Ludziom z Danger Close dostało się za ostatnie Medal of Honor. Gra okazała się bardzo krótka, brzydka, pozbawiona innowacji i kreatywności, a nader wszystko przypominała mutanta. W trybie single player oprawę graficzną napędzał Unreal Engine, natomiast w walkach online użytkownicy podziwiali uroki Frostbite. Doprowadziło to do sporego rozstrzału wizualnego, na korzyść drugiej z wymienionych technologii. Aczkolwiek był to tylko jeden z (podobno) wielu zarzutów kierowanych w stronę opisywanego odcinka kultowej serii. Ja mimo wszystko pobawię się w obrońcę Medala. Mimo, że nie uważam go za jakąś rewelację i przełom, to bawiłem się i bawię nadal całkiem dobrze. Dlaczego?
Plusy:
- Medal of Honor 2010 nie jest beznadziejnie głupim FPSem, gdzie fabuła przykryta jest przez masę wymuszonych zwrotów akcji. Danger Close bardzo dobrze nakreśliło militarne realia, zachowanie żołnierzy oraz sam konflikt, który nie ciągnie gracza od Chin po Amerykę Południową. W skrócie - MoH pod względem konceptu na rozgrywkę nosi znamiona dawkowanego przez kroplówkę realizmu. Z jednej strony to tradycyjny FPS, z drugiej nie tak tandetny i sztuczny jak choćby seria Modern Warfare.
- Świetne tereny walk. Afganistan to znakomity materiał na grę, a przede wszystkim na lokacje. Długie, ciemne jaskinie wypełnione wojakami Al-Kaidy, szlaki górskie pokryte śniegiem, piaski pustyni i kurz w powietrzu, a do tego...pasterskie klimaty. Każdy poziom w tej grze jest inny i choć to nadal corridor shooter, to żadnego fragmentu nie można przejść na tzw. speed runie, gdyż ryzyko śmierci jest całkiem spore.
- Intensywność akcji & intymność oddziału rozdzielona na 2 wątki. Zmagania obserwujemy jako Królik i Adams. Pierwszy należy do legendarnego oddziału specjalnego Tier 1, który specjalizuje się w cichej infiltracji terenu wroga i eliminacji celów. Adams z kolei to członek słynnych Rangerów, czyli twardzielskie pier*olnięcie w czuły punkt obrony, bez niepotrzebnego głaskania Al-Kaidy po główce. Dwa odmienne style prowadzenia wojny, spokojne i ostre, nieszablonowe i z krzepą.
- Dobrze skonstruowane, urozmaicone misje. W momencie gdy wchodzimy na afgańskie szczyty zaczyna się niezła jatka.
- Kapitalne komunikaty radiowe, bez zbędnego słodzenia. Proste wymiany zdań, wulgaryzmy, minimalistyczne informacje często robiące za narrację w cutscenkach.
- Ratujące tyłek lotnictwo!
- Nieprzesadzony arsenał broni, być może nie jest on zbyt rozrośnięty, ale przynajmniej nie strzelamy co i rusz z wyrzutni rakiet do piechoty. Ponadto rzadkością w szybkich i mięsistych FPS'ach są wskaźniki laserowe, służące do podświetlania pojazdów pancernych. Bardzo fajnie wypadają wszystkie misje, w skład których wchodzą właśnie tego typu zadania.
- Solidny multiplayer. Jest to w dużym stopniu zrzynka z Bad Company 2 (DICE:)), ale jako oddzielny tryb sprawuje się naprawdę dobrze i co najważniejsze - przy tak ostrej krytyce wciąż na serwerach grają setki ludzi.
Minusy:
- Medal of Honor jest stanowczo za krótki. To często powtarzający się w recenzjach zarzut i ja go rozumiem. 4 godziny (aczkolwiek są to naprawdę niezłe 4 godziny) singleplayera jest poniżej krytyki. Brakuje 3-4 dodatkowych misji uzupełniających historię oddziału Tier 1. Nie zaszkodziło by również jakieś epickie zakończenie. Z przytupem, z mocą emocji. Końcówka jest taka...zwykła, choć outro jest niczego sobie.
- Durnowate AI spawnujące się od czasu do czasu na oczach gracza. Trochę żałośnie to wygląda gdy zza kamienia wyskakuje nagle wróg, mimo, że ów kamień obeszliśmy kilka sekund wcześniej dookoła.
- Zbyt dużo ogranych motywów w stylu "podciągnij mnie bo nie potrafię wejść na metrowy murek".
- Dziwny poziom brutalności. Przy strzale z Barreta głowa wroga eksploduje na kawałki, natomiast przy serii z M4 prosto w klatę z 5 metrów nie pojawia się nawet kropla krwi.
- Bardzo nierówna grafika. Pierwsza misja to ohyda do potęgi - słabe oświetlenie lokacji, kiepskie tekstury, mało detali otoczenia, znikoma interaktywność. Potem zaś poziom wizualny podnosi się z nędzy do pełnej akceptacji, a widoczki na góry Afganistanu są całkiem całkiem. Multiplayer to inna para kaloszy - ostrzejsze tekstury, lepsze efekty ognia i dymu, dobre sylwetki wojaków itd.
- Wątek konfliktu dowódca-generał zupełnie niepotrzebny. NIC z niego kompletnie nie wynika, chociaż nie... wynika - Ctrl+Alt+Delete. Wiele hałasu o nic. Następnym razem proszę o skupienie się na żołnierzach.
Podsumowanie
Medal of Honor to daleka od doskonałości, ale całkiem przyjemna strzelanina, której klimat oraz atmosferę buszowania po Al-Kaidowskich terenach jest właściwie nie do przecenienia. Niestety, dzieło Danger Close to zbyt krótka rozrywka, abym z pełną świadomością mógł je polecić absolutnie wszystkim fanom strzelanin. Grę docenią przede wszystkim Ci, którzy przekładają "militarną czystość" nad bezsensowny, aczkolwiek efektowny chaos doprawiony porywającą fabułą.