Jeżeli kiedykolwiek interesowała Was koncepcja gry opartej praktycznie w pełni na zmyśle słuchu to niepozorny Game Boy Advance okazuje się niezastąpionym narzędziem do sprawdzenia tego pomysłu w praniu. Game Boy oraz dobre słuchawki. Soundvoyager to gra o podróżowaniu w muzyce, hołdująca prostocie, wygodzie oraz oryginalności. Błądzenie w dźwięku przy zupełnie minimalistycznej oprawie to niezapomniana zabawa. Szczególnie, że przenośna.
Pod koniec życia GBA narodziła się rewelacyjna seria bit Generations skupiająca w sobie zasadę minimalizmu graficznego, prostych reguł oraz niecodziennych pomysłów. Lecz nawet pośród wielu kapitalnych gier owej serii to Soundvoyager pozostaje moją ulubioną. Co w niej takiego specjalnego?
Przede wszystkim zasady, które stawiają na pierwszym planie nasz zmysł słuchu! Odszukiwanie dźwięków, czy unikanie ich jest niezwykłym powiewem świeżości nawet w gatunku szeroko rozumianych gier muzycznych. Autorzy stworzyli grę, w której wzrok jest angażowany jedynie przy wyborze etapów oraz w początkowych, zasadniczo wręcz treningowych momentach rozrywki. Bo szybko okazuje się, że w przypadku gdy łapiemy dźwięki najważniejsze jest po prostu… ich słuchanie.
Soundvoyager stawia grającego w roli wędrującej kropeczki, której zadaniem jest zebranie dźwięków. Dźwięki początkowo są widoczne na ekranie, jednak wraz z upływem czasu zanikają, aż wreszcie jesteśmy zdani jedynie na słuchawki. Tylko tyle. Aż tyle. Ta kropka jednak wprowadza nas w doskonałą, żywotną i ponadczasową oprawę, w grę, której nie zaszkodziła bariera językowa, upływający czas, czy platforma w postaci Game Boya Advance.
Z boku można stwierdzić, że cała zabawa jest mocno nastawiona na pobijanie własnych słabości, czy poprawianie rekordów Ale gdy zagramy okazuje się, że Soundvoyager to przede wszystkim relaksowanie się przy konsolce. I to na kilka sposobów!.
Pierwsza kategoria zadań w grze to różnego rodzaju mini-zadania związane z dźwiękami w stylu autostrady (unikamy nadjeżdżających samochodów skupiając się jedynie na odgłosach), wykrywania dźwięków (strzelamy w dźwięk) etc. Dźwięk najeżdżającej ciężarówki potrafi być bardzoooo przerażający. Czasami goni nas czas, czasami warto samemu przyśpieszyć, czasami zadanie wydaje się niewykonalne. Wystarczy jednak trening, skupienie i nasłuchiwanie, żeby rozwiązać każdy problem.
Mini-gry są jednak przedsmakiem, czy raczej urozmaiceniem podróży w dźwiękach. Bo właśnie Sound catcher, czyli główny tryb gry, to jej prawdziwa moc. Zasada jest prosta – musisz złapać dźwięki. Jesteś podróżnikiem, czy raczej poszukiwaczem, ponieważ poprzez łapanie nowych elementów wzbogacasz utwory muzyczne. Dźwięki są po Twojej lewej, prawej, lub na wprost Ciebie, co więcej, powoli zmieniają swoje położenie, a czasami wymagana jest niemalże perfekcyjna dokładność. Nagroda jest jednak wspaniała. Budujemy bowiem muzykę.
Ta jest wprost fantastyczna i na szczęście szybko odkrywany tryb Endless, w którym nie musimy się martwić o zbyt szybkie skończenie niezwykłej wędrówki. Gramy do woli, a autorzy zadbali, żeby rozgrywka się nie znudziła oferując sporą różnorodność muzyczną utworów. Choć przyznam, że moim faworytem mimo wszystko jest etap pierwszy.
Prostota projektu tej gry jest zniewalająca, dzięki czemu koncept po prostu się nie starzeje. Oczywiście zabawa należy do całkiem wymagających i mocno stymulujących rzadziej używane w interaktywnej rozrywce zmysły. Słuchawki, zamknięte oczy, totalne skupienie, odprężający OST. Uwielbiam DJMaxa, szanuję beatmanię, mam ogromny sentyment do wczesnych gier Harmonix, ale Soundvoyagera po prostu wielbię To zupełnie „inna” gra muzyczna.
Jesteśmy społeczeństwem obrazkowym. Raczej wolimy patrzeć – i stąd wynika część problemów z wczesnym opanowaniem Soundvoyagera. Lecz w momencie, kiedy już nauczymy się poruszać w tym niezwykłym świecie, naprawdę ciężko już o nim zapomnieć. Bo w takich dźwiękach wspaniale jest utonąć. Nie przepuście tej okazji. [9]
Inne recenzje gier na GBA: