Geneza Planety Małp - recenzja filmu - eJay - 8 sierpnia 2011

Geneza Planety Małp - recenzja filmu

Tragiczne dziecko amerykańskiej krytyki filmowej Armond White napisał w swojej recenzji Genezy Planety Małp "To po prostu najlepszy film w tym zepsutym lecie". O ile z Armondem zazwyczaj się nie zgadzam (facet wlepia niskie oceny nawet Oskarowym kandydatom - po prostu chce się wyróżniać), tak w tym przypadku ma sporo racji. Genezie bardzo trudno będzie zejść z sezonowego podium, bo to produkt nadzwyczaj zaskakujący i mądrze zrealizowany. Praktycznie największą wadą nowej odsłony małpiego maratonu jest jej zwiastun, który - co by nie pisać - zapowiadał kino głupsze niż Transformersy.

Forma jaką obrał reżyser Rupert Wyatt sugeruje, iż mamy do czynienia z prequelem. Jednocześnie oglądając film dojdziemy do wniosku, że mógłby być to nawet sequel, a przede wszystkim reboot, tudzież wstęp do kolejnych części. Geneza Planety Małp jest tworem bardzo uniwersalnym i śmiało możemy postawić go na osi czasowej związanej z wyprawą Charltona Hestona w 1968 roku, jak i traktować jako odrębne dzieło nakręcone zgodnie z obowiązującymi standardami kina rozrywkowego.

Wyatt jednak pobawił się konwencją, stawia pytania dotyczące powodów buntu włochatych przyjaciół i samej idei poszukiwania doskonałości w cywilizacyjnym chaosie. W takim momencie musi dojść do zderzenia nauki z naturą, co kończy się dla jednej strony tragicznie, a dla drugiej intrygująco. Nie będzie grzechem, jeśli napiszę że sam tytuł filmu jest spojlerem i wesołego happy endu raczej nie należy się spodziewać. Mimo tego zakończenie jest naprawdę wysmakowane, pobudza wyobraźnię, bez specjalnego nadęcia domyka pewien wątek, by rozpocząć kolejny.

Geneza Planety Małp na tle innych blockbusterów wyróżnia się także nieśpiesznym tempem. Fabuła rozwija się przez długi czas, ale na szczęście twórcy potrafili zainteresować widza tym co z pozoru błahe i banalne. I na dodatek umieli to fajnie nakręcić. Wygibasy szympansa Cezara w domu swojego pana to nic innego jak fajerwerk wizualny, ale dodając do tego narrację z offu oraz szusującą jak po rollercoasterowych torach kamerę otrzymujemy ciekawą i ujmującą scenę, nie będącą pustą i bezsensowną akcyjką. Film Wyatta to jeden z chlubnych przykładów, gdy efekty specjalne służą do opowiedzenia konkretnej historii. Nie jest to tylko zasługa speców z Weta Digital, którzy maczali paluchy przy Avatarze, ale przede wszystkim Andy'ego Serkisa. To kolejna wymagająca nauczenia się zwierzęcych gestów i mimiki (po King Kongu) rola tego znakomitego aktora. Cezar kradnie cały seans, a bohaterowie ludzcy wypadają na tle komputerowo animowanej postaci jak pacynki. Fabuła tak mocno kładzie nacisk na małpią rewolucję, iż niezwykle ciężko spamiętać jak nazywają się poszczególni homo sapiens.

To film 10 razy lepszy niż jego zwiastun i 5 razy bardziej zaskakujący niż wszyscy przewidywali. Geneza może być zarówno doskonałym początkiem nowej serii, jak i idealnym wypełnieniem dziury powstałej po nieudanym remake'u Tima Burtona. To ogromna zaleta omawianej pozycji, a trzeba do plusów dodać jeszcze porządną realizację i niegłupią historię. To wystarczy, abym wystawił Genezie mocną ósemeczkę.

OCENA 8/10

eJay
8 sierpnia 2011 - 17:34