Spóźniona, krótka, subiektywna do bólu - to moja recenzja Cyberpunka 2077. Gry, na którą czekałem przez lata, jednej z dwóch zakupionych przed premierą (drugą był remaster Homeworld, jeśli kogoś to interesuje), gry mającej niemalże zbawić świat videogamingu. W grudniu wybuchła bomba, a ja schowany w swoim pokoiku niespiesznie - kilkumiesięczna córeczka skutecznie odciąga od komputera - poznawałem historię mojego V. Zajęło mi to 80 dni, co z kolei dało 42 godziny czasu w grze. Były potknięcia, ale w ogólnym rozrachunku podobało mi się. Ogromnie!
Debbie wydaje się ostatnią czystą w mieście technologicznych ćpunów. Wyjątku nie stanowi jej chłopak, uzależniony po same uszy współczesny glina. Gdy dziewczyna dowiaduje się o odgrodzonym od świata polem EMP Tokyo, staje się ono jej nową obsesją. Po ostatnim zleceniu dla szalonego dyktatora, oaza marzeń zdaje się być na wyciągnięcie ręki. Wtedy to para otrzymuje kolejną dyspozycję. Mają zniszczyć barierę EMP, co umożliwi wchłonięcie Tokyo w obręb systemu.
Ostatni artykuł o CYBERPUNK 2077 pisałem w styczniu tego roku, kiedy świat obiegła informacja, że gra zostanie przesunięta po raz pierwszy. Wtedy nikt z nas nie wiedział, iż zrobią to ponownie i ostatecznie dopiero pojawi się 10 grudnia.
Witam wszystkich. Wszystkie najważniejsze gry już wyszły. Nagrody na spotkaniu na Zoomie z Geoffem Keighley gali gier roku zostały już wręczone. Konsole nowej generacji trafiły w ręce pierwszych scalperów i szczęśliwych posiadaczy, więc chyba powoli możemy żegnać 2020 rok.
Obecnie na rynku najgłośniej jest o najnowszej produkcji CD Projekt RED. Nie jest to jednak pierwsza, ani tym bardziej ostatnia produkcja z cyberpunkowym klimatem. Najlepszym przykładem na to niech będzie produkcja, którą się dziś zajmę.
Inwestowanie w gry to super sprawa!
Nie jestem osobą, która śledzi często kampanie na takich stronach, jak „Kickstarter”, czy „Wspieram.to”.
Jednak, gdy już mam ku temu sposobność to dorzucam się do projektów komiksów, gier planszowych, projektów społecznych oraz gier komputerowych.
„Za garść neodolarów” to druga pozycja z serii Escape Quest (połączenia książki, gry i elementów Escape Roomów), która pojawiła się niedawno nakładem wydawnictwa Egmont. Tym razem czytelnik/gracz nie będzie miał jednak okazji poszukiwania zaginionych skarbów. Przeniesie się on w niedaleką przyszłość, gdzie rządzą wielkie korporacje, dla których życie ludzkie kompletnie nic nie znaczy.
Jestem fanem gier CD PROJEKT RED od momentu wyjścia pierwszych przygód zabójcy potworów z Rivii w 2007 roku. Z zaciekawieniem obserwuję, jak rozwija się ich nowe dziecko, znane nam wszystkim jako CYBERPUNK 2077, którego premiera miała się odbyć w kwietniu tego roku.
Rzadko zdarza mi się odnieść do tekstów napisanych przez innych autorów, jednak kiedy mam taką możliwość to robię to z wielką przyjemnością.
Ostatnie kilka lat to całkiem przyjemny czas dla fanów staroszkolnych FPP. Scena indie dostarczyła nam masę produkcji inspirowanych klasykami jak Doom czy Quake. Nawet deweloperzy z segmentu AAA eksperymentują z powrotem do gier FPS nastawionych na akcję i ostrą rozwałkę. Polskie 2084 zanosi się na kolejny produkt idący właśnie w tą stronę. Strzelanie i hackowanie w biegu w cyberpunkowym klimacie. Czy zanosi się na to, że to Polacy staną się growymi ekspertami od gatunku stworzonego przez Williama Gibsona?
O grze State of Mind studia Deadalic nie słyszałem w ogóle. Dopiero bardzo entuzjastyczna recenzja z jednym z ostatnich numerów magazynu Pixel skłoniła mnie do zainteresowania się tym tytułem. Ciekawy styl graficzny i dobra historia miały przyćmić budżetowe niedostatki. Czy się udało?
Ocena obok mówi jasno - State of Mind to dobra gra. Przy okazji jednak mam wrażenie, że ogromny potencjał w niej drzemiący nie został do końca wykorzystany, co postaram się zaraz udowodnić.