiły o tym, co leży u podstaw zachowania tych grup, czy jakie tym grupom przyświecają idee. 

A idee te są bardzo słuszne. Wolność słowa, powszechność tajnych dokumentów, powszechniejszy dostęp do informacji, Anonymous usilnie walczą także ze scjentologią. Nie łudźmy się. O tym co naprawdę dzieje się na świecie, nie dowiemy się z telewizora. Mainstreamowe media ogłupiają, a nie rozwijają i definformują, zamiast informować. Obecnie wartość wieczornych programów informacyjnych, nadawanych w popularnych stacjach telewizyjnych jest na poziomie tabloidów. Trzy słowa przewrocie wojskowym w Ameryce Łacińskiej (bo kogo to obchodzi?), a następnie pięciominutowy materiał o panie Janku, który jadąc na rowerze, potrącił dziecko wracające ze szkoły. Pan Janek był pod wpływem alkoholu, grozu mu do pięciu lat więzienia.

Zastanówmy się teraz, któ jest głównym celem hackerów? Strony rządowe, serwery zawierające tajne informacje, istytucje porządku publicznego. Wystarczy spojrzeć na wpis w angielskiej Wikipedii, poświęconej Anonimowym i przejrzeć listę ich osiągnięć. Celem LulzSec, czy Anonymous rzadko padają szarzy obywatele. Choć zdarza im się „oberwać” niejako przy okazji, tak jak przy okazji ataków na Sony. Zastanówmy się jednak, jak mogłaby się ukształtować sytuacja w której do ataków nie dochodzi. Proces GeoHota, oskarżonego o złamanie zabezpieczeń konsoli PlayStation 3 zapewne nie zakończył by się na ugodzie, a młody Amerykanin poszedłby siedzieć.  Dalekosiężnym celem jest walka o szeroko pojętą wolność informacji. I choć nie zgadzam się ze wszystkimi metodami, to muszę przyznać, że z ideą zgadzam się jak najbardziej, ponieważ tak instytucje publiczne, jak i korporacje potrzebują przynajmniej wędzidła, czy też czujnego obserwatora ich poczynań. I zdaje się, że hackerzy sprawują się w tej roli całkiem nieźle, potrafiąc nawet zawiązać współpracę w celu osiągnięcia celu. Wspomnijmy chociażby najnowszą wspólną inicjatywę LulzSec i Anonymous, której ofiarą padły już m.in. rządowe strony w Brazylii, czy Wielkiej Brytanii. Na marginesie, trzeba zauważyć, że druga strona barykady stosuje niezbyt etyczne metody.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego odczuwa pewien rodzaj szacunku dla hackerów. To są idealiści. Nie wszyscy oczywiście, ale większość tych, którzy padają ofiarami w cyber-wojnie, to ludzie, którzy starają się walczyć o swoje przekonania. Wywierają nacisk na instytucje publiczne, łamiąc przy tym prawo i narażając się na spore niebezpieczeństwo. Większość z nich jest bardzo młoda, często nie ukończyli jeszcze dwudziestego roku życia. Przy tym nie czerpią ze swojej działalności żadnyh zysków, jakoś nie słyszałem jeszcze o tym, żeby hackera wyciągano siłą z jego willi na Hawajach.

Nie musicie się ze mną zgadzać. Ja zresztą nie jestem guru w temacie i nie mam dokładnego wglądu w środowiska o których mowa. Gorąco Was jednak namawiam, żebyście przemyśleli temat, bo nie jest on tak oczywisty, jak to przedstawiają nam media.

sathorn
22 czerwca 2011 - 18:32