Life in a Day - kino z YouTube'a - fsm - 9 sierpnia 2011

Life in a Day - kino z YouTube'a

Bardzo się cieszę, że Poznań doczekał się prawdziwego i dużego festiwalu filmowego. W tym roku Transatlantyk wystartował po raz pierwszy, ale repertuar daje radę i jestem pewien, że każdy kolejny rok będzie odpowiednio "bardziejszy". Z powodów czasoprzestrzennych jednak poświęcić mogłem na festiwal tylko jeden dzień - minioną niedzielę. Na szczęście trafiłem na perełkę, którą będą powtarzać. Life in a Day - film wyjątkowy.

Reżyser Kevin McDonald (Stan Gry) wraz z braćmi Scott (panem Ridleyem i panem Tonym) postanowili w wyjątkowy sposób uczcić zeszłoroczne piąte urodziny serwisu YouTube. Cel: zamienić zwykły youtube'owy klip w filmową sztukę. Sposób: poprosić setki tysięcy osób z całego świata, by nakręciły swój dzień. Jeden dzień z życia. 24 lipca 2010. Rezultat: 4500 godzin nagrań ze 192 krajów przerobionych na półtoragodzinny film (75% przesłanych materiałów pochodziło od różnych ludzi, którzy zechcieli wziąć udział w projekcie, a 25% to nagrania z tzw. Trzeciego Świata uzyskane specjalnie na potrzeby projektu, by reprezentowany mógł być rzeczywiście cały świat). Taki film naprawdę warto zobaczyć. Jeśli jednak Wam się nie uda - oto zwiastun.

A oto rozwinięcie: Life in a Day to świetne kino. Prawdziwe, życiowe, piękne, straszne, smutne, szczęśliwe, zwykłe i niezwykłe... To mocarna piguła zawierająca w sobie wszystko, co powinniśmy wiedzieć o świecie. Takie 90 minut spokojnie mogłoby być wysłane w kosmos jako wizytówka Ziemi. Zmontowany materiał to podróż przez setki miejsc i wydarzeń. Zaczynamy o wschodzie słońca i wesoło upitym gościem w parku, kończymy o północy gdzieś w USA. A pomiędzy dzieje się wszystko: oświadczyny, rozmowy przy wypasaniu kóz, karmienie kaczek (patrz: obrazek pod tekstem :P), jedzenie śniadań, sport, praca, przechwalanie się swym lamborghini... Wymieniać można długo. Są też świetnie nakręcone sekwencje łapania i wypuszczania muchy, skok spadochronowy, powracająca co jakiś czas historia rodziny naznaczonej piętnem raka czy Koreańczyka od kilku lat podróżującego rowerem po całym świecie. Podsumowując jednym słowem - czad. Sprawdza się zarówno jako wyjątkowy eksperyment, jak i rewelacyjny dokument.

Jeśli macie szansę być w Poznaniu w najbliższą sobotę to koniecznie zobaczcie ten film. Albo gdzieś jakoś kiedyś... Polecam.

Te "kaczki" przyleciały z fotoplatforma.pl
fsm
9 sierpnia 2011 - 10:57