Trzeci dzień w "Gameplayu" i dalsza próba poukładania sobie jakoś pracy. Jako, że najefektywniej pracuje się z reguły mając jakiś plan, pojawia się z mojej strony propozycja kolejnego cyklu, tym razem traktującego o starszych grach na PC. Jeśli się przyjmie, to tradycyjnie już obiecuję za tydzień kolejny artykuł. :) A tymczasem zaczynamy od prawdziwego klasyka wśród klasyków, protagonisty serii która do dziś z powodzeniem króluje na rynku - pierwszej części Heroes of Might and Magic.
Pierwsza część Bohaterów Magii i Miecza zadebiutowała w roku 1995, a więc w okresie gdy zarówno niżej podpisany, jak i zapewne spora część czytelników Gameplaya zbyt dużej styczności z grami komputerowymi nie miała (a nawet jeśli tak, to gra i tak do Polski dotarła z 6-letnim poślizgiem). Aż wstyd się przyznać, ale pierwszy kontakt z tym tytułem miałem przed jakimiś trzema laty, gdy za kilka groszy udało mi się nabyć wydaną przez CD-Projekt Złotą Edycję Heroes of Might and Magic (kupioną zresztą i tak tylko dla "trójki" i dodatków do niej). Pierwszą część zainstalowałem tylko i wyłącznie po to, żeby zobaczyć "jak to wszystko się zaczęło", spodziewając się tytułu który nie będzie już w dzisiejszych czasach zupełnie grywalny.
Wiecie, jak miło jest się czasami rozczarować? Po zainstalowaniu gry okazuje się bowiem, że otrzymujemy w zasadzie dokładnie to samo, co w każdej kolejnej części cyklu. Mamy więc tu rozbudowę zamków, rekrutację bohaterów, werbowanie nowych jednostek, walki w których wspomagamy nasze oddziały czarami, zajmowanie kopalni etc. Wszystko to, czego oczekuje każdy fan serii. Jak to wygląda w praktyce?
Trzeba przyznać - nienajgorzej. Wybierać możemy pomiędzy czterema, najbardziej standardowymi dla serii zamkami: Rycerza, Czarodziejki, Czarnoksiężnika i Barbarzyńcy (kampanię mamy tylko jedną; w zal
eżności od wyboru profesji startujemy jedynie w różnych miejscach mapy). Ich rozbudowa przebiega standardowo: jeśli dysponujemy odpowiednią ilością surowców, każdego dnia możemy postawić jeden nowy budynek. W przeciwieństwie do późniejszych części brak tutaj możliwości ich ulepszania - za wyjątkiem Gildii Magów, każdy budynek ma tylko jeden poziom.
Zamki (pomijając zadania obronne) służą nam zasadniczo do jednego celu - rekrutacji nowych jednostek. W każdym z zamków zwerbować możemy do sześciu ich rodzajów, pamiętać należy jednak że bohater zabrać ze sobą może jedynie pięć z nich (zmieni się to dopiero w "trójce"). Oddziały, jakie zostają oddane nam pod komendę powinny być powszechnie rozpoznawane, w różnych wariacjach będą się bowiem pojawiały również w kolejnych częściach "Hirołsów": chłopi, łucznicy, kawalerzyści, krasnoludy, feniksy, smoki, cyklopy... Bez problemu odnajdzie się w tym każdy, kto grał w dowolną grę z tego cyklu.
Rozbudowa zamków, choć niezbędna, jest w przypadku tego tytułu sprawą drugorzędną. Właściwa rozgrywka toczy się na mapie świata, po której przesuwamy naszych bohaterów, wraz z ich potężnymi armiami. Przez ostatnie szesnaście lat nic się w zasadzie nie zmieniło - zajmujemy kopalnie, toczymy bitwy, zbieramy artefakty.
Znacznie ograniczony jest nasz wpływ na rozwój bohatera (dostępnych ich jest trzydziestu sześciu). Każdy z naszych herosów posiada cztery współczynniki (siła, obrona, moc, wiedza), które automatycznie zwiększają się po osiągnięciu przez niego kolejnego poziomu. Brak jednak wyboru nowych umiejętności - jedyny sposób w jaki możemy modyfikować naszych bohaterów to dawanie im artefaktów przynoszących określone, wymierne efekty.
Podobnie jak większość aspektów rozgrywki, zmianie nie uległ również system prowadzenia walki - oddziały przemieszczamy po podzielonej na heksy planszy. Bohater znajduje się zawsze poza obszarem bitwy (zmieniono to chyba jedynie w czwartej części cyklu), wspierając swoje oddziały zaklęciami oraz statystykami (każdy punkt ataku i obrony bohatera dodawany jest do analogicznych współczynników naszych jednostek). Jedyna zmiana to oblężenia zamków: broniące się w środku oddziały nie mogą liczyć na wsparcie łuczników znajdujących się w wieżach obronnych. Wieże, fosa, ulepszanie murów - to wszystko przyjdzie dopiero wraz z dwójką.
Myślę, że na tym zakończyć można opis pierwszej części Heroes of Might and Magic. Pominąłem w nim oczywiście kwestię grafiki i udźwiękowienia, bowiem szesnaście lat jakie nas dzieli od premiery to w świecie gier co najmniej kilka epok (choć grafika nawet dzisiaj nie prezentuje się wcale aż tak źle; vide: screeny). Jeśli ktoś ponad oprawę graficzną ceni sobie grywalność, to zdecydowanie powinien po tę pozycję sięgnąć. Dla młodszych graczy będzie to okazja do zapoznania się z początkami jednej z najbardziej dochodowych serii gier na PC, dla nieco starszych - okazja do odświeżenia wspomnień. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie.