Jak pewnie wszyscy wiecie, na minionym E3 Nintendo oficjalnie zapowiedziało swoją kolejną konsolę stancjonarną, następczynię słynnego Wii, czyli Wii U. Zdziwił mnie stosunkowo pozytywny odzew większości dziennikarzy branżowych na zapowiedź tego sprzętu. Osobiście uważam, że Nintendo swoją polityką po raz kolejny żeruje na fakcie, że konkurencja przeciera im szlaki w wielu aspektach. Zakładam, że nasi Czytelnicy przynajmniej raz na jakiś czas czytają branżowe newsy, więc bez zbędnych wyjaśnień przejdę do sedna i zwięźle streszczę obawy, które skutecznie zniechęcają mnie do Wii U i wizji tej konsoli, sprzedawanej nam przez Japończyków spod znaku dużego N.
1. Wii U nie będzie next-genem. Będzie current-gen z jednym bajerem, w tym wypadku w postaci kontrolerów z ekranem dotykowym, który będzie napędzał jej sprzedaż i na którym będzie opierał się cały pomysł na ten sprzęt. Nintendo już drugą generację podąża tą drogą, wkurzając mnie przy tym niesłychanie. Tak jak pierwsze Wii oferuje grafikę na poziomie PlayStation 2, tak Wii U będzie oferowało w kwestii technicznej mniej więcje to samo co PlayStation 3. Nie znamy jeszcze dokładnych specyfikacji technicznych, ale pierwsze pogłoski mówią o tym, że Wii U będzie miało o 50% więcej mocy obliczeniowej od PlayStation 3. W każdym bądź razie, nowa konsola Nintendo, podobnie jak poprzedniczka, zbudowana będzie na komponentach, których możliwości raczej nie podniosą niczyjego ciśnienia. W rzeczywistości różnica w możliwościać PS3/X360 i Wii U będzie się to prawdpodobnie kończyła na tym, że wersje na tę drugą konsolę będą obsługiwały antyaliasing, podczas gdy sprzęty Microsoftu i Sony pozostawią nas z kaniastymi krawędziami.
2. Skoro już jesteśmy przy grach, to po na drugi punkt programu. Większość gier dostępnych na Wii U będą to produkcje dostępne również na PS3/X360. Po co mam kupować w takim razie nową konsolę? Bo będę mógł sobie grzebać w ekwipunku za pomocą panela dotykowego? Jakoś mnie to nie przekonuje. Póki co zapowiedziano kilka gier dla "poważnych odbiorców", ale przecież wszystkie te produkcje będą też do kupienia na current-geny. Na 100% dostaniemy też nową Zeldę, Metroid Prime'a i Mario, które pewnie będą świetnymi produkcjami, ale to raczej nie wystarczy, żeby mnie przekonać do wydania grubych pieniędzy na nowy sprzęt. I tak oto dochodzimy do ostatniego zarzutu, jakim jest...
3. Stosunek ceny do wartości produktu. Jeszcze go nie znamy, bo Nintendo nie chce na razie zdradzić swojej polityki odnośnie wyceny swojego najwnowszego dziecka, ale pojawiają się pierwsze niepokojące doniesienia o 400 funtach w dniu premiery. Osobiście uważam taki scenariusz za całkiem możliwy. Przypomnijmy sobie ile kosztowało PlayStaton 3 kilka lat temu - sporo ponad 2000zł. Nie widzę powodu, a prawdopodobnie i zarząd japońskiej korporacji ich nie widzi, dla którego Nintendo miałoby nie wykorzystać faktu, że ich sprzęt, choć niezbyt rozwojowy, będzie przez jakiś rok najnowocześniejszy na rynku. Oczyma wyobraźni widzę polską cenę ustaloną na poziomie 1799zł, albo i więcej. Przytoczę tutaj przykład innej konsoli dużego N, która niedawno miała swoją premierę - Nintendo 3DS. 229 euro. Tylko na dwadzieścia euro więcej Sony wyceniło PlayStation Vita, która ma nieporównywalnie większe możliwości i podejrzewam, że jest/będzie o niebo droższa w produkcji od 3DSa.
To tyle ode mnie w temacie narzekania na Wii U. Oczywiście jestem świadom zalet nadchodzącego produktu Nintendo. Dotykowy ekran daje całkiem niezłe możliwości (choć to jeszcze zależy od tego jaka matryca zostanie zastosowana), a kilka hardcore'owych tytułów, daje nadzieje na to, że japońska firma znów stanie się nieco przychylniejsza zagorzałym fanom elektronicznej rozgrywki. Mimo tych zalet, nie czuję się przykonany. Może jestem już po prostu marudą, ale jestem niemal pewien, że Wii U nie będzie produktem dla mnie. Ale jak to mówią - "pożyjemy, zobaczymy".