Pierwsze wrażenia z bety Hellgate - Strider - 4 lipca 2011

Pierwsze wrażenia z bety Hellgate

Zanim przejdę do opisu wrażeń z pierwszych dni testowania "Hellgate", mała uwaga na początek: chorobliwie nie trawię MMORPG-ów. Jako, że zdarza mi się być człowiekiem dość zabieganym, z reguły nie siadam do gier, które wymagają ode mnie kilku godzin grania codziennie (lub: niemal codziennie). Z racji tego, preferuję raczej tytuły do których nie muszę siadać przez kilka-kilkanaście dni, bez obaw, że wpłynie to w jakikolwiek sposób na mój growy "potencjał". Niniejszy tekst (powstały po 3 dniach beta-testów), będzie więc zapewne tak daleki od obiektywnej oceny gry, jak to tylko możliwe. No cóż - pozostaje mi mieć jedynie nadzieję, że może wśród czytelników Gameplaya znajdzie się chociaż kilka osób, które chciałyby się przekonać jak nowy "Hellgate" prezentuje się "z tej drugiej strony".

Po uruchomieniu gry przeżyłem szok - "na dzień dobry" spodziewałem się absolutnie wszystkiego, ale nie tego, że twórcy powitają mnie tak świetnie wyreżyserowanym filmem wprowadzającym oraz tak rewelacyjną grafiką (tylko przez kilka pierwszych minut, ale dobre i to). Gdyby ktoś podjął się wyreżyserowania pełnometrażowego filmu na podstawie "Hellgate" z wykorzystaniem tej technologii, mógłby być pewien, że byłbym pierwszą osobą która pobiegłaby do kina. Intro wywarło na mnie po prostu piorunujące wrażenie i spotęgowało chęć rozpoczęcia właściwej gry. Ogólne pierwsze wrażenie psuje nieco fakt, że szukając na YouTube intra do MMO "Hellgate" zorientowałem się, że jest to ten sam film, który 4 lata temu został wykorzystany w "Hellgate: Resurection"...

Dalej niekoniecznie było już równie dobrze, jak na początku. Gdy po 12 godzinach od uruchomienia serwerów udało mi się wreszcie zalogować i stworzyć postać (wybór jednej z sześciu klas oraz dość skromne określenie jej wyglądu), nie zwlekając postanowiłem ruszyć do boju z piekielnymi zastępami okupującymi Londyn. Krótki, acz spełniający swoją rolę samouczek, zaznajomił mnie z wszystkim, co na starcie powinienem umieć, więc tak szybko, jak tylko było to możliwe, wyruszyłem na swą pierwszą, prawdziwą misję. 

Opuszczenie przytulnego, podziemnego schronu i wyjście na powierzchnię zdominowanego przez demony miasta zaowocowało z mojej strony pewną konsternacją. Ja wiem, że ta gra osadzona jest w zniszczonym świecie, po Armagedonie, wyginięciu znacznej części ludzkości i w ogóle, ale tak pustego świata nie widziałem nawet w Falloucie! Zbiór identycznych uliczek (pomiędzy niektórymi dzielnicami Londynu nadal nie widzę różnicy), od czasu do czasu jakiś zniszczony samochód lub czołg i ciągnąca się w nieskończoność linia niemal identycznych budynków (jeśli do któregoś wejdziecie, możecie uznać, że byliście we wszystkich).

Po szybkim rzucie oka na ulice stwierdziłem, że może jednak nie będzie tak źle - niby pusto, ale przynajmniej demonów do siekania aż nadto! Ulice aż roiły się od zombie. Z radością rzuciłem się z mieczem do walki i... znów konsternacja. Dlaczego one wszystkie padają po jednym ciosie? Czyżby mój bohater (było - nie było, typowy wojownik) okazał się aż tak silny? Szybka zmiana klasy postaci (tym razem na o wiele słabszą w walce "Summoner"), pierwsza konfrontacja z wrogiem i znów jeden strzał z broni palnej odbiera przeciwnikom prawie 90% punktów zdrowia! Pewnie, od czasu do czasu trafia się coś większego (jak choćby "Hell Messenger", wysyłany do zgładzenia nas po ubiciu odpowiedniej liczby demonów), ale po trzech dniach nieszczególnie intensywnej gry, nadal większość przeciwników ginie od jednego-dwóch ciosów. Jak łatwo się domyślić, nieszczególnie motywuje to do dalszej gry...

Kolejnym, dużym mankamentem gry (przynajmniej na obecnym etapie prac) są przenikające się tekstury - bez problemu możemy schować się w ciele martwego demona, wskoczyć w niektóre murki, czy (przy odrobinie uporu) przejść przez niektóre ściany. Uciekając przed jednym z nielicznych, trudniejszych przeciwników na jakich się natknąłem, postanowiłem się ukryć  i zregenerować w zniszczonym budynku - byłem jakoś nieszczególnie zdziwiony, widząc przechodzącego przez dziurę w ścianie ogromnego demona, który żadnym prawem nie mógł się tam przecisnąć. Żeby było zabawniej: do namiotów, do których wstęp jest jak najbardziej możliwy, przez spory okres czasu wejść się nie dało (na szczęście bardzo szybko się z tym uporano).

Jeśli chodzi o pierwsze wrażenia z nowego "Hellgate'a", to byłoby na tyle - za kilka dni, po nieco dłuższych testach, spróbuję napisać tekst znacznie obszerniejszy, który nieco bardziej przybliży Wam czym nowe MMO na rynku ma szansę się stać. Ten tekst pozostaje mi zakończyć jedynie prośbą, aby w komentarzach pisać co się Wam w nim podobało, a co niekoniecznie i na czym chcielibyście, abym się w przyszłości skupił. W pisaniu o grach doświadczenia nie mam, wszelkie więc sugestie będą mile widziane. :)

Strider
4 lipca 2011 - 20:39