Po przydługim tytule pora na nie krótszą treść. Już za 6 dni (19 września) będzie miała miejsce światowa premiera dziewiątego sezonu Two and a Half Men, czyli po naszemu Dwóch i pół. Jednak jakże inny będzie to sezon. Charliego Sheena, absolutną gwiazdę serialu, zastąpi inny popularny aktor komediowy - Ashton Kutcher. Jak do tego doszło i czy moim zdaniem to się może udać, dowiecie się poniżej.
Perypetie - czy raczej problemy - producentów serialu z Charlie Sheenem sięgają wiele miesięcy wstecz. Zdjęcia bywały przerywane, bo gwiazdor musiał iść na odwyk, tudzież miał problemy z prawem. Groził żonie, był przyłapany z prostytutkami i kokainą, chodziły plotki, że chce odejść z serialu. Twórcy długo przymykali oko na wybryki gwiazdora. Co więcej - publicznie zapewniali o pełnym wsparciu, a w pewnym momencie nawet podnieśli mu pensję. Sheen był najlepiej opłacanym aktorem w telewizji (różne źródła różnie podają, ale uśredniając - zgarniał 1,5 miliona dolarów za odcinek). Było mu jednak za mało. Miarka się przebrała, gdy publicznie zwyzywał Chucka Lorre'a (głównego twórcę) w słowach, których tu nie wypada przytoczyć. Po raz kolejny produkcję przerwano, straty rosły, ósmego sezonu nie dokończono. Kolejne stanęły pod znakiem zapytania.
W końcu jednak podjęto decyzję o zaangażowaniu w projekt Ashtona Kutchera. Kutcher popularność zdobył za pomocą sitcomu Różowe lata 70-te, później grywał różne, najczęściej pocieszne postaci w kolejnych komediach. Nie bez konsekwencji dla jego sławy był także związek z Demi Moore. O Ashtonie w swoim czasie było dość głośno. Tym razem jego zadaniem będzie wcielenie się w Waldena Schmidta, milionera który dorobił się na działalności w Internecie (wszystko przed nami!). Walden będzie nowym właścicielem posiadłości Charliego, próbującym pozbierać się po tym, jak zerwie z nim dziewczyna. Będziemy tu mieli do czynienia z odwrotną sytuacją niż to było do tej pory, gdyż zawsze to starszy z braci Harperów był "sercołamaczem".
Nowa czołówka zbiera wiele niepochlebnych opinii na Youtube. Jej problemem nie jest wykonanie, tylko sam skład aktorów.
Czemu powątpiewam w sukces tego przedsięwzięcia? Bynajmniej nie dlatego, że Sheen był największą wartością Dwóch i pół. Owszem, był gwiazdą dla której serial oglądały miliony widzów. Bywał zabawny. Ja jednak jestem zdania, że nawet lepszą robotę robił Jon Cryer w roli Alana. Cryer zostaje, więc w czym widzę problem? Ano w tym, że sam Sheen to za mało, ale i sam Cryer to za mało. Siłą serialu były relacje między braćmi, ich totalnie odmienne charaktery, dialogi i wojenki między nimi (czy koalicje przeciw matce). Tandem. Teraz tego zabraknie. Być może Kutcher wykreuje fenomenalną postać. Zabraknie jednak tej specyficznej więzi między braćmi. Nie zabraknie za to porównań, z których - obawiam się - nowy aktor nie wyjdzie obronną ręką.
Co bym jednak nie myślał w tej chwili, jak bardzo sceptyczny bym nie był, mam zamiar dać szansę kolejnemu sezonowi produkcji stacji CBS. To na pewno nie będzie takie samo Dwóch i pół, tamto już nie wróci. Ale kto wie, może wyjdzie z tego kawałek niezłej komedii? Przekonajmy się. O sukcesie bądź porażce serialu zadecyduje widownia. I choć ludzie kochali Sheena, to Kutcher jest na tyle popularnym aktorem, by przyciągnąć przed ekrany telewizorów satysfakcjonującą liczbę widzów. Przynajmniej na tyle, by dziewiąty sezon Dwóch i pół nie był ostatnim. A po tylu przeszkodach to już będzie jakiś sukces.