Binary Domain – cyberpukowa konkurencja dla Gears of War? - Antares - 24 września 2011

Binary Domain – cyberpukowa konkurencja dla Gears of War?

Czy z połączenia strzelaniny wzorowanej na popularnej serii Epic Games oraz dalekowschodnich cyberpunkowych klimatów przywodzących na myśl „Ghost in the Shell” może wyjść coś ciekawego? Toshiro Nagoshi, ojciec niezwykle interesującej serii „Yakuza”, postanowił podjąć się wyzwania fuzji tych dwóch elementów. Podczas jesiennej konferencji CD Projekt w Warszawie miałem możliwość własnoręcznie sprawdzić czy efekt prac Japończyków okazał się być zabójczym androidem, czy jedynie podrabianym robotem kuchennym.

Kwintesencja japońskiego spojrzenia na cyberpunk.

Wśród niektórych graczy, zwłaszcza tych z krótszym stażem w dziedzinie gier konsolowych, utarło się stwierdzenie, że japońscy producenci potrafią tworzyć jedynie niegrywalne dla zachodniego odbiorcy dziwactwa, mało odkrywcze i nudne cukierkowe RPG oraz nieudane podróbki zachodnich hitów. Taka opinia przylgnęła choćby do trzecio-osobowej strzelaniny „Quantun Theory” pochodzącej ze stajni Tecmo-Koei. Prestiżowy japoński magazyn Famitsu ocenił ją na 31/40 punktów co jest wynikiem bardzo przyzwoitym, lecz zachodnie serwisy nie były tak łaskawe. Przygnębiające 38% na Metacritic świadczy o tym, że gusta zachodnich i dalekowschodnich odbiorców potrafią się czasem diametralnie różnić. Zasiadając do „Binary Domain” nie mogłem pozbyć się myśli, że tytuł ten może podzielić los „Quantum Theory”.

Dwie misje w które miałem okazję zagrać umiejscowiono w futurystycznym japońskim mieście. Charakterystyczne wąski alejki umiejscowione pomiędzy wysokimi budynkami oraz wszędobylskie plakaty i reklamy nie pozostawiały wątpliwości w jakim kraju toczyła się akcja. Jest 2080 rok, grupa żołnierzy walczy ze złymi robotami. Banał? Być może, ale to co zwróciło moją uwagę to styl i klimat. Jeśli podobał lubicie „Ghost in the Shell”, atmosfera produkcji Nagoshiego powinna przypaść Wam do gustu. Choć jakość oprawy audiowizualnej nie powaliła mnie na kolana odpadające kawałki pancerza nacierających androidów wprawiły mnie w poczucie satysfakcji porównywalnego do tego, które towarzyszyło mi choćby przy rozwalaniu zombiakom głów w którymkolwiek survival horrorze. Klasyczne „a masz paskudo” samo cisnęło się na usta podczas zabawy.

Rozgrywka nie wybija się specjalnie ponad to, do czego przyzwyczaiły nas wydane już produkcje. Kryjemy się za przeszkodami i likwidujemy kolejnych przeciwników. Nasz protagonista jest dowódcą całego oddziału, dlatego podczas walki możemy wydawać swoim kolegom predefiniowane rozkazy. Dla posiadaczy headset’ów istnieje możliwość robienia tego głosowo. Drużyna wymienia między sobą uwagi podczas wymiany ognia. Czasem ktoś wzywa pomocy. Chęć towarzyszy do wykonywania naszych poleceń zależy od ich nastawienia do naszego bohatera, co jest dość ciekawym rozwiązaniem, lecz jego pełny potencjał będzie można ocenić dopiero podczas gry w całą kampanię. Udostępniony podczas konferencji fragment kończył się spektakularną walką z olbrzymim mechanicznym bossem, zakończoną karkołomnym skokiem z dachu  na kark metalowego giganta i celną serią w nieosłoniętą pancerzem część.

„Binary Domain” wywarło na mnie wrażenie przyzwoitej gry, aczkolwiek może to wynikać z mojej olbrzymiej słabości do klimatów cyberpunku. Konkurencją dla „Gears of War” tytuł z pewnością nie będzie, lecz może się okazać miłą alternatywą lub uzupełnieniem. Jest tu prawie wszystko co powinno znaleźć się w dobrej strzelaninie – różne rodzaje broni z możliwością ich ulepszania, dziesiątki robotów czekających na „twardy reset” wykonany z pomocą ołowiu oraz drużyna gotowych do boju żołnierzy. W moich oczach najbardziej kulejącym elementem okazali się właśnie oni. Brak im odrobinę charyzmy, choć w tym momencie oceniam głównie ich wizualną stronę. Może fabuła w pełnej wersji gry zostanie poprowadzona w taki sposób, że przejdą do historii gier, kto wie. W tym momencie „Binary Domain” jawi się jako produkcja niezła, lecz brakuje jej trochę do rozmachu zachodnich hitów.  Premiera planowana jest na 14 lutego przyszłego roku, więc twórcy mają jeszcze trochę czasu na dopieszczenie tego tytułu.

Antares
24 września 2011 - 22:12