Wspomnienia z NES-a #7 Ghostbusters II - Strider - 12 września 2011

Wspomnienia z NES-a #7 Ghostbusters II

Pogromcy duchów to jeden z moich ulubionych filmów, jakie pamiętam z dzieciństwa: świetne dialogi, klimat, humor na poziomie wyższym, niż reprezentuje znaczna część współczesnych produkcji. Przynajmniej w przypadku części pierwszej – dwójka, choć niby niczego jej nie brakowało, to nie było już to. Niemniej, oba filmy są doskonałymi komediami i przykładami na to, jak kręciło się kinowe hity na przełomie lat 80. i 90.

Niestety, z grami tak różowo już nie było – pierwsza część Ghostbusters, wydana na NES-a, była brzydkim, zabugowanym crapem, w dodatku o dość topornym sterowaniu i (o, ironio!) hardcorowym poziomie trudności, mogącym sugerować, że gra była skierowana do osób, które w swoim życiu połamały w trakcie zabawy niejednego pada. Tytuł to tak słaby, że nawet mnie, żywiącemu doń dziwny sentyment, żal jest poświęcić mu więcej miejsca, niźli długi wstęp do krótkiego artykułu o drugiej części przygód Pogromców. No dobra, na potwierdzenie mych słów dorzucam jeszcze jeden screen. Ale to już naprawdę koniec rozwodzenia się nad tym crapem.

O ile w przypadku "jedynki" z filmowymi Pogromcami duchów gra dzieliła w zasadzie tylko tytuł, o tyle "dwójka" od początku nie pozostawia żadnych wątpliwości, w jakim uniwersum przyjdzie nam za chwilę toczyć nasz nierówny bój z wrogiem. Gra wita nas ładnie wykonanym "intrem" przedstawiającym znanego nam wszystkim, zielonego ducha, wyskakującego z kinowego ekranu, uciekającego przed pokracznie wykonanymi pogromcami. A w tle... 8-bitowa wersja motywu przewodniego z filmu!

Zabawę zaczynamy od wyboru dwóch z pięciu dostępnych pogromców, którymi kierować będziemy przez resztę zabawy. Początkowy wybór nie ma absolutnie żadnego przełożenia na grę (wszytkimi postaciami gra się identycznie, różnią się one tylko wyglądem), niemniej jest bardzo miłym zabiegiem ze strony twórców. A jak się uprzeć, to nawet można rozpoznać w tych śmiesznych miniaturkach ich aktorskich protoplastów (uwaga: opcja dostępna jedynie dla osób wychowanych na konsolach 8-bitowych!).

Cała zabawa sprowadza się do biegania po znanych z filmu lokacjach i łapaniu duchów, które występują w ilości nieodparcie nasuwającej skojarzenia z historią o ciastku. Obiekty naszych łowów są liczne, złośliwe i... niestanowiące, niestety, większego wyzwania. Po zapoznaniu się z gameplayem oraz przeciwnikami bez większych problemów przebiec można przez całą grę, nieco większe problemy mając jedynie w przypadku bossów. Najwyraźniej gra na motywach filmu musi być albo trudna, albo porządnie wykonana. Cóż, z dwojga złego wolę to drugie.

Pogromcy vs różowe żelki - prawie jak w jRPG!

Choć nie mam w zwyczaju rozpisywać się nad muzyką w 8-bitowych produkcjach, to o ścieżce dźwiękowej Ghostbusters II napisać należy przynajmniej tyle, że jest bardzo dobrze wykonana. Każdy z poziomów ma własny, odpowiednio zakręcony motyw muzyczny, w którym można wyłapać pewne inspiracje muzyką znaną z filmów i które bez zgrzytania zębami dają się słuchać i dzisiaj.

Ghostbusters II to chlubny wyjątek od crapowej tradycji gier tworzonych na licencji filmów. Choć produkcja nie grzeszy wysokim poziomem trudności ani długim czasem gry (na jej ukończenie wystarczy nieco ponad czterdzieści minut zabawy), to posiada porządną porcję humoru, zakręconą muzykę oraz naprawdę ładną grafikę. Aż chciałoby się, żeby wszystkie gry stały na tak wysokim poziomie wykonania...

Strider
12 września 2011 - 15:22